Po chwilowej przerwie na
przygody młodej, upartej i niezwykle ambitnej Barbary Gordon w roli Dziewczyny
Nietoperza, wracamy do dwóch świetnie współpracujących ze sobą artystów, którzy
odpowiedzialni byli za przyjemny pod wieloma względami produkt o nazwie SUPERMAN:
BRAINIAC. Jeśli jesteście już po lekturze wspomnianej przed chwilą historii, to
właściwie nie powinno Was dziwić, że Geoff Johns oraz Gary Frank znów krzyżują
swoje ścieżki, aby raz jeszcze uczynić główną postacią swojej opowieści
Człowieka ze Stali. Sukcesem okazała się ich poprzednia, niełatwa misja
przedstawienia w nowym, wyszukanym świetle jednego z najbardziej znanych przeciwników
Kal-Ela, czyli Brainiaca. TAJNA GENEZA to projekt jeszcze bardziej ambitny, a
co za tym idzie trudniejszy do zrealizowania, gdyż jest to temat bardzo
"oklepany", przywoływany w przeszłości przez różnych scenarzystów.
Historia o początkach Supermana zawiera znacznie więcej stałych,
nienaruszalnych wręcz elementów, niż tych fragmentów/kwestii, które można wedle
własnego uznania, dowolnie interpretować i przebudowywać. Geoff Johns to jednak
uznane nazwisko, które jak mało które w tej branży pozwalało przypuszczać, że i
tym razem w nasze ręce trafi wartościowy komiks.
Jakby ktoś przegapił ostatnie
odsłony WKKDC, to miło mi zakomunikować i uświadomić, iż trwa dobra passa i
jest to już któryś z rzędu album (licząc od przeciętnej Wonder Woman), który moim
zdaniem zasługuje na uwagę przeciętnego fana uniwersum DC. Omawiany dzisiaj tom
to oczywiście żaden dubel, tylko debiutujący na polskim rynku origin Supermana
pokazany oczami Johnsa oraz Franka. Zaraz, zaraz, przecież jakiś czas temu, a
konkretnie w tomie 18 mieliśmy już ukazane początki Ostatniego Syna Planety
Krypton na Ziemi nakreślone przez legendarnego Johna Byrne. Otóż w przypadku
znanych postaci komiksowych nowe originy pojawiają się jak przysłowiowe grzyby
po deszczu, najczęściej przy okazji różnych restartów uniwersum. Tylko na
łamach WKKDC poznaliśmy już do tej pory trzy tego typu historie (licząc
klasyczną opowieść Siegela oraz Shustera), a to jeszcze nie koniec, gdyż w
przyszłym roku swoje pięć groszy do tego tematu dołoży jeszcze Mark Waid. Jak
widać wątek ten bardzo chętnie poruszany jest przez mniej lub bardziej znanych
twórców. Najnowszy origin, tym razem pokazany z bardzo oryginalnego punktu
widzenia, serwuje Max Landis w swoim SUPERMAN: AMERICAN ALIEN. Wyszło coś
pięknego, także jeśli dysponujecie nadmiarem dwudziestu dolarów, to korzystając
z okazji zachęcam do zakupu tego cudeńka.
Johns postawił przede
wszystkim na prostotę, stąd też zaproponowane przez niego rozwiązania są łatwo
przystępne i wcale nie trzeba długo oraz głęboko siedzieć w świecie DC, aby się
we wszystkim połapać. Dostajemy zupełnie nowe spojrzenie na znane i lubiane
postacie, jak Lois, Jimmy, Luthor, a także Legion Superbohaterów, Parasite'a
czy Metallo. Scenarzyście udało się wydobyć z trójki na początku wymienionych
wszystko to, co w nich najlepsze, przez co właśnie te wersje dociekliwej
dziennikarki, sympatycznego fotoreportera oraz dysponującego ogromnym
intelektem oraz fortuną biznesmena wydają się tymi idealnymi, jedynymi
prawdziwymi. Obecność Legionu może wydawać się na pierwszy rzut oka
niepotrzebnym zajmowaniem miejsca, ale w rzeczywistości przyczyniają się oni do
ukazania ogromnej legendy, jaką przez lata narosła wokół postaci
Superboya/Supermana. Odnośnie dwójki złoczyńców - nowy image Metallo przypadł
mi do gustu znacznie bardziej, niż nieco żartobliwe potraktowanie Parasite'a.
Najważniejszą sprawą jest
jednak uczłowieczenie samego Supermana, który wydaje się bliższy obywatelom
Metropolis, i który jak każdy nie ustrzega się wielu różnych błędów. Clark od
początku jest postrzegany jako outsider, który za wszelką cenę chce być jednym
z ludzi. Niestety ujawniające się stopniowo wraz z procesem dojrzewania nowe
super moce w połączeniu z rewelacjami przekazanymi przez ziemskich rodziców nie
ułatwiają sprawy. Ba, wręcz sprawiają, że młody chłopak brutalnie zderza się z dotyczącą
go bezpośrednio rzeczywistością. Czytelnik od początku nie może pozostać
obojętny wobec problemów Clarka i siłą rzeczy staje po jego stronie, zaczyna mu
kibicować. Gdy akcja przenosi się do Metropolis Superman okazuje się długo
wyczekiwanym wybawcą mieszkańców, nad którymi ciąży żelazna ręka inteligentnego,
aroganckiego, sprawnego manipulatora i w dużej mierze tyrana w postaci dawnego
znajomego Kenta ze Smallville. Nowy bohater w krótkim czasie zmienia mieszkańców
na lepsze, tchnie w ich życie nową nadzieję, usuwa smutek oraz zniechęcenie,
staje się bodźcem do czynienia dobra. Brzmi nierealnie i zbyt bajkowo, ale
twórcom rzeczywiście udało się sprawić, że podczas lektury bije z każdej strony
jakaś pozytywna, zaraźliwa energia. Warto poczuć ten dreszczyk na własnej
skórze.
Oczywiście scenarzysta nie
ustrzegł się kilku niedociągnięć (jak chociażby niczym nieudokumentowana wiedza
Lexa na temat negatywnego wpływu kryptonitu na eSa), ale spokojnie można mu je
wybaczyć i przymknąć na te niedoskonałości oko.
Nad niezwykłymi umiejętnościami
oraz bajeczną kreską Gary'ego Franka rozpływałem się już przy okazji recenzji
tomu SUPERMAN: BRAINIAC. Sytuacja w tej kwestii nie zmieniła się ani odrobinę.
Także i tym razem ilustracje brytyjskiego artysty cieszą oczy oraz wypełniają
scenariusz nakreślony przez Johnsa niezwykłą magią, cofają nas w przeszłość i
sprawiając po części, jakby oglądało się filmową ekranizację Supermana z
Christopherem Reeve w roli głównej. Zakładam oczywiście, że prace Franka nie
trafią w gusta wszystkich miłośników Człowieka ze Stali, zawsze można mieć przecież
jakieś inne oczekiwania oraz preferencje odnośnie sposobu wizualizacji Clarka,
Lois, czy Jimmy'ego, ale ja cieszę się, że jestem akurat w tej drugiej grupie,
która zawsze cieszy się na myśl o lekturze historii zobrazowanej przez Gary'ego
Franka.
W dodatkowej historii Clark
wspomina swoją przygodę na uniwersytecie, gdzie musiał tym razem wysilić własny
umysł w konfrontacji z pewnym bardzo dociekliwym profesorem. Tym razem bonus
ten okazał się nawet zjadliwy i nie tak ciężki do przetrawienia, jak większość
tego typu back-upów z WKKDC. Podobnie jak w tomie 31 zabrakło galerii okładek
poszczególnych zeszytów. Zapewne jest to zwykły przypadek, ale patrząc z boku
można odnieść wrażenie, że osoby odpowiedzialne za publikację kolekcji mają
jakiś dziwny uraz do, swoją drogą fenomenalnych, okładek tworzonych przez
Gary'ego Franka.
TAJNA GENEZA to naprawdę
wartościowy, bardzo przystępnie napisany i przepysznie zilustrowany komiks. Johnsowi
udało się napisać świeży, dostosowany do nowszych czasów, definitywny origin
Człowieka ze Stali. Opowieść ta jest uniwersalna i skierowana właściwie do
każdego typu odbiorcy. Zarówno do osób dopiero stawiających pierwsze kroki w
świecie komiksowego Supermana, jak i do starych wyjadaczy, którzy mają na swoim
koncie przeczytane już całą masę historyjek obrazkowych z eSem w roli głównej.
Generalnie mi się podobało i uważam, że warto wydać cztery dyszki uzupełniając
swoją kolekcję o ten właśnie tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC.
Ocena: 5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN: SECRET ORIGIN
#1 - 6 oraz SUPERMAN vol. 1 #125
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz