sobota, 24 lutego 2018

WKKDC #40 - SUPERMAN: DZIEDZICTWO cz. 2


Dzisiaj słów kilka na temat drugiej odsłony genezy Człowieka ze Stali w wykonaniu Marka Waida oraz Leinila Francisa Yu. Jeśli spodobał Wam się poprzedni album i nie czujecie przesytu spowodowanego ciągłym wałkowaniem tego samego tematu, to podobnie jak ja sięgniecie po dalszy ciąg aby dowiedzieć się między innymi tego, kto wyjdzie zwycięski ze starcia Superman versus Lex Luthor. Tym tomem kończymy jednocześnie z originami tego bohatera publikowanymi w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. W pozostałych dwudziestu odsłonach wspomnianej kolekcji z eSem w roli głównej spotkamy się jeszcze cztery razy, z czego trzy to wspólne (i publikowane już wcześniej w Polsce) występy z Batmanem. Śmiem twierdzić, że to co najlepsze związane z tą postacią w tym momencie dobiega końca, gdyż poziom czterech późniejszych historii jest niższy, niż dotychczas zaprezentowane w odsłonach 12, 18, 19, 33, 39 oraz 40.

Wracając do drugiej części DZIEDZICTWA. Poprzednie odsłony pokazywały pełną przygód i zwrotów akcji drogę, jaką przeszedł Kal-El do momentu przywdziania stroju Supermana i pierwszej konfrontacji z Luthorem. Kolejne odsłony to w większości starcie pomiędzy dwójką wspomnianych postaci, z którego tylko jedna osoba może wyjść zwycięsko. Pierwsze dwa rozdziały pokazują Clarka zmagającego się z problemem wyobcowania, zarówno jako reporter Daily Planet, jak i superbohater. Jest to oczywiście w dużej mierze konsekwencja działań Luthora z końcówki tomu 39, które miały na celu przedstawić Supermana jako kosmitę, posłańca przygotowującego grunt pod inwazję obcych na Ziemię. Przy okazji cofamy się w przeszłość i dzięki flashbackom obserwujemy przyjacielskie relacje, jakie łączyły kiedyś Clarka z trzymającym się na uboczu Lexem. Obaj posiadali niezwykły dar, dzięki któremu mogli zmienić świat na lepsze. Obaj wybrali inną drogę życiową, w czym oczywiście ważną rolę odegrało środowisko, w jakim się wychowali. Mogli nawet stworzyć dobrze współgrający duet, a zamiast tego stanęli po zupełnie różnych stronach barykady.

Luthor zostaje ukazany jako zgrabne połączenie naukowca (a konkretnie astrobiologa) oraz biznesmena. Wypośrodkowane zostały zatem dwie wersje tej postaci - szalonego naukowca ze Złotej Ery oraz milionera zaprezentowanego po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH. Duże ambicje młodego geniusza i nieszczęśliwy wypadek w Smallville sprawiły, że chłopak na dobre odciął się od innych ludzi, stał się megalomanem stawiającym siebie wyżej od pozostałych. Od początku widzimy, że Luthor jest mocno zainteresowany życiem poza ziemskim, a zwłaszcza informacjami, jakie można wyczytać z pewnego dobrze nam znanego kawałka zielonego meteorytu. Waid w logiczny sposób pokazał, dlaczego Clark nie potrafił zrozumieć przekazu zawartego we fragmencie jego planety. Najistotniejsze i najbardziej zaskakujące oraz zakrawające na ironię jest to, że w tej genezie to Luthor wyjaśnia eSowi, skąd ten drugi pochodzi, co się stało z jego planetą itp.

Lex chce przede wszystkim skompromitować oraz zniszczyć Supermana. Ten drugi natomiast musi zrobić wszystko, aby przekonać ludzi, że ma dobre zamiary i nie ma nic wspólnego z właśnie rozpoczynającą się inwazją. Musi udowodnić, że to kto inny jest odpowiedzialny za powstały chaos i sprawnie manipuluje mieszkańcami Metropolis. Nie ma co ukrywać, że wszystko jak zwykle kończy się szczęśliwie dla głównego bohatera, a końcowa scena zapewne u co wrażliwszych osób może nawet wycisnąć kilka łez wzruszenia.

Odnośnie oprawy graficznej nic się nie zmieniło, także i moja opinia na temat unikalnej kreski Leinila Francisa Yu pozostaje bez zmian. O ile krajobrazy i dynamiczne sceny walki są bardzo przyjemne w odbiorze, o tyle przede wszystkim do twarzy rysowanych przez tego artystę po prostu nie mogę się przyzwyczaić. Kanciasta, nienaturalna mimika  Patrząc jednak na wybrane, ciemniejsze i obfitujące w dużą ilość czarnego tuszu plansze podejrzewam, że spodobały mi się jakieś mroczniejsze klimaty i historie (może coś z Batmanem albo jakiś horror) zilustrowane przez Filipińczyka. Do Supermana jego styl średnio mi pasuje.

Ponieważ wszystkie okładki zostały przedrukowane w poprzednim tomie, spodziewałem się zobaczyć pod koniec dwie lub trzy strony jakichś bonusowych szkiców, ale nic z tych rzeczy. To akurat dziwne, gdyż miejsca na takie dodatki było przecież dokładnie tyle samo, co w tomie 39...

Tradycyjnie po głównej historii przenosimy się na chwilę w klimaty sprzed kilku dekad, tym razem do roku 1960. Zanim jeszcze stał się Supermanem, Superboy spotyka po raz pierwszy nowego mieszkańca Smallville - naukowca Lexa Luthora. Początkowo obaj pomagają sobie nawzajem niczym dobrzy przyjaciele, ale sytuacja ta bardzo szybko ulega zmianie. Twórcy w strasznie naciągany i jakże charakterystyczny dla Srebrnej Ery komiksu sposób pokazują, jaki Lex traci swoje włosy, zaczyna pałać nienawiścią do Chłopca ze Stali oraz stara się podlizać mieszkańcom Smallville. Jak zwykle jest to gratka jedynie dla smakoszy takich dań.

Druga część genezy Supermana nakreślonej przez Marka Waida śledzi się jeszcze szybciej, niż pierwszą i obfituje w większą ilość akcji, która cały czas trzyma w napięciu. Wzruszający finał sprawia, że nie ma uczucia niedosytu i całość spina się bardzo przyjemną, logiczną klamrą. Clark Kent akceptuje swoje tytułowe dziedzictwo jako Ostatniego Syna Planety Krypton, jednocześnie przyjmując dobrowolnie na klatę obowiązek obrony Metropolis i reszty nowej ojczyzny. Waid oraz Yu swoją historią zrobili ukłon w stronę miłośników Złotej Ery komiksu, a także fanów serialu SMALLVILLE. DZIEDZICTWO było jedną z inspiracji dla Zacka Snydera przy tworzeniu 10 lat później filmowej odsłony przygód Supermana, co zresztą widać oglądając jego CZŁOWIEKA ZE STALI. Nowa, zmodyfikowana geneza miała z jednej strony szanować wieloletnią historię Kal-Ela, zaś z drugiej wprowadzić tego bohatera w XXI wiek. I to się z pewnością udało. DZIEDZICTWO to bardzo solidna rzecz, która dla części osób uważana jest za najlepszy origin eSa, jaki kiedykolwiek powstał. Jeśli nawet nie zaliczacie się do tego grona, to i tak powinniście z tą pozycją się obowiązkowo zapoznać. Chociażby dla samego porównania z wcześniejszą genezą Byrne'a, czy późniejszą Johnsa.

Ocena: 4,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN: BIRTHRIGHT #7 - 12 oraz ACTION COMICS vol. 1 #271


Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz