wtorek, 15 stycznia 2019

WKKDC #63 – SUPERMAN: CO SIĘ STAŁO Z CZŁOWIEKIEM JUTRA?


Kogo jak kogo, ale Alana Moore’a nigdy nie brakowało na polskim rynku. STRAŻNICY, V JAK VENDETTA oraz pierwsze tomy LIGI NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW ukazały się u nas już piętnaście lat temu, gdy komiksowa oferta w naszym kraju była naprawdę wąska, wręcz uboga. ZABÓJCZY ŻART trafił do Polski jeszcze wcześniej, bo na samym początku lat 90. Obecnie rodzimi wydawcy zapełniają luki w bogatej bibliografii Moore’a. Nie tak dawno temu sprezentowali czytelnikom znakomitego Miraclemana (nakładem Mucha Comics) czy też równie wybitną SAGĘ O POTWORZE Z BAGIEN (Egmont), a teraz przyszła kolej na jego historie z Supermanem w roli głównej.

Co się stało z Człowiekiem Jutra to już sześćdziesiąty trzeci tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC od Eaglemoss. Nie da się przy tym ukryć, że to jedna z tych pozycji, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Dokładnie z tych powodów, które wymieniłem we wstępie. Nie dość, że stoi za nią wizjoner, którego przełomowe dzieła znacznie wyprzedzały swoje czasy, to dodatkowo debiutuje ona w Polsce. Mimo że to komiksy z 1985 i 1986 roku, nikt do tej pory nie pokusił się o ich wydanie. Dlatego już na samym początku recenzji stawiam przy omawianym tomie mały plusik – w zalewie dubli, które przyniosło WKKDC, to album, którego faktycznie można było z niecierpliwością wyczekiwać.

Jeśli jego tytuł wydaje Wam się znajomy, nic dziwnego. Neil Gaiman, tworząc wiele lat później Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem nawiązywał do klasyków Moore’a, którego uznaje się przecież za największy autorytet scenarzysty SANDMANA. Zresztą tamta pozycja, zbierająca historie Gaimana o Batmanie, także trafiła do Polski, konkretnie w 2010 roku. Dla mnie był to komiks wyjątkowy, bo pierwszy jaki kupiłem (nie licząc oczywiście kioskowych Kaczorów Donaldów). To również był jeden z powodów, dla których wypatrywałem 63. tomu. Chciałem mieć porównanie i cieszę się, że w końcu, dostałem bodziec do tego, żeby przeczytać Co się stało z Człowiekiem Jutra w całości.   

Najnowsza część kolekcji Eaglemoss oczywiście odstaje od najważniejszych dzieł Moore’a, ale z analogicznym zbiorem o Człowieku Nietoperzu autorstwa Gaimana jednak bezapelacyjnie wygrywa. Głównie tym, że jest bardziej spójna i konsekwentna. Wszystkie trzy historie, które się w niej znalazły, utrzymane są w podobnym tonie, zarówno pod kątem stylistycznym, jak i tematycznym. O ile zatem Zamaskowany Krzyżowiec był amalgamatem różnych spojrzeń na mitologię Batmana, o tyle każda z prac Moore’a w ramach Człowieka Jutra dotyczy jednej kwestii, a mianowicie maksymalnego uhumanizowania Supermana.

Ostatni Syn Kryptona jest tutaj słaby i wrażliwy, jak nigdy. Staje w obliczu zagrożeń, które każą mu dopuścić do siebie wizję rychłej, ale przecież tak trudnej do zaakceptowania w jego przypadku, śmierci. Moore zadaje sobie i czytelnikom pytanie: co mogłoby pokonać kogoś takiego, jak Superman? Potrzeba by było do tego wielkiej siły czy raczej sprytu? Zastępu jego największych wrogów, którzy zastawią na niego pułapkę bez wyjścia, czy po prostu jednego, który zdołałby złamać psychicznie tę chodzącą ikonę? A może, żeby Człowiek ze Stali się poddał, trzeba zdać się na los? Skoro jego przeciwnicy nie potrafili go zabić, może zrobi to przypadek?

Najbardziej kluczowym z poruszanych przez Moore’a motywów jest proces godzenia się herosa ze śmiercią. Bohater-symbol, który dzielił się z ludźmi nadzieją, teraz sam ją traci. Pozostaje mu jedynie czekać i myśleć o tym, co się z nim stanie. Obserwujemy więc Supermana, który płacze, który się boi i który zdaje sobie sprawę, jak bardzo będzie tęsknił za światem. To boleśnie ludzka wersja tej postaci. Nie mam wątpliwości, co do tego, że przy tym najciekawsza.

Budzi to skojarzenia z innym słynnym komiksem DC, a mianowicie ALL STAR SUPERMAN, które można potraktować w zasadzie jako odpowiedź Granta Morrisona na Co się stało z Człowiekiem Jutra. Obie pozycje są jak najbardziej godne polecenia, ale moim skromnym zdaniem Moore rozgrywa ten pomysł ciut lepiej. Na pewno bardziej kameralnie i bardziej uniwersalnie.

Niejaką trylogię tworzą tutaj otwierająca wydanie, tytułowa historia, crossover Supermana ze Swamp Thingiem oraz wieńczący całość pamiętny annual, pt. Dla człowieka, który ma wszystko. W pierwszej części albumu Lois Lane opowiada dziennikarzowi o ostatnich dniach Człowieka ze Stali. Druga zaś prezentuje nam zarażonego bakterią z Kryptona Clarka, któremu pomóc może już tylko Potwór z Bagien. Z kolei ostatnia, zdecydowanie najbardziej znana dzięki licznym adaptacjom (m.in. w JUSTICE LEAGUE UNLIMITED lub SUPERGIRL, gdzie w centrum fabuły zamiast Kal-Ela znajdowała się oczywiście Kara), przenosi Supermana do idealnego świata, w którym jego domowej planety nigdy nie spotkała zagłada. Wizja prędko okazuje się ułudą, za którą stoi jeden z groźniejszych wrogów Kal-Ela. Na ratunek ruszają mu Wonder Woman, Batman oraz nowy Robin, Jason Todd.    

Bez wątpienia to jedna z najlepszych historii o Supermanie, jakie czytałem. A że nie dorównuje STRAŻNIKOM i innym arcydziełom Moore’a to… co? Nawet mniej przełomowe i autorskie komiksy tego scenarzysty, nadal prezentują poziom nieosiągalny dla „zwykłych śmiertelników”. Twórcę recenzowanego tomu odróżnia od wielu z nich to, że jest świadomy tego, że to nie moce czynią z Człowieka ze Stali ciekawą postać. To bohater, który oddziałuje najmocniej wtedy, gdy stanowi pewnego rodzaju nośnik, przy pomocy którego opowiada się o zwykłych ludziach lub próbuje definiować człowieczeństwo. Moore to rozumie i traktuje Kal-Ela z należnym szacunkiem. Jak wieloletniego przyjaciela, bez którego ciężko wyobrazić sobie świat.

W wydaniu znalazł się także przedruk starego zeszytu o Supermanie z 1944 roku, przedstawiający debiut Mistera Mxyztplka, ale nie oszukujmy się, że ktokolwiek właśnie dla niego zdecydowałby się na kupno najnowszej części Wielkiej Kolekcji. Tak czy siak, wypada to odnotować.

Recenzowane wydanie zawiera materiał z SUPERMAN #423, ACTION COMICS #583, DC COMICS PRESENTS #85, SUPERMAN ANNUAL #11 oraz SUPERMAN #30.

2 komentarze:

  1. Ooo, tak czekałam na ten pociesznie głupi Act of God, że zupełnie nie zwróciłam uwagi, że i to wychodzi! I prawie sobie sprowadziłam na święta!
    Dzięki za info, też wcześniej czytałam tylko ten Gaimana o Batmanie i od jakiegoś czasu chciałam ten.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie polecam sprawdzić. Jestem przekonany, że nie pożałujesz! :)

      Usuń