Skoro najwięcej komiksów wydawanych przez DC kręci się wokół postaci Batmana, a zatem nie może nikogo dziwić, iż także dzisiaj postanowiłem pochylić się właśnie na jednym z nich. Wybór padł na mini serię BATMAN: REPTILIAN, która niedawno dobiegła końca i wkrótce doczeka się publikacji w formie wydania zbiorczego. Komiks pod wieloma względami nietypowy, przykuwający okładką, opisem oraz nazwiskami zaangażowanych w cały projekt twórców. Garth Ennis i Liam Sharp? Ależ oczywiście, że musiałem to sprawdzić.
Ennis przyzwyczaił przez lata czytelników tym, że (z małymi wyjątkami) praktycznie unika pisania komiksów superbohaterskich. Jak już, to skupia się na postaciach mocno kontrowersyjnych pod względem sposobu postępowania z przestępcami, a herosi przez duże H pojawiają się w jego historiach gościnnie, gdzieś na drugim planie. Nie ukrywam, że byłem mocno zaskoczony informacją, iż znany Irlandczyk zdecydował się wreszcie napisać sześcioczęściową opowieść z nikim innym, tylko właśnie Mrocznym Rycerzem w roli głównej (dawno temu stworzył gościnnie krótki story arc w ramach LEGENDS OF THE DARK KNIGHT, innych ew. batprojketów nie pamiętam ), co już samo w sobie zapowiadało się niezwykle atrakcyjnie. Decyzja ta spowodowana była w dużej mierze chorobą przyjaciela - Steve'a Dillona, pod którego Garth specjalnie nakreślił fabułę, a zarobione pieniądze miały pomóc artyście w powrocie do zdrowia. Rzeczywistość okazała się okrutna i ś.p. Dillonowi nie było dane nawet rozpocząć pracy nad BATMAN: REPTILIAN. Po kilku latach leżakowania w szufladzie projekt jednak ujrzał światło dzienne, a imprint Black Label wydawał się jedynym rozsądnym dla niego miejscem. W kwestii rysownika wybór padła na Liama Sharpa, który akurat zakończył swój run w THE GREEN LANTERN Granta Morrisona.
O czym zatem jest ten komiks. Najprościej mówiąc - o kimś/czymś, co w brutalny i krwawy sposób terroryzuje przestępczy półświatek, a kolejni złoczyńcy zostają poważnie ranni. Człowiek-Nietoperz rozpoczyna śledztwo w tej sprawie, a jego wyniki okazują się dosyć zaskakujące. W jaki sposób cała sprawa ma związek z Killer Crociem, a także jaką rolę odgrywa pewien gangster nazwiskiem Volkov?
Zamknięta całość i z dala od kontinuum, czyli dwa oczywiste plusy mamy już na starcie. Fabuła okazuje się bardzo prosta i toczy się według dosyć przewidywalnego schematu. Batman tropi przeciwnika, a następnie po efektownej walce pokonuje go, także nie ma liczyć w tej kwestii na jakieś zaskoczenie. Tytułowy bohater jawi się jako osobnik bardzo pewny swoich umiejętności, panujący całkowicie nad sytuacją, budzący strach, przerażenie i szacunek, gdy tylko się pojawia. Jest bardziej agresywny, niż do tego przywykliśmy, arogancki, chłodny, taki trochę badass pokroju Jasona Todda. Patrząc po jego zachowaniu i chociażby żartów na widok ciężko rannego Jokera, trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż z Batmanem mamy tutaj do czynienia jedynie w teorii, gdyż w praktyce daleko mu do wizerunku tego bohatera wykreowanego przez lata w komiksach DC.
Atmosfera panująca w tej opowieści jest duszna, mroczna, ale też pełno w niej humorystycznych wstawek, zwłaszcza jeśli chodzi o karykaturalny wygląd poszczególnych postaci, czy w szczególności sceny z udziałem Croca oraz Volkova. Ten ostatni stanowi egzotyczny dodatek, tyle że dosyć zbędny i finalnie wrzucony na siłę, bo jego los tak naprawdę nikogo nawet przez moment nie obchodzi.
W tym nietypowym i dziwacznym komiksie na uwagę z pewnością zasługuje oryginalne i kontrowersyjne podejście do Killer Croca. Nie do końca kupuję takie rewelacje, ale trzeba przyznać, że wyobraźnia scenarzysty jest dosyć bujna i nie boi się eksperymentować z tym wydawałoby się mało atrakcyjnym złoczyńcą. Niestety z każdym rozdziałem robi się co raz dziwniej, do tego nie bardzo w moim guście. O ile po mało zachęcającym pierwszym zeszycie postanowiłem dać jednak całości szansę, to później tego żałowałem. Sposób powstrzymania głównego złego okazał się mocno nietypowy, delikatnie rzecz ujmując, ale patrząc wcześniej do czego to wszystko zmierza, dziwaczny przebieg finałowej walki akurat pasował do tak pokręconej wizji Ennisa.
Niezwykle ważną częścią BATMAN: REPTILIAN są ilustracje, jakie zaserwował niezwykle uzdolniony Liam Sharp. Artysta ten po raz kolejny popłynął w klimaty ociekające mrokiem, abstrakcją i absurdem, co powinno zasmakować wszystkim tym, którzy zachwycali się nad finałowym, czwartym tomem serii THE GREEN LANTERN (u nas już za chwilę wyda to Egmont). Plansze zostały w widowiskowy sposób w całości namalowane, co z jednej strony skłania do podziwiania warsztatu Sharpa, zaś z drugiej generuje problem ze zrozumieniem i odczytaniem niektórych scen. Większość postaci biorących udział w tej opowieści celowo została uchwycona w sposób mniej lub bardziej humorystyczny, co również jednych mocno ucieszy, zaś innych poważnie zdenerwuje. Obok warstwy wizualnej zdecydowanie nie sposób przejść obojętnie, ale nie należy ona do lekkostrawnych i przystępnych przeciętnemu czytelnikowi. Bardziej coś dla osób preferujących styl Simona Bisleya. Sama Kietha, czy też AZYLU ARKHAM w wykonaniu Dave'a McKeana.
BATMAN: REPTILIAN to komiks, po którym sporo sobie obiecywałem, a który okazał się jedynie historią poprawną, do przeczytania i zapomnienia. Nie powiem, w kilku miejscach nieźle się uśmiałem, doceniłem nietypowy styl zaproponowany przez lubianego przeze mnie Liama Sharpa, ale tak poza tym wiało mocno nudą, a Garth Ennis prezentuje słabszą formę. Jest to jeden z tych batmanowych tytułów, do którego nigdy już nie wrócę, i który zabrał mi czas, jaki mogłem poświęcić na przeczytanie czegoś znacznie bardziej wartościowego.
Recenzja oparta na zeszytach BATMAN: REPTILIAN #1 - 6.
Komiks dostępny w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Jak autor komiksu nie pisze komiksów superbohaterskich. To nie umie tego robić. A ów komiks potwierdza ową regułę.
OdpowiedzUsuń