STAN PRZYSZŁOŚCI odsłona druga z trzech, czyli kolejna szansa na zaglądnięcie w możliwą wersję przyszłości, jaka czeka bohaterów świata DC w konsekwencji wydarzeń z DEATH METAL. Po tomie skupionym wokół Mrocznego Rycerza i innych postaciach z Gotham City, tym razem na pierwszy plan wyeksponowane zostały różne tytuły z rodziny Człowieka ze Stali. Co tam zatem ciekawego słychać o naszego poczciwego Supermana? Sugerując się jedynie opisem Egmontu można mieć pewne nadzieje, że sporo ciekawych rzeczy, może nawet i ciekawszych niż w tomie STAN PRZYSZŁOŚCI: BATMAN. Cóż, rzeczywistość pokazała coś innego i nie wszyscy miłośnicy Supermana będą uradowani tym, co zastaną wewnątrz omawianego albumu.
Zbiór cieńszy od batmanowego, zawierający około 250 stron i pozbawiony jakiegokolwiek motywu przewodniego/łącznika, jaki był wyraźnie widoczny w postaci Magistratu na kartach STAN PRZYSZŁOŚCI: BATMAN. Tutaj zaprezentowanych historii nic nie łączy, trudno wyłapać jakiś szerszy obraz, plan, schemat. Każda opowieść żyje własnym życiem, rozgrywa się prawdopodobnie w innej dekadzie, innym alternatywnym uniwersum. Zlepek trochę przypadkowych historii, śledząc które wyczuć można pewien chaos i bałagan. Jest takie poczucie wbicia się gdzieś w sam środek trwającej od pewnego czasu serii bez możliwości uzyskania odpowiedzi na pytanie odnośnie poprzedzających wydarzeń, jak również bez szans na to, że otrzymamy satysfakcjonujące zakończenie, czy też kontynuację.
To jest tego typu recenzja, którą pisze się dosyć niechętnie, bo chyba każdy lubi przeczytać ciekawy komiks i podzielić się później tym, co mu się w nim podobało, zamiast przeczytać niejako z obowiązku nieudany twór i potem na siłę doszukiwać się w nim ewentualnych zalet. O pięciu wybranych i umieszczonych przez Egmont historiach, z czego są one różnej długości, opowiem krótko, no bo tak naprawdę nie zasługują one na to, aby pisać o nich szerzej. Jak ktoś chce więcej szczegółów, to może przekonać się na własnej skórze.
SUPERMAN OF METROPOLIS (scen. Sean Lewis, rys. John Timms) - W stosunkowo bliskiej przyszłości Jonathan Kent stara się jak najlepiej wejść w buty swojego ojca, ale jakoś mu to nie wychodzi. Główny bohater zachowuje się nienaturalnie, out of character, podejmując niezrozumiałą decyzję o zmniejszeniu Metropolis, aby ocalić mieszkańców. Lewis nie czuje tej postaci tak, jak to robi później Tom Taylor. W fabule brak logiki, a umieszczenie w niej Mózgowca oraz beztwarzowych klonów tylko odrzuca. Musiałem się zmusić, aby doczytać tą dwuczęściową opowieść do końca.
SUPERMAN: WORLDS OF WAR (scen. Phillip Kennedy Johnson, rys. Mikel Janin) - Doceniam fragmenty, gdzie poszczególne osoby wspominają Supermana, mówią co dla nich znaczy, snują teorie na temat jego dalszych losów. Przyjemnie prezentują się również sceny walki w Warworldzie. Ta pieśń pochwalna dla eSa wydaje się jednak pusta w środku, jakiejś konkretnej fabuły brak, do niczego to nie prowadzi. Zostały pokazane jakieś wymiany ciosów, ale bez zagłębiania się w temat i wyjaśnienia przyczyn/konsekwencji. Liczyłem zdecydowanie na więcej.
CZARNY PODRÓŻNIK (scen. Jeremy Adams, rys. Siya Oum) - Najkrótsza historia, chyba rozgrywająca się na zupełnie innym Warworldzie, niż tym gdzie walczy rozdział wcześniej Superman. Ten fragment totalnie nic nie wnosi, jest praktycznie niepotrzebny. Szkoda tylko, że podpisał się pod nim tak świetny twórca, jak Jeremy Adams. Ale nie zrażajcie się i jakby Egmont wydał kiedyś jego FLASHA, to bierzcie w ciemno :)
SUPERMAN VS. IMPEROIUS LEX (scen. Mark Russell, rys. Steve Pugh) - Historia składa się z aż części i pokazuje Lexa Luthora, który robi dokładnie to samo, co zawsze, tylko że tym razem na własnej planecie w odległym kosmosie. Dyktatura, propaganda, wykorzystywanie innych do własnych celów. Nic nowego na temat Lexa i Supermana się tutaj nie dowiedziałem, brak zaskakujacych zwrotów akcji, a i sam finał okazał się mocno przewidywalny. Russell wielokrotnie pokazywał, że dobrze porusza się w takich klimatach, gdzie może przemycić swój komentarz do społecznych problemów, a wszystko podlewa sporą ilością specyficznego humoru. Szału nie ma, ale jako miłośnik tego scenarzysty momentami dobrze bawiłem się czytając i oglądając te bardziej ociekające satyrą, niż poważne perypetie Luthora, Kal-Ela i Lois.
SUPERMAN: HOUSE OF EL (scen. Phillip Kennedy Johnson, rys. Scott Godlewski) - Ostatnia walka licznego rodu El w odległej przyszłości przeciwko armii Czerwonego króla, poświęcenie, śmierć i nadzieja, że może jednak dziedzictwo Supermana będzie trwać jeszcze dłużej. Zaczyna się obiecująco, ale im bliżej końca tego one-shota, tym robi się bardziej schematycznie i dominuje zwykła naparzanka jednych z drugimi. Dostrzegam pomysł przyświecający scenarzyście, ale być może brak więcej miejsca to jedna z przyczyn, dla których nie wyszło tak, jak powinno.
Ilustracje zaprezentowane w tym komiksie nie są jednolite i stanowią mieszankę różnych stylów, co akurat nikogo nie powinno w przypadku takiego zbioru dziwić, i czego należało się spodziewać. Nie będę tutaj oryginalny twierdząc, że najlepiej wypadły sekwencje autorstwa Mikela Janina, który od kilku ładnych lat udowadnia, że dobrze czuje się rysując komiksy superbohaterskie dla DC. Zawsze przyjemnie podziwia się efekt jego pracy, nie inaczej jest w tym przypadku. Pozostali rysownicy - John Timms, Scott Godlewski, czy Steve Pugh - również w większości znani są osobom śledzącym w miarę na bieżąco ofertę DC. Za kreską dwóch pierwszych delikatnie mówiąc nie przepadam, stąd mój zachwyt nad warstwą wizualną nie jest szczególnie duży, a jak na złość obaj pojawiać się będą później czy to w serii pisanej przez Toma Taylora, czy też Johnsona. Prace Pugha z kolei podziwiać lubię, chociaż według mnie niekoniecznie ten twórca sprawdza się w supermanowych klimatach. Ogólnie ilustracje nie rzucają na kolana i absolutnie nie są czymś, co podnosi wartość omawianego albumu.
Na końcu znajdziemy cztery strony z projektami różnych postaci, zaś po nich polecanki supermanowych komiksów napisanych wcześniej przez Briana Michaela Bendisa. Tych ostatnich oczywiście nikomu polecać nie będę (jeśli ktoś nie zna), bo byłaby to duża złośliwość z mojej strony, ale jeśli ktoś nie boi się hardcorowych wyzwań, albo o dziwo spodobał się jej/jemu materiał zawarty w STAN PRZYSZŁOŚCI: SUPERMAN, to może sobie je zaaplikować :D
Dużo w Polsce komiksów z Batmanem w roli głównej, a bardzo mało tych poświęconych Supermanowi. Dlatego też cieszy za każdym razem, gdy tych drugich przybywa i miłośnicy Kal-Ela (do których się zaliczam) mogą przeczytać po polsku w miarę nowe przygody swojego ulubionego bohatera. Niestety w tym konkretnym przypadku dostaną oni w swoje ręce jakościowo bardzo słaby, mocno rozczarowujący komiks, który po przeczytaniu szybko należy wyrzucić ze swojej pamięci. Wystarczy powiedzieć, że tom poświęcony Batmanowi był już ciekawszy, a przecież fabuła w nim mocno kulała. Z zawartego w STAN PRZYSZŁOŚCI: SUPERMAN materiału można wyłowić dla siebie jakieś interesujące fragmenty, ale to zdecydowanie za mało, żeby zainwestować w ten album jakiekolwiek pieniądze i postawić go na półce. Nie popełniajcie tego błędu.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów FUTURE STATE: SUPERMAN OF METROPOLIS #1 - 2, FUTURE STATE: SUPERMAN - WORLDS OF WAR #1 - 2, FUTURE STATE: SUPERMAN VS. IMPERIOUS LEX #1 - 3 oraz FUTURE STATE: HOUSE OF EL #1.
Powyższy komiks znajdziecie bez problemu m.in. w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz