Kiedy w Gotham pojawia się świetnie wyposażona grupa jego
naśladowców, w dodatku obserwująca każdy ruch zarówno Batmana jak i większości pozostałych
członków bat-rodziny, Mroczny Rycerz postanawia utworzyć ze swych
współpracowników oddział, który będzie mógł się im przeciwstawić. Co ciekawe
oprócz Batwoman, Red Robina, Spoiler i Orphan do ekipy rekrutuje także…
Clayface’a, który jak się okazuje niczego nie pragnie bardziej jak powrotu do
normalności.
Jak widać z powyższego opisu zamiast solowego tytułu
otrzymujemy tutaj komiks drużynowy. A w dodatku, przynajmniej w tym tomie, to
nie Bruce odgrywa w nim pierwsze skrzypce lecz Kathy Kane – Batwoman. To ona ma
najciekawszy fabularnie wątek, a w dodatku w sumie jako jedyna z drużyny w
istotny sposób rozwija się jako postać. Swoje pięć minut otrzymuje jednak każdy
jej członek. Bardzo udanie wypadł też czarny charakter, przekonany o słuszności
swojej sprawy i wierzący, że działa w imię wyższego dobra. W dodatku sama jego
osoba sprawia, że niektórzy z członków ekipy muszą stanąć przed trudnymi
wyborami. Ponadto mamy tu parę fajnych scen pokazujących jakimi kozakami są
nasi bohaterowie – pod tym względem przoduje oczywiście sam Batman, ale Orphan
nie pozostaje daleko w tyle.
Tak więc odpowiedzialny za scenariusz James Tynion
IV, znany mi głównie z krótkich historii dołączanych do numerów Batmana z N52,
wypadł naprawdę nieźle. Dał czytelnikom fajny rozrywkowy komiks, pełen akcji i
zwrotów fabularnych. Natomiast jeśli chodzi o wady scenariusza, to są to
jedynie drobiazgi. Póki co nie rozumiem np. powodów włączenia Clayface’a do
drużyny, poza chęcią zaskoczenia tym czytelnika, ale może wyjaśni się to w
następnych numerach. Także parę dialogów czy scen sprawia wrażenie nie do końca
przemyślanych i czasem ma dosyć zaskakujące implikacje. Najbardziej rzuca się w
oczy rozmowa, której celem jest uzasadnienie dramatyzmu jednej z finałowych scen,
a jednocześnie wyjawiająca, że posiadłość Wayne’ów musi znajdować się ok. 200
km od Gotham. Jest także taka, z której wynika, że Mroczny Rycerz, choć nie
zabija, to nie ma jednak oporów przed zakładaniem na swoim sprzęcie pułapek,
które zabijają próbujących się do niego dobrać, ale akurat w tym wypadku było
to potknięcie odpowiedzialnego za tłumaczenie Tomasza Sidorkiewicza, który poza
tym jednak spisał się naprawdę dobrze.
Za rysunki w tym wydaniu zbiorczym odpowiadają Eddy Barrows
oraz Alvaro Martinez. I choć temu drugiemu nie mam nic do zarzucenia, bo
sprawdza się bez zarzutu, a jego prace są naprawdę udane, to jednak prawdziwą
gwiazdą jeśli chodzi o stronę graficzną jest pierwszy z nich, który jest jednym
z moich ulubionych rysowników pracujących dla DC. Dodatkowo w niektórych
miejscach zabawia się kadrowaniem akcji w nietypowy sposób, a parę ze stron
jego autorstwa aż chciałoby się oprawić w ramę i powiesić na ścianie. Jeśli
chodzi o dodatki, to tradycyjnie znajdziemy tutaj galerię okładek, gdzie oprócz
tych autorstwa powyższych ilustratorów, znajdziemy też kilka bardzo fajnych
alternatywnych wersji.
Podsumowując - komiks trzyma w napięciu, ma kilka
zaskakujących rozwiązań fabularnych, a pod względem graficznym wypada nawet
jeszcze lepiej. Tak więc DETECTIVE COMICS spod szyldu Odrodzenia zaliczyło udany
debiut i mam nadzieję, że utrzyma podobny poziom jak najdłużej. Na razie to
bardzo fajna niezobowiązująca rozrywka, ale ze kilkoma poważniejszymi
momentami.
4,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS #934-940
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komiks jest do kupienia w sklepie Atom Comics
Oryginale wydania tego tomu było już recenzowane na blogu przez Maurycego. Jego tekst możecie znaleźć tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz