Wyjątkowo — w zamian za Marcina z naszej redakcji — przyszło mi się zmierzyć z recenzją 7 tomu nowego wydania SANDMANA (trzeciego już w naszym kraju). ULOTNE ŻYCIA to też przy okazji jeden z 3 moich najulubieńszych tomów tej serii oraz historia niezwykle przełomowa – za równo dla losów Morfeusza oraz zrozumienia tego, co Neil Gaiman chciał swoim komiksem osiągnąć.
Maligna,
najmłodsza z Nieskończonych (niegdyś Marzenie) postanawia odszukać brata, który
odszedł – Zniszczenie. W odnalezieniu tego, który nie chce zostać znaleziony,
wesprze ją Sen. Ten oczywiście wyrusza w szaloną podróż po Ameryce z całkiem
innego powodu. Reperkusje ich podróży będą jednak ogromne.
Seria SANDMAN
Neila Gaimana to układanka. Misterna, skrupulatnie usnuta przez prawdziwego
mistrza. W której każdy krok, każdy zeszyt przybliża nas do jej fantastycznego
finału. ULOTNE ŻYCIA to jej element niezwykle ważny. Konkludujący pewne wątki,
rozpoczynający inne oraz podkreślający ogólne przesłanie całej opowieści.
SANDMAN to między
innymi historia o zmianie. O ponoszeniu konsekwencji własnych działań oraz
decyzji. O tym, jak ważne jest niestanie w miejscu. Tom ten jest zaś dla niej
nagłym poruszeniem wskazówek zegara, który zakurzony stał bez ruchu w kącie od
niepamiętnych czasów. Niektórzy bogowie i nieśmiertelni wreszcie odchodzą, a
inni zmieniają swój stan bądź rodzaj działalności. Odwlekane wizyty muszą zostać
odbyte, a Nieskończeni — zmierzyć się z pytaniami o własną naturę.
Każdy z nich jest
bowiem reprezentacją jakiejś idei, ale też źródłem jej przeciwieństwa. Bez snu
nie byłoby w końcu jawy, a bez zniszczenia – stworzenia. Czy jednak idee te
mogą istnieć bez swoich awatarów? Czy ludzie wciąż będą śnić, kiedy zabraknie
Morfeusza? Czy będą niszczyć, choć Zniszczenie porzuci swoje obowiązki (i
zajmie się pisaniem słabych wierszy?).
ULOTNE ŻYCIA
można odczytywać na kilku poziomach: podstawowym fabularnym (jako intrygującą
opowieść drogi ze świetnymi dialogami oraz narracją na chyba najwyższym
możliwym poziomie), w ramach całej serii (jako zapowiedź zmiany, która nadejść
musi) oraz poziomie meta.
W ramach niego
Gaiman odnosi się do – wciąż obecnego w mainstreamowym komiksie
amerykańskim – kurczowego trzymania się statusu quo. Wszystkie historie DC czy
Marvela (a nawet FISTASZKI Charlesa M. Schulza) zawsze wracają do punktu
wyjścia. Tkwią zawieszone w czasie, a wszelkie zmiany są ostatecznie
kosmetyczne albo zostają odwrócone. SANDMAN to zaś seria mówiąca o tym, że
zmiany są motorem opowieści, a ich koniec nie jest czymś złym – tylko
naturalnym porządkiem rzeczy. Czasami wieczne trwanie może stać się wręcz
klątwą czy torturą. Zmiany są ważne, nawet jeżeli bywają bolesne.
Ta
wielopoziomowość sprawia, że to lektura ponadczasowa. Tekst kultury, do którego
można wracać i wracać, wciąż odkrywając ukryte znaczenia oraz tropy. A przy
okazji otrzymujemy też fascynującą wizję USA lat 90. oraz gadającego psa
Barnabę, który wprowadza sporo humoru do tej – dość poważnej w sumie –
opowieści.
Graficznie mamy
tu przede wszystkim do czynienia z fenomenalnymi rysunkami Jill Thompson
(wspieranej gdzieniegdzie przez Vince’a Locke’a oraz Dicka Giordano), które
kolorami ubarwił Daniel Vozzo (w historii, gdzie tak ważną rolę odkrywa
Maligna, mógł się naprawdę czasem wyszaleć). Z jednej strony wpisują się one w
trendy imprintu Vertigo z lat 90., ale w ogóle się nie starzeją. Potrafią być
równie zmienne, co snuta historia i jej bohaterowie. Wciąż morfują. Czasami
wydają się zwyczajne, by nas za chwilę pozbawić słów, a także totalnie
zaskoczyć. Snują się niczym słowa spisane przez Neila, a jednocześnie są
niesamowicie dynamiczne.
ULOTNE ŻYCIA to
zwiastun nadchodzącego końca. Album, który niegdyś odcisnął na mnie niesamowite
piękno. I mam nadzieję, że odciśnie je też na was i kolejnych pokoleniach
czytelników. Nowe wydanie tej historii zachwyca zarówno wspomnianą treścią, jak
i przepiękną nową okładką. Koniecznie powinniście mieć je na półce.
Album zawiera
zeszyty #41-49 oryginalnej serii Sandman
Komiks do nabycia
w sklepach Egmont oraz ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz