Czas na pierwszą z trzech batmanowych recenzji, jakie zaplanowane zostały na DCManiaku na ten tydzień.
Seria DEATHSTROKE Christophera
Priesta, która ukazywała się w ramach Odrodzenia, pomimo dosyć dobrych recenzji,
nie doczekała się ostatecznie wydania w naszym kraju. Na szczęście w swoim
runie wspomniany scenarzysta stworzył coś na kształt mini serii wydanej w
ramach ongoingu, która stanowi zamkniętą, odrębną całość. I to właśnie po tą
opowieść zdecydowali się sięgnąć włodarze Egmontu, co wydaje się przynajmniej w
teorii rozsądnym i bezpiecznym posunięciem. Skoro bowiem w tytule widnieje
znany, lubiany i świetnie sprzedający się w Polsce Batman, a do tego na
przeciwko niego staje jeden z najpopularniejszych, najbardziej skutecznych
najemników świata DC, to trudno nie liczyć już na starcie na dobrą sprzedaż
takiego tytułu. Czy jest to tylko kolejna, typowa i bezsensowna nawalanka, czy
może jakiś bardziej zapadający w pamięć pojedynek dwóch mocnych zawodników?
Jedną z zalet omawianego
komiksu jest już na wstępie fakt, iż tak naprawdę nie jest on powiązany z
wydarzeniami, które aktualnie rozgrywają się w ramach serii BATMAN oraz
DEATHSTROKE. W tej pierwszej, pisanej przez Toma Kinga serii, Mroczny Rycerz
jest świeżo po konfrontacji z Poison Ivy, z kolei Slade zakończył swoją dłuższą
przygodę z własną drużyną Młodych Tytanów i trafił finalnie do Arkham. Wątek
ten kontynuowany będzie w zeszycie 36. Nie ma zatem najmniejszego problemu, aby
zupełnie przypadkowy, nieobeznany z aktualnym kontinuum czytelnik miał problem
ze śledzeniem i zrozumieniem przebiegu fabuły. Trzeba jednak uczciwie przyznać,
że znajomość pewnych postaci z życia chociażby Deathstroke'a, czy też ogólnego
przebiegu BATMAN I SYN Granta Morrisona, pomaga lepiej wczuć się w klimat
panujący od pierwszych stron.
To nie pierwsza konfrontacja
tytułowych postaci, do których dochodziło na przestrzeni ostatnich lat przy
okazji różnych, solowych czy drużynowych przygód Mrocznego Rycerza. Nie trzeba
zresztą daleko szukać, bo najświeższe starcie można było zaobserwować już na
początku trwającego runy Jamesa Tyniona IV w BATMANIE, gdzie główną role
odgrywa Designer. Dla Christophera Priesta punktem wyjściowym, krzyżującym
ścieżki Slade'a oraz Bruce'a, stał się wspomniany przed chwilą komiks BATMAN I
SYN, gdzie zadebiutował Damian Wayne jako syn Talii Al Ghul oraz Człowieka-Nietoperza.
Batman i Deathstroke jednocześnie dowiadują się, że to jednak ten drugi jest
biologicznym ojcem Robina. Jeden z najlepszych detektywów na świecie bardziej
przejmuje się tymi doniesieniami i postanawia za wszelką cenę rozwikłać tą
zagadkę, raz na zawsze rozstrzygając wydawałoby się zamkniętą od dawna kwestię.
Przy okazji staje na drodze najgroźniejszego płatnego zabójcy, uniemożliwiając
mu konsekwentnie wykonanie nowych zleceń. Oczywiście Deathstroke nie jest
zadowolony z wtrącania się gacka w nie swoje sprawy, co automatycznie oznacza
wojnę. I tak też jest w rzeczywistości.
Opowieść nie jest wybitnie
skomplikowana, napakowana zgodnie z założeniem wieloma pojedynkami, wzbogacona
pewnymi przemyśleniami pozwalającymi lepiej zrozumieć sposób postępowania obu
rywali, a także nie do końca satysfakcjonujące zakończenie. Wyjściowy pomysł oraz
zawarty w nim potencjał zostały w mojej opinii nie do końca wykorzystane, a
sposób zachowania Bruce'a i Slade'a nie do końca chyba zgodny z tym, jakie te
postacie zachowują się normalnie na co dzień. Nie zawsze efekciarskie okładanie
się pięściami i dążenie do zwarcia w ringu okazuje się trafnym rozwiązaniem,
znacznie bardziej podobają mi się tutaj sceny, kiedy o przewadze jednego czy
drugiego przeciwnika decyduje strategia i taktyka. Na plus zaliczę m.in. relacje
na linii Alfred-Wintergreen i nie do końca jasną sytuację, kto podesłał nowe wyniki
badań DNA doprowadzając do całego zamieszania.
Za wrażenia artystyczne w tej
opowieści odpowiadał w głównej mierze Carlo Pagulayan (odpowiedzialny za
ilustracje do ponad 20 zeszytów serii DEATHSTROKE), a pomagali mu w różnym
stopniu bardziej znany szerszej grupie odbiorców Ed Benes, a także znacznie
mniej popularny Roberto Viacava. Rysunki nie są według mnie z górnej półki, ale
też nie oznacza to, że pod tym kątem czeka nas jakieś większe rozczarowanie.
Kreska samego Pagulayana jest wystarczająco dokładna, szczegółowa i czytelna w
odbiorze, będąca takim reprezentantem klasycznej superbohaterszczyzny. Styl dosyć
przyjemny, ale niczym specjalnie nie wyróżniający się na tle wielu innych
specjalistów w tej dziedzinie. Tutaj chodziło po prostu o to, aby przelać na
papier dużo efektownych, dynamicznych, żywiołowych scen, do czego dobrano
odpowiedniego moim zdaniem rzemieślnika. Najlepiej prezentują się wszelkie
konfrontacje dwójki głównych aktorów tego przedstawienia, o co przecież tak
naprawdę chodziło.
Komiks został wydany
standardowo w miękkiej okładce ze skrzydełkami, na których tym razem zabrakło
krótkiej biografii twórców, ale za to są grafiki przedstawiające Batmana i
Deathstroke'a. W ramach dodatków umieszczono tradycyjny pakiet z okładkami
alternatywnymi autorstwa Francesco Mattiny, a także trzy strony posłowia
scenarzysty oraz sześć stron różnych szkiców.
BATMAN KONTRA DEATHSTROKE w
większości spełnił niezbyt wygórowane oczekiwania, z jakimi podchodziłem do
lektury. Opowieść ta nie jest specjalnie wyszukana, nie zapisze się złotymi
zgłoskami w historii komiksu, i raczej nie będzie się też do niej po latach
wracać. Jednorazowe czytadło z dwójką bardzo specyficznych, wyrazistych
postaci, których sporo dzieli i tyle samo łączy, i którzy swoimi perypetiami
dostarczają odbiorcy sporą dawkę satysfakcjonującej rozrywki. Szukacie fajnego,
szybkiego odstresowywacza, w miarę dobrze narysowanego i obfitującego w solidną
porcję zadanych ciosów? Oto jeden z nich.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DEATHSTROKE #30 - 35.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz