Miłośnicy przygód Korpusu
Zielonych Latarni nie mają wprawdzie możliwości wyboru z takiej ilości różnych
serii, jak fani Batmana, czy nawet Supermana, ale zawsze mogą liczyć na to, że
na rynku ukazywać się będzie jakiś tytuł poruszający problemy Hala Jordana i
spółki. Za czasów New 52 serii z rodziny GL było rekordowo dużo, bo aż cztery,
zaś w dobie Rebirth ukazywały się dwa tego typu ongoingi. O ile GREEN LANTERNS rozgrywał
się bardziej na uboczu i prezentował mizerny poziom, o tyle już wydany
częściowo w Polsce HAL JORDAN I KORPUS ZIELONYCH LATARNI był całkiem przyjemnym
czytadłem. Po tym, jak Robert Venditti zakończył logiczną i w dużej mierze
satysfakcjonującą klamrą swój kilkuletni run w świecie Zielonych Latarni, fani
musieli czekać zaledwie trzy miesiące, aby kolejny twórca wziął na swój
warsztat postać Hala Jordana. Grant Morrison powraca do roli scenarzysty
regularnej serii, aby przedstawić własną, oryginalną interpretację najbardziej
znanego z członków GLC. Obok tego scenarzysty nie można przejść obojętnie,
należy spodziewać się kontrowersji, nietypowych rozwiązań oraz bogatych
nawiązań do komiksowej historii głównej postaci. Nie będę ukrywał, oczekiwania
miałem spore, ale tak naprawdę do ostatniej chwili nie miałem pojęcia, co
zastanę w pierwszym rozdziale, w jakim kierunku zdecyduje się podążyć szalony
Szkot.
Poprzednia seria z Latarniami
nie cieszyła się niestety w naszym kraju na tyle dużą popularnością, aby Egmont
mógł wydać cały, składający się z siedmiu tomów cykl. Jeśli ktoś liczył
jeszcze, że wzorem FLASHA brakujące odsłony jednak ukażą się w polskim
przekładzie, to pojawienie się pod koniec marca pierwszego tomu THE GREEN
LANTERN od duetu Morrison/Sharp, przecina wszelkie tego typu spekulacje. Z
jednej strony szkoda, bo końcowe akty runu Vendittiego prezentowały dobry
poziom, ale z drugiej strony należy się cieszyć, że Egmont daje nam możliwość
zapoznania się z inną wersją przygód Korpusu Zielonych Latarni. Wersją, której
dużym atutem jest przystępność dla nowego czytelnika, gdyż w przeciwieństwie do
tego, co obserwowaliśmy w ostatnich latach (różne restarty, które tak naprawdę
nie dotykały uniwersum GL), tym razem dostajemy w miarę świeży start, a wiedza
na temat wydarzeń, jakie rozegrały się chociażby w HAL JORDAN I KORPUS
ZIELONYCH LATARNI, nie jest tutaj potrzebna. Wystarczy znać podstawowe fakty na
temat Jordana i Korpusu, aby czerpać frajdę podczas lektury. Z kolei bardziej
doświadczony czytelnik będzie czerpać dodatkową przyjemność, wyłapując sporą
ilość nawiązań do bogatej mitologii Zielonych Latarni, których w omawianym
komiksie zdecydowanie nie brakuje.
Mamy tutaj również przykład
tego, co często w różnych miejscach ja czy też Damian podkreślamy, że liczy się
przede wszystkim dobra historia, a nie osadzanie czegoś na siłę w kontinuum, co
automatycznie nakłada na twórców bagaż wszelakich ograniczeń. Morrison z góry
założył, że jego opowieść podzielona będzie niczym serial na sezony, każdy
składający się z 12 odsłon. W momencie pisania tych słów w USA ukazały się dwa
rozdziały sezonu drugiego (czy będzie kolejny? tego na razie do końca nie
wiadomo), a w przerwie międzysezonowej dostaliśmy mini serię BLACKSTARS
stanowiącą pomost pomiędzy nimi. Oby tym razem głośniejsze nazwiska twórców
okazały się skuteczniejszym magnesem na czytelników, abyśmy mogli doczekać się
w Polsce całości runu Morrisona.
Na okładce wita nas Hal
Jordan, który tym razem jest zdecydowanie głównym i najważniejszym bohaterem,
wokół którego kręci się cała opowieść nakreślona przez słynnego Szkota. Nie
spotkacie w omawianym komiksie Guya Gardnera, Johna Stewarta, Kyle'a Raynera,
czy też innych znanych Latarników typu Kilowog, czy Salaak, którzy odwracaliby
uwagę od Jordana i próbowali skraść jego show. Jeśli już nasz ulubieniec
pokazuje się w otoczeniu innych Green Lanternów, to są to zdecydowanie mniej
znani, czy też zupełnie nowi członkowie GLC, których scenarzysta nie boi się wprowadzać
do komiksu. Najciekawiej, ze zrozumiałych względów, prezentuje się Green
Lantern z aktywnym wulkanem pełniącym rolę głowy(!?).Gościnnie pojawia się
m.in. Adam Strange (bardzo podoba mi się taka wersja tej postaci), Evil Star,
czy też Kontrolerzy z grupą Darkstars, jak najbardziej ubogacając całą intrygę.
Morrison postanowił przywrócić
postać Hala Jordana do jego korzeni, do okresu sprzed kilku dekad, a zwłaszcza
do czasów Brązowej Ery komiksu. Główny bohater ukazany zostaje jako pewny
siebie, zdecydowany i gotowy do przekraczania swoich uprawnień kosmiczny stróż
prawa, w której to roli czuje się i sprawdza chyba najlepiej. Dzięki takiemu
podejściu Jordan jawi się jako osoba znacznie dojrzalsza, zdecydowanie moim
zdaniem ciekawsza i mniej irytująca, niż mogliśmy to obserwować chociażby w
spektakularnym runie Geoffa Johnsa. Wrzucony w klimaty szalonego, oldskulowego
science fiction nie boi się stanąć do walki z nawet najbardziej dziwacznym
przeciwnikiem, prowadzić śledztwo dotyczące najbardziej pokręconych spraw.
Zdecydowanie lepiej odnajduje się w zróżnicowanym, odległym i pełnym kolorytu
kosmosie, niż na planecie Ziemia, gdzie był po prostu jednym z wielu obywateli
podporządkowanych dalekiemu od ideału systemowi praw i obowiązków. Jako
nieustraszony policjant i detektyw, Jordan próbuje odnaleźć zdrajcę
ukrywającego się w szeregach Korpusu Zielonych Latarni, ratuje z opałów planetę
Ziemię sprzedaną na aukcji, nie waha się zaatakować jednego z bogów, czy też
infiltruje na polecenie zwierzchników szeregi wroga i przekracza jedną z
żelaznych zasad Korpusu. Nie ma czasu na nudę, gdyż dzieje się całkiem sporo,
jest gęsto od różnych postaci, a końcówka pierwszego tomu zwiastuje jeszcze
więcej emocji w kolejnym tomie, który zapowiedziany jest już (na razie bez
konkretnej daty) na skrzydełkach okładki.
Zdaję sobie sprawę z tego, że
każdy ma inny gust i nie wszystkich urzekają ilustracje wykonywane na co dzień
przez Liama Sharpa. Ja należę akurat do tej grupy, która ubóstwia prace pochodzącego
z Derby Brytyjczyka, zwłaszcza, że w THE GREEN LANTERN prezentuje on swój
najwyższy, niezwykle równy poziom, wspinając się artystycznie jeszcze wyżej,
niż chociażby w wydanej w Polsce WONDER WOMAN (Odrodzenie). Wielokrotnie
szczęka opadła mi z wrażenia obserwując dziwactwa, jakie zmalował na kartach
tego komiksu. Dodatkowo mogę powiedzieć, że według mnie Sharp urodził się wręcz
do rysowania właśnie wszelkiego rodzaju kosmicznych przestrzeni, nowych planet,
przedstawicieli dziwacznych ras, obcej i zaawansowanej technologii itp. Widać,
że czuje się w takich realiach jak ryba w wodzie. Trudno wyobrazić sobie
lepszego artystę do tego konkretnego projektu, dzięki czemu wszelkie irracjonalne
pomysły scenarzysty są dokładnie tym, co sobie zaplanował. Sharp rysuje bardzo
szczegółowo, dbając nie tylko o drobiazgi na tym pierwszym, ale i na dalszym
planie. Często też modyfikuje swój styl oraz sposób kadrowania, dopasowując je
do konkretnej sytuacji. Jego szeroki wachlarz możliwości będzie można docenić
zwłaszcza na przykładzie zeszytu siódmego, który otwierać będzie drugi tom
serii. Warte podkreślenia w przypadku oprawy graficznej jest również to, iż
Liam Sharp odszedł od stosowanej przez swoich poprzedników (artystów
pracujących w ostatnich latach nad komiksami o tematyce GL) tendencji, aby
rysować w spektakularny sposób konstrukty generowane przez pierścień. Tutaj
postawiono na prostotę i klasykę, które dobrze współgrają z resztą bardzo
efektownej warstwy wizualnej. Innym atutem jest fakt, że dysponujący z
pewnością czasochłonnym stylem rysowania Sharp, potrafił samodzielnie stworzyć
plansze do całego pierwszego sezonu (12 numerów), co dzisiaj nie jest przecież
tak oczywistą sprawą.
Jeszcze tradycyjnie rzućmy
okiem na sekcję z dodatkami. Znajdziemy tam 10 stron z wariantami okładkowymi,
a także sześć stron, na których Grant i Liam wypunktowują wszelkie odwołania
oraz nawiązania, jakie umieścili w pierwszym zeszycie serii. Nie wszystkie były
dla mnie oczywiste, stąd ten krótki przewodnik uważam za bardzo pomocny,
pozwalający jeszcze lepiej docenić wkład włożony w powstanie #1.
Morrison i Sharp zdecydowanie
stanęli na wysokości powierzonego im zadania. Obaj twórcy świetnie sprawdzają
się w kreowaniu na nowo kosmicznego zakątka DC, gdzie mogą swobodnie popuścić
wodze fantazji, i gdzie ze względu na brak sztywnych ograniczeń, nawet te
najbardziej szalone pomysły zawsze idealnie pasują. Hal Jordan pod skrzydłami
Morrisona przestał być nijaki, a jego wiodąca rola w Korpusie wyraźnie
podkreślona. Każdy zeszyt/rozdział z jego udziałem potrafi zaskoczyć, serwując
czytelnikowi mieszankę ciekawych dialogów, elementów policyjnego śledztwa,
widowiskowej i pełnej dynamizmu akcji, a także pewnej dozy humoru oraz umiejętnie
trzymających napięcie cliffhangerów. Jedna z najlepszych serii ongoing
wydawanych obecnie przez DC, która jest jak najbardziej warta sprawdzenia przez
wszystkich tych, którzy lubują się w tego typu pokręconych kosmicznych
klimatach. Warto sprawdzić.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów THE GREEN LANTERN #1 - 6.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz