Gdy ogłaszano start linii Young
Animal, ujawniono także cztery tytuły, od których inicjatywa ta się rozpocznie.
Lokomotywą projektu Gerarda Way’a był oczywiście DOOM PATROL, ja osobiście
zdecydowanie najmocniej wyczekiwałem CAVE CARSON HAS A CYBERNETIC EYE, a koniec
końców okazało się, że to premierowa odsłona serii SHADE: THE CHANGING GIRL zdecydowanie
najmocniej zdobyła moje zimne serce. Dziś wreszcie napiszę Wam kilkanaście zdań
o tym, jak moim zdaniem wypadła druga i
zarazem ostatnia część tytułu kierowanego przez Cecil Castelucci i Marley
Zarcone.
W pierwszym tomie poznaliśmy Lomę –
mieszkankę planety Meta. Gdy wskutek nieprzewidzianych wydarzeń łączy się ona z
esencją Shade’a, a następnie przenosi się na Ziemię i przejmuje ciało
nastoletniej Megan Boyer, która akurat wówczas umarła… no cóż, można się spodziewać
tego, że lekko, łatwo i przyjemnie nie będzie. Loma musi zmierzyć się z
ludzkimi zwyczajami których nie rozumie, przerastającymi ją mocami, a także
pościgiem, jaki ruszył za nią z Mety. Jaki jest najlepszy sposób na wyjście z
kłopotów? Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszcza… o, przepraszam – przemierzyć
wzdłuż i wszerz USA. Tylko czy jej wersja ”amerykańskiego snu” nie okaże zgubna
dla niej i jej bliskich, zarówno tych z Ziemi jak i z Mety?
Cecil Castelucci to dla mnie jedno z
najbardziej pozytywnych odkryć minionych lat. Gdy zapowiadano komiksy z linii
Young Animal, była to jedyna scenarzystka, której nie mogłem skojarzyć z
totalnie niczego, a bądź co bądź, przyszło jej mierzyć się z dziedzictwem
momentami rewelacyjnej serii SHADE: THE CHANGING MAN. Skoro już napisałem, że
tytuł skupiający się na Lomie to mój personalny faworyt, to wiecie już dlaczego
pani scenarzystka tak podbiła moje serduszko. I w drugim tomie kontynuuje ona
dobrą robotę, chociaż znów muszę na parę rzeczy pokręcić lekko nosem. Mam przy
tym małe deja vu, bo w poprzednich recenzjach komiksów z Young Animal pojawiał
się z mojej strony podobny zarzut. Mianowicie mam wrażenie, że twórcy
poszczególnych serii mieli odgórny przykaz, by ich tytuły koniecznie zaliczyły
po tuzin numerów i niekoniecznie mieli na tyle dużo dobrych pomysłów, by
przestrzeń tę odpowiednio zapełnić. Cacil Castelucci wybrnęła akurat całkiem
nieźle, lecz jednak czuć na stronach drugiego tomu SHADE: THE CHANGING GIRL, że
miejscami tempo wyraźnie siadło.
Niemniej tytuł ten nieustannie broni
się swoją lekkością, a także znakomicie prowadzonymi postaciami. Nie tylko Lona,
której odrealnienie i brak rozumienia otaczającego jej świata prowadzony jest
przez scenarzystkę brawurowo, ale także równie ciekawy drugi plan. Tutaj moim
osobistym faworytem jest nikt inny jak Lepuk, beznadziejnie zakochany w głównej
bohaterce, będący w stanie dokonać dla niej największych poświęceń i nie mający
żadnego pojęcia, że ona zasadniczo już prawie o nim nie pamięta. Nie pamiętam,
bym w ostatnim czasie współczuł jakiejś postaci komiksowej tak mocno, jak temu
nieszczęśnikowi.
O ile warstwa scenariuszowa nie
porwała mnie może ażtak mocno jak poprzednim razem, tak na graficzne czary,
jakie bez większego kłopotu uprawia na łamach SHADE: THE CHANGING GIRL rysowniczka
Marley Zarcone, złego słowa nie po prostu napiszę. Zwłaszcza te sceny, w
których Loma uaktywnia (oczywiście bardziej lub mniej świadomie) moce Shade’a,
to istny popis ogromnej kreatywności i swoistego, twórczego szaleństwa artystki,
dzielnie i mocno wspieranej tu przez kolorystkę Marguerite Sauvage. Ogólnie to
pozytywne, graficzne szaleństwo jest znakiem rozpoznawczym każdego komiksu z
linii Young Animal, lecz uważam, że to na łamach tego cyklu wychodzi to
zwyczajnie najlepiej.
Drugi tom SHADE: THE CHANGING GIRL
to także wydawniczy standard dla linii Young Animal. Miękka okładka, cena w
wysokości siedemnastu dolarów, pewna garść dodatków, lecz oprócz okładek
wariantowych są to tylko te rzeczy, które były również dostępne w wydaniach
zeszytowych. Niestety, zabrakło tu miejsca na szkice, komentarz odautorski czy
cokolwiek, co mogłoby mocniej nacieszyć oko.
Mam wrażenie, że piszę to ostatnio
przy każdej recenzji drugich tomów cykli z Young Animal, ale takie są fakty -
SHADE: THE CHANGING GIRL vol. 2 nie powaliło mnie tak jak pierwsza odsłona.
Wciąż jednak to mój osobisty numer jeden, jeśli chodzi o dotychczasowy, znany
mi dorobek imprintu Gerarda Waya. Warto kupić, zwłaszcza gdy raz jeszcze
chcielibyście poczuć klimat typowy dla tytułów z klasycznego Vertigo
Krzysztof Tymczyński
SHADE: THE CHANGING GIRL VOL. 2: LITTLE RUNAWAY zawiera numery #7-12 niniejszej serii.
SHADE: THE CHANGING GIRL VOL. 2: LITTLE RUNAWAY do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz