niedziela, 9 lutego 2020

PTAKI NOCY (2020) - recenzja delikatnie spoilerowa

Co dał odbiorcom filmów z bohaterami DC Comics Zack Snyder? Różne są opinie na ten temat, lecz ja osobiście zawdzięczam wspomnianemu twórcy to, że dokładnie od czasów jego BATMAN V SUPERMAN, na każdy kolejny aktorski film kinowy z postaciami z DC idę z duszą na ramieniu, nie licząc na nic więcej, niż ”oby tego nie spier…”. WONDER WOMAN, AQUAMAN i SHAZAM!, pomimo bycia tworami bardzo przyjemnymi, ale jednocześnie wciąż dalekimi od ideału, niewiele w tej kwestii zmieniły. JOKER także nie zaburzył percepcji i na PTAKI NOCY wybrałem się po prostu z nadziejami na to, że wyjdę z kina bez śladów trzaskania kolejnych facepalmów na pysku. I chociaż Cathy Yan nie zrobiła filmu, po którym trzeba było zbierać własne szczęki z podłogi, to jednak w kategorii ”nic nie wnosząca do życia, przyjemna kopanina” tytuł ten sprawdza się doskonale.

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa. Po rozstaniu z Jokerem, Harley próbuje stanąć na nogi. Oznacza to picie, imprezowanie i wchodzenie w paradę niewłaściwym osobom. Gdy na jaw wychodzi, że Pan J. już nie stanowi immunitetu dla panny Quinn, Roman Sionis (Czarna Maska) postanawia się z nią rozliczyć. Jednocześnie stara się on przejąć pewien drogocenny kamień, który kradnie młoda Cassandra Cain. Wkrótce drogi dziewczyny krzyżują się zarówno z Harley, jak i Kanarkiem, Łowczynią oraz policjantką Renee Montoyą.

Film PTAKI NOCY (pozwolę sobie nie wypisywać każdorazowo tego długaśnego podtytułu) w swoich zwiastunach dawał nam do zrozumienia, czego można się po tytule tym spodziewać. I nie będę ukrywał, że jednym z moich zarzutów wobec tego obrazu jest to, że powinien się nazywać ”Harley Quinn i Ptaki Nocy”, ponieważ bohaterka grana przez Margot Robbie jest tu zdecydowanie gwiazdą największego kalibru. To była partnerka Jokera jest osobą, która zawiązuje tu akcję, ma zdecydowanie najwięcej czasu ekranowego oraz najwyraźniej przedstawione, własne back-story. To także Harley jest tutaj narratorką całości, więc nawet przez moment nie spełniają się zapowiedzi sprzed kilku lub kilkunastu dni, które sugerowały iż film będzie drużynówką, w której każda z pań ma być tak samo istotna. Na szczęście nie oznacza to, że Kanarek, Łowczyni czy Montoya zostały potraktowane jakoś po macoszemu. Każda postać ma swoje pięć minut i wszystkie zostają szybko lecz konkretnie przedstawione widzom. Jest to o tyle przyjemne, bo dzięki temu PTAKI NOCY nie zmieniają się w kolejny, generyczny, trykociarski origin movie. Ogromny plus dla twórców filmu, że tym razem dostajemy Harley Quinn dość zbliżoną do komiksowej wersji (widać wyraźne inspiracje serią z New52) jak i czuć, że w ramach pre-produkcji oglądano BATMAN: THE ANIMATED SERIES. Tym razem panna Quinzel jest przedstawiona naprawdę w porządku, a nie jak niespełniona fantazja seksualna gimnazjalisty, jaką dano nam w LEGIONIE SAMOBÓJCÓW.
Warto przy tym dodać, że castingi w większości okazały się bardzo trafione, a i sposób prowadzenia poszczególnych postaci mógł się podobać. Osobiście trudno jest mi wskazać faworyta lub faworytkę. Ewan McGregor pokazał się z tak dobrej strony, że szkoda iż nie było go w filmie nieco więcej. Wśród pań… jejku, nie wiem. Jurnee Smollett-Bell jako Black Canary miała w sobie bardzo fajny luz, Mary Elizabeth Winstead była z kolei najbardziej charakterna i scena z lustrem na pewno zostanie mi w pamięci na jakiś czas, zaś sama Łowczyni i filmowy pomysł na nią, zaskoczył mnie na plus. Rosie Perez niczym koleżankom nie ustępowała, a jej wybory względem ubiorów z pewnością wywołają uśmiech na niejednej twarzy.

Na minus wymienię dwie postacie. Podkreślam, nie chodzi mi o aktorów, którzy zagrali dobrze. Filmowi Zsasz i Cassandra Cain mnie do siebie nie przekonali. Ten pierwszy głównie dlatego, że było go bardzo mało i został w filmie ledwie ”liźnięty”. Zdecydowanie miał on potencjał na coś więcej, co było widać we wspólnych scenach z nim i Sionisem. Jednak gdy McGregor nie pojawiał się w pobliżu, Zsasz po prostu… był. Jeśli chodzi o Cassandrę, to mam do niej zarzut czysto ”nerdowski” – ta bohaterka mogłaby się nazywać w dowolny inny sposób lub być zupełnie nową postacią i nie byłoby żadnej różnicy. Reszta ”Ptaszyn” ma szereg cech charakterystycznych, dzięki którym nie da się ich pomylić z jakąkolwiek inną bohaterką. Z komiksowej Cassandry Cain w filmie nie zostało nic, oprócz imienia i nazwiska. No a ponieważ to moja ulubiona Batgirl, to mam lekki ból dupki ;)

Realizacyjnie PTAKI NOCY stoją na przyzwoitym poziomie. Film korzysta pełnymi garściami z nadanego mu ratingu R, lecz nie powiedziałbym, by był jakoś przesadnie brutalny (jak na dzisiejsze standardy i możliwości). Sposób prowadzenia narracji jest całkiem ciekawy, chociaż może się od niego w pewnym momencie zakręcić w głowie. Aczkolwiek wydaje mi się, że dokładnie taki był zamysł Cathy Yan. Stylistycznie mamy tu odzwierciedlenie tego, co widać na plakatach. Jest dość kolorowo, bardzo jaskrawo, a idąc do kina nie musicie obawiać się tego, że otrzymacie wielkiego kija w tyłku każdego członka obsady oraz wymuszony mrok.

PTAKI NOCY zdecydowanie są też filmem skierowanym mocniej do żeńskiej części publiczności, lecz z mojego punktu widzenia trzeba docenić fakt, że chociaż film ma swoje feministyczne momenty, to z całą pewnością nie postawiłbym go na tej samej półce co ”Kapitan Marvel” czy serial BATWOMAN. To nie jest film krzyczący do widza, że kobiety są super, a mężczyźni to zło wcielone. W PTAKACH NOCY nie ma ani jednej krystalicznie czystej postaci, niezależnie od płci. Co prawda nie sądzę, by tak zwani ”prawdziwi mężczyźni”, którzy są tak niebywale męscy, że obraża ich film z paniami w rolach głównych, zmienili swoje jedyne ”słuszne” zdanie po tym co napisałem, ale dla reszty z Was może to być istotna informacja.

Dla mnie PTAKI NOCY to film, na którym dobrze bawiłem się w kinie, raczej do niego nie wrócę, a za tydzień zapomnę co w nim było. I wiecie co? To jest dokładnie to, tego po nim oczekiwałem, dlatego też z całą pewnością nie czuję się zawiedziony. Na pewno jest to lepszy wybór na najbliższe dni, niż którakolwiek z komedii romantycznych, których o tej porze w kinach niemało.

Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz