Każdy ma jakąś ulubioną postać komiksową, której perypetie będzie śledził
nie zważając na to, jaki będzie poziom serii z jej udziałem. W moim przypadku
jest to właśnie Batman. Niestety czasami się zdarza, że nawet najwierniejsi
fani odpadają przy seriach z ukochanymi postaciami. Takie myśli nasuwa mi lektura
serii tworzonej przez Toma Kinga. Już powoli męczy mnie ten run. Przy dwóch
poprzednich tomach mogłem znaleźć coś ciekawego dla siebie. Przy albumie
DRAPIEŻNE PTAKI strasznie się jednak zmęczyłem. Jeśli jesteście zaciekawieni
moją opinią, to zapraszam do dalszego czytania tekstu.
DRAPIEŻNE PTAKI zaczynają się w momencie, gdy Pingwin wychodzi z więzienia
Arkham. Po odzyskaniu wolności przez Cobblepota dowiadujemy się, że jego
miłość życia niedawno zmarła. Nie mając innych perspektyw, przedstawia on Batmanowi
ofertę z gatunku tych nie do odrzucenia.
Dziewiąty tom niespiesznie przesuwa nas do przodu w całej długiej historii,
zaplanowanej od początku serii przez Kinga, gdzie wszystko kręci się wokół
Bane’a. Plan tego złoczyńcy ma na celu psychiczne złamanie Batmana, co zapoczątkowane
zostało w tomie siódmym. Tylko że tej konkretnej części planu, która jest
przedstawiona w omawianym woluminie, nie potrafię kupić. Chodzi głównie o kwestię
Gordona, który nie sprawdza dokładnie informacji od Mrocznego Rycerza. Współpracowali
wiele lat ze sobą, a on mimo to nadal nie sprawdza tak wielkiej rewelacji.
Przecież komisarz spotkał wielu superłotrów w życiu i wie, jacy mogą być
przebiegli.
W pewnym momencie cytowane są dwa wiersze. Rzadko kto dobrze używa ich w
komiksach. W większości fabuł komiksowych przytaczanie liryki jest
pretensjonalne i wyniosłe. Autor przez zastosowanie takiego zabiegu chce nam
powiedzieć, że to co widzimy jest ważne i życiowe. W tej trzyczęściowej fabule
mam wrażenie, że King mówi: Patrz to poważny komiks niosący głębokie
przesłanie. Sama opowieść graficzna ma na celu pokazanie, że tak właśnie jest.
Dla mnie takie pisanie jest żenujące, ponieważ autor chce nas na siłę przekonać
o ważności stworzonego przez siebie komiksu.
W tomie dziewiątym
oprócz kolejnych zeszytów z regularnej serii Toma Kinga, mamy także jeden
annual oraz materiał z one-shota BATMAN SECRET FILES #1.
Ten ostatni jest zbiorem krótkich opowiadań o Batmanie. Dwie zawarte tutaj historie
przypadły mi do gustu, z czego jedna o dziwo napisana przez Kinga, a druga przez
Ram V. King mnie poniósł w trzech stronach, a to rzadko mi się zdarza. Ostatnie
pytanie, które wybrzmiewa, jest bardzo interesujące i pokazuje ludzką stronę
naszego bohatera. Nie będę wam streszczać, gdyż lepiej samemu przeczytać,
chociażby ten zeszyt. Ram V zaskoczył swoją opowieścią o policjancie, który
podczas jednej z akcji nawdychał się gazem strachu. Zwrot akcji, który
następuje pod koniec opowieści, zaskoczył mnie i to mocno. Wszystko co
wcześniej przeczytaliśmy, jest poddane innemu kontekstowi. Według mnie zabieg
ten okazał się idealny. Sama historia ma thrillerowy klimat, który jest dodatkowo
potęgowany przez oprawę graficzną. Dam wyróżnienie Tomowi Taylorowi za stworzoną
przez niego część tego zeszytu. Naprawdę miło się go czytało. Dialogi między
postaciami były dobrze napisane i było czuć w nich chemię. Nie były wymuszone,
co odczuwałem w głównej historii całego tomu z udziałem Pingwina. Sama fabuła
konwencjonalna, ale w tym formacie trudno o coś wybitnego. Pozostałe opowieści
są co najmniej okej. Jedna z nich ma zaskakujący morał, ale w sensie
dwuwymiarowym. Przypomina znaną prawdę, ale jakbyśmy zobaczyli drugą stronę
medalu, zamiast powiedzenie pewnych rzeczy prosto w twarz.
Na deser zostawiłem Annual, który pisany jest przez Toma Taylora. Alfred
musi kolejny raz pomagać swojemu paniczowi w jego poczynaniach jako Batman.
Okoliczności sprawiają, że sam Pennyworth musi pomóc Bruce’owi. Scenarzysta
chciał pokazać, jaką ojcowską miłością Alfred darzy Bruce’a. Według mnie udało
się to bardzo dobrze uchwycić. Mamy pokazane retrospekcje z dnia śmierci
rodziców Wayne’a, gdzie sam kamerdyner mówi, że miał inne plany, ale one się
zmieni ze względu na Bruce’a. Samo zachowanie codzienne Alfreda wskazuje na
silne ojcowskie uczucia do Wayne’a. Jest to tak naturalnie i nieinwazyjne
napisane, że ma się same ciepłe uczucia po zakończeniu czytania.
Rysunki nadal trzymają poziom. Mamy tutaj bardzo dobrych rysowników i tak naprawdę nie mam żadnych uwag do ich prac.
W żadnym stopniu nie przeszkadzają w odbiorze tomu.
Podsumowując, główna historia Kinga, której tutaj dostajemy mały wycinek,
jest po prostu słaba. Zmęczyła mnie. Jestem o krok od rzucenia tej serii.
Poczekam do kolejnego tomu i zdecyduję, czy dalej chcę śledzić tą przygodę. Przy
okazji zapraszam na Instagrama @geekmatusz.
Wcześniejsza recenzja wydania oryginalnego, która w zeszłym roku pojawiła
się na naszym blogu - klik.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #58 - 60, BATMAN
SECRET FILES #1 oraz BATMAN ANNUAL #3
Dziewiąty tom BATMANA w ramach
Rebirth znajdziecie na Egmont.pl oraz w sklepie ATOM Comics.
autor: Maciej
Matusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz