czwartek, 9 kwietnia 2020

BATMAN UNIVERSE


W roku 2018 DC wystartowało z nową, cieszącą się dużym zainteresowaniem inicjatywą, tworząc serię specjalnych, powiększonych objętościowo zeszytów, sprzedawanych na wyłączność poprzez amerykańską sieć sklepów Walmart. Standardem w 100-stronicowych zeszytach ze słowem GIANT w tytule jest to, iż oprócz przedruków mniej lub bardziej starego materiału, zawierają również zupełnie nowe historie autorstwa znanych twórców. Obecnie reguły odnośnie wydawania DC GIANTS uległy zmianom (są dostępne dla wszystkich, tyle że w Walmartach ukazują się trochę szybciej, a do tego nowe historie są jednoczęściowe), a wszystko przez to, że projekt ten okazał się sporym sukcesem, dając czytelnikom możliwość przeczytania i obejrzenia przygód znanych i lubianych bohaterów w zupełnie innym, często niespodziewanym wydaniu. Jak tu bowiem przejść obojętnie obok przygód Supermana pisanych przez Toma Kinga, czy też Batmana w wersji Briana Michaela Bendisa? I to właśnie tym drugim projektem zajmę się bardziej szczegółowo w poniższej recenzji.

BATMAN UNIVERSE składa się z 12 rozdziałów po 12 stron każdy. Poszczególne części premierowo ukazywały się na kartach BATMAN GIANT #3 - 14, a po jakimś czasie w formie 6 zeszytów po 24 strony historia ta trafiła do sklepów komiksowych i stała się dostępna także dla fanów na całym świecie. W marcu 2020 BATMAN UNIVERSE ukazał się również zbiorczo w twardej oprawie, i właśnie w takiej, najbardziej przystępnej wersji, zdecydowałem się po tą opowieść sięgnąć. Pod obwolutą znajduje się Mroczny Rycerz na tle Księżyca, czyli ostatni kadr, jaki widnieje w omawianym komiksie. Całość została wydrukowana na takim samym, matowym papierze, jaki DC stosuje od prawie dwóch lat, i na którym moim zdaniem znacznie lepiej prezentują się kolory, niż na papierze błyszczącym. W sekcji z dodatkami znajduje się 15 stron z przedrukami okładek do poszczególnych zeszytów (wszystkie autorstwa Nicka Deringtona), 6 stron szkiców tego rysownika oraz 4 strony reklam innych komiksów.


Kiedy Brian Michael Bendis przeniósł się do DC, dosyć niespodziewanie dla mnie zagarnął dla siebie i zaczął przerabiać na własną modłę cały zakątek dotyczący Człowieka ze Stali. Superman przestał być taki fajny, jak za czasów duetu Tomasi/Gleason, a obie eSowe serie przekartkowuję już bardziej z przyzwyczajenia, modląc się o rychły relaunch i zmianę scenarzysty. W dodatku Bendis ambitnie wziął na swoje barki także kilka innych projektów, ale ilość pisanych komiksów w żadnym wypadku nie przerodziła się w jakość. Czasami faktycznie coś mu dobrego wyjdzie, ale tak poza tym widząc nazwisko BMB na okładce nie spodziewam się dzisiaj po taki komiksie zbyt wiele. Często nie czuje postaci, a jego tak silny niegdyś punkt, czyli dialogi, dosłownie wołają o pomstę do nieba. Ostatnia nadzieja na powrót starego, dobrego (jak powtarza słusznie mój kolega Andrzej Nowak z Kadr Ci w oko - "dobry Bendis to był ten gruby Bendis") Bendisa prysła wraz z relaunchem Legionu Superbohaterów, gdzie jego osoba teoretycznie całkiem dobrze pasowała, a wyszło jak wyszło. Ale o tym pomówię już przy okazji recenzji konkretnego komiksu. W każdym razie, widząc  tego scenarzystę gościnnie biorącego na swój warsztat po raz pierwszy w życiu Mrocznego Rycerza, postanowiłem z ciekawości zajrzeć, nie mając żadnych konkretnych oczekiwań, licząc się z ewentualnym rozczarowaniem. Skończyło się mega zaskoczeniem. Tak dużym, że już po pierwszych dwóch rozdziałach wiedziałem, iż jak tylko kiedyś się takowe ukaże, to muszę mieć wydanie zbiorcze na półce.


Batman rusza w pościg za Riddlerem, który kradnie z muzeum cenne jajko Fabergé. Szybko okazuje się, że nie jest to zwykła kradzież zwykłej błyskotki. Ktoś chce wejść w posiadanie artefaktu będącego źródłem potężnej mocy, aby z jej pomocą móc dowolnie manipulować wszechświatem. Mroczny Rycerz odkrywa prawdę i zgodnie z oczekiwaniami nie zamierza temu złoczyńcy zrealizować nikczemnych planów. Więcej szczegółów nie podam, bo to zepsułoby tylko zabawę.

Historia wymyślona przez Bendisa to alternatywa dla wszystkich osób znużonych zbyt długim i w większości rozczarowującym runem Toma Kinga, mającym dość taktycznej rozgrywki z Bane'em oraz wspólnych przygód Nietoperza i Kotki. Nie jest to jednak typowy bat-komiks z klasycznym detektywistycznym śledztwem. Kurcze, tak naprawdę nie jest to też do końca komiks o Batmanie, tylko bardziej taki mały przegląd i reklama całego Uniwersum DC. Spotykamy bowiem całą plejadę różnych postaci z DCU, Mroczny Rycerz (zdecydowanie mniej mroczny niż zazwyczaj) nawiązuje mniej lub bardziej nietypowe team-upy, a co najważniejsze, śledztwo zabiera go w różne miejsca w czasie i przestrzeni. Nietoperz, Grodd, Korpus Zielonych Latarni Jonah Hex oraz dinozaur w jednej opowieści? Proszę bardzo! Nie mogło zabraknąć w takiej sytuacji ekscytujących wymian ciosów, a także Batmana w oryginalnych strojach/kostiumach/zbrojach, dopasowanych do konkretnego miejsca i sytuacji. A wszystko doprawione niezwykle trafionymi, pasującymi do konkretnych postaci dialogami, które dodają całej intrydze fajnie wplecionego poczucia humoru.


Historia jest oczywiście odcięta od rygorystycznego pod wieloma względami kontinuum. Stanowi zamkniętą całość i nie jest do jej zrozumienia potrzebna żadna wiedza na temat innych bat-komiksów, czy też występujących w tej opowieści gościnnie postaci. Twórcy dostali możliwość przeprowadzenia pewnych eksperymentów i trochę sobie poszaleli, ale takie świeże, oryginalne spojrzenie na tytułową postać wyszło jej na dobre. Idealna lektura na jeden raz, zarówno dla starszego wyjadacza, jak i przypadkowego miłośnika historii obrazkowych z gatunku superhero.

Wizualnie bez zarzutu. Rysunków Nicka Deringtona nie da się pomylić z żadnym innym artystą, gdyż udało mu się wyrobić własny, unikalny, lekki i bardzo przejrzysty, wyrazisty styl. Bardziej kreskówkowy, trochę mniej poważny, ale świetnie pasujący do fabuły obmyślonej przez Bendisa. Coś jak taka mieszanka Cooke'a, Quitely'ego i Allreda. Są takie sceny, gdzie nie ma dymków z tekstem, a rysunki same w wystarczający sposób przedstawiają przebieg akcji. Do tego żywe, jasne i intensywne kolory, które w tym przypadku są bardziej adekwatne, niż ciemne barwy, do jakich przywykliśmy śledząc przygody Batmana.


BATMAN UNIVERSE to komiks, który totalnie mnie zaskoczył, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Człowiek-Nietoperz oderwany został od charakterystycznych dla siebie klimatów i otoczenia, wrzucony w wir szalonych wydarzeń, wysłany na przygodę swojego życia. Szybka akcja, efektowne pojedynki, gościnne występy, a przy tym sporo humoru i błyskotliwe dialogi. BMB jest tutaj zdecydowanie w swojej wysokiej formie, zapewniający czytelnikom masę frajdy, genialnej rozrywki, radości z towarzyszenia Batmanowi w jego nietypowym śledztwie. Oby więcej takich historii. Nie przypuszczałem, że po zmasakrowaniu mi Supermana przez tego scenarzystę, tak bardzo pokocham gacka w jego wersji. 3xTak, 10/10. Jeśli macie taką możliwość, to kupujcie bez zastanowienia, bo to idealny odstresowywacz na czas wirusowej kwarantanny.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN UNIVERSE #1 - 6.

Komiksu tego szukajcie w bogatej ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz