DAPHNE BYRNE to chronologicznie czwarta seria stworzona w ramach horrorowej linii Joe Hilla dla DC, ale tak się złożyło, że Egmont wydał ją jako piaty album. Do tej pory komiksy z tego imprintu (opowieści grozy od DC nigdy za wiele) prezentowały się bardzo różnie pod względem poziomu, ale cechowała je różnorodność i skupienie się twórców na innym horrorowym aspekcie. Scenarzystka Laura Marks oraz rysownik Kelley Jones postanowili zbudować swój projekt wokół tematyki spirytyzmu, okultyzmu i opętania. Czy owoc ich współpracy okazał się warty przeczytania i zapamiętania?
Nowy Jork pod koniec XIX wieku. Po nieoczekiwanej śmierci Fredericka Byrne'a, jego żona oraz córka próbują sobie poukładać życie na nowo. Ta pierwsza czuje się zagubiona i szybko wpada w sidła mającej wobec niej niecne plany grupy okultystów. Ta druga z kolei stopniowo oddaje się kontroli ukrywanego do tej pory w swoim ciele demona, przez co na wierzch wychodzi jej mroczne, potężne i przerażające oblicze. Przez nastolatką największa próba, kiedy będzie musiała uratować życie matki i wybrać drogę, jaką zamierzać będzie od tej pory podążać.
OMEN, EGZORCYSTA, DZIECKO ROSEMARY - to niektóre z klasyków kina, jakie przychodzą na myśl czytając tą opowieść. Przygotowując danie o nazwie DAPHNE BYRNE, Marks wrzuciła do jednego garnka różne sprawdzone wcześniej składniki, ale zapomniała jednocześnie o dodaniu odpowiednich przypraw, które nadają całości niezapomniany, a przede wszystkim oryginalny smak. Na plus zaliczyć mogę fakt, że komiks czyta się szybko, a ilość dymków z tekstem nie jest ani za mała, ani za duża. Akcja toczy się w dziwnym, szarpanym tempie, brakuje płynności, spójności, a przebieg fabuły okazuje się niestety banalnie prosty do przewidzenia. Dałem się złapać na intrygujący opis oraz wcześniejsze ciekawe zapowiedzi, które rozbudziły apetyt na coś jakościowo wartego zainteresowania. O ile jeszcze pierwszy zeszyt dawał jakieś małe nadzieje na to, że całość potoczy się w oryginalnym i ciekawym kierunku, to nadzieje te bardzo szybko okazały się płonne.
Największy zawód sprawiła mi nijakość występujących w tej opowieści bohaterów. Nie znam wprawdzie wcześniejszych dokonań scenarzystki na innych polach, ale jej komiksowy debiut zaowocował kreacją postaci, które nikogo tak naprawdę nie obchodzą. Ciężko z nimi sympatyzować, czy też ich nienawidzić/potępiać, brakuje głębszego podejścia, sensownego uzasadnienia pewnych zachowań, jak chociażby nienaturalnie łatwą uległość Daphne wobec nawiedzającego ją demona. Co dalej z dziewczyną i jej matką po wydarzeniach z ostatnich stron? Kim/czym jest "Brat"Jakoś nie czuję potrzeby, aby kiedykolwiek się tego dowiedzieć, a zakończenie tak naprawdę trudno nazwać zakończeniem, gdyż całość urywa się w dziwnym miejscu.
Za ilustracje odpowiada artysta z gatunku tych zero-jedynkowych, czyli albo taki styl się uwielbia, albo się nienawidzi. Kelley Jones to komiksowy weteran, którego obecność w ramach tego horrorowego imprintu nie jest przypadkiem. Jones w przeszłości niejednokrotnie pokazywał, że świetnie odnajduje się we wszelkich historiach z gatunku horroru, noir, dotykających tematyki magii, okultyzmu, wszelkiej maści zjawisk nadprzyrodzonych. Rysowane przez niego potwory rzeczywiście przerażają, a istotną rolę tradycyjnie odgrywa mocne tuszowanie i zamiłowanie do koloru czarnego. Wiele postaci celowo jest przerysowanych, widoczny jest brak dbałości o proporcje, a młode dziewczyny wyglądają na starsze, co wprowadza charakterystyczny dla prac Jonesa element groteskowości. Uczciwie muszę stwierdzić, że widziałem już Kelleya w znacznie wyższej formie (ach ten cudowny i niezapomniany run w BATMANIE), ale za każdym razem chętnie sięgam po ilustrowany przez niego komiks, gdyż akurat należę do zwolenników takiej szalonej i dziwacznej kreski.
W ramach dodatków otrzymaliśmy krótkie wywiady z twórcami, a także galerię okładek alternatywnych. Jest to kolejny tom z cyklu Hill House Comics, w którym zachwyciły mnie przygotowane do poszczególnych zeszytów okładki. Cieszy przy okazji fakt, że trzy z nich, w tym zdobiąca wydanie zbiorcze, to dzieło Piotra Jabłońskiego.
DAPHNE BYRNE to komiks będący połączeniem motywów zapożyczonych z różnych znanych i cenionych horrorów, ale jak się okazuje taki miszmasz niekoniecznie musi oznaczać sukces. Laura Marks nie stanęła na wysokości zadania i nie dostarczyła czytelnikowi ciekawej, wciągającej i satysfakcjonującej opowieści, marnując tym samym spory potencjał, jaki tkwił przede wszystkim w osobie tytułowej bohaterki. Prosty, nierówny, niczego nie urywający i raczej rozczarowujący komiks, do którego zbytnio nie chce się wracać. Każdy ma inny gust i jednym taki komiks spodoba się bardziej, innym mniej, wszystko zależy naturalnie od kwestii wysokości postawionych przed twórcami oczekiwań. Akurat moim zdaniem to najsłabszy album z całego cyklu. Ale zdecydowanie nie ostatni, jak sugeruje opis Egmontu, gdyż aktualnie w USA ukazuje się sequel KOSZA PEŁNEGO GŁÓW, który mam nadzieję również przeczytać za jakiś czas w polskiej wersji językowej.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DAPHNE BYRNE #1 - 6
Komiks ten znajdziecie m.in. w internetowym sklepie Egmontu, a także na ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz