wtorek, 1 września 2020

GLOBALNE PASMO

Całkiem niedawno na głowę Warrena Ellisa posypały się oskarżenia dotyczące niewłaściwego zachowania względem kobiet. Twórca ten został odsunięty od jednego z projektów, które miał zrealizować dla DC, lecz jednocześnie cały czas trwa publikacja maxi-serii THE BATMAN’S GRAVE. Śledztwo cały czas trwa, wyroków żadnych nie ogłoszono, dlatego też nie mam większego problemu z tym, by do lektury wydanego w Polsce GLOBALNEGO PASMA zasiąść bez żadnych uprzedzeń. Tak, ewidentnie mam problem z komiksami autorstwa osób, którym pewne winy udowodniono. No ale hej – tutaj mamy do czynienia z pozycją, którą poleca sam Alan Moore, więc na pewno jest co chwalić! No właśnie, uważam iż nie do końca, a nieco więcej na ten temat znajdziecie w dalszej części posta.

Zapewne znacie przykłady twórców komiksowych, którzy mają swoją charakterystyczną niszę czy też styl pisania, do którego raz za razem chętnie wracają. Gdy rzucę hasłem ”Grant Morrison” pewnie pomyślicie o twórczym szaleństwie, a mówiąc ”Ed Brubaker” od razu na myśl przychodzą kryminalne historie rysowane przez Seana Phillipsa. Z Warrenem Ellisem jest podobnie, chociaż dla fanów komiksów superbohaterskich zdecydowanie może się to nie rzucać tak mocno w oczy, chociaż odpowiedź kryje się już w bodaj najsłynniejszym komiksie jego autorstwa, a więc oczywiście słynnym TRANSMETROPOLITANIE. Z braku lepszego pomysłu, niszę w której Ellis czuje się zdecydowanie najlepiej, nazwałbym ”realistycznym science-fiction”. Mam tu na myśli to, iż w dorobku tego twórcy rzuca się w oczy spora ilość tytułów, których akcja osadzona jest tu i teraz, ewentualnie w niedalekiej przyszłości, a chociaż w każdym z tych komiksów ewidentnie widać wyraźne elementy fantastyki naukowej, to jednak świat przedstawiony jest dziwnie i nieswojo znajomy, głównymi bohaterami są ludzie z krwi i kości, a nie zaś jakieś niesamowite dziwy z kosmosu, innego wymiaru czy alternatywnych rzeczywistości. Jasne, możecie mi teraz rzucić przykładem PLANETARY, który teoretycznie mocno przeczy temu co napisałem, ale czy na pewno? Wszak Elijah, Jakita czy Drummer nie byli niezniszczalni, a Ellis każdą fabułę starał się pisać w duchu ”Star Treka”, czyli starając się wytłumaczyć wszystko za pomocą logiki danego świata.

Wspomniałem już o TRANSMETROPOLITANIE, który zdecydowanie jest hardym sci-fi, ale jednak to przede wszystkim opowieść o etyce dziennikarskiej i manipulacjach mediów oraz świata polityki. Jego DESOLATION JONES to tytuł detektywistyczny z elementami cyberpunkuWyjdźmy jednak na moment dalej niż sięga DC. W wydawnictwie Image Comics Ellis ostatnimi czasy wydał między innymi ”Injection”, które chociaż przenosi nas w delikatnie neo-noirową przyszłość, to jednak nadal jest głównie opowieścią o tym, jak można prostymi i wcale nie takimi nadnaturalnymi środkami zmanipulować całą populację. W ”Trees” z kolei punktem wyjścia jest lądowanie obcej cywilizacji na Ziemi, ale każdy z wydanych dotąd trzech tomów skupia się głównie na ludzkiej potrzebie zrozumienia tego, co dzieje się wokoło i adaptacji do nowych warunków. Z kolei najmniej znane z tego zestawu ”Ministry of Space” przedstawia alternatywny przebieg Zimnej Wojny i też jest jak najbardziej komiksem science-fiction. Jak ma się zatem do tego GLOBALNE PASMO?

No właśnie tytuł ten idealnie wpasowuje się to, co napisałem w poprzednim akapicie i chociaż jak najbardziej jest tytułem czerpiącym z fantastyki naukowej, to jednak trudno nie powiedzieć o nim, że Ellis sprowadza owo sci-fi do poziomu ulicy. Oto bowiem przenosimy się do świata, który jest… po prostu naszym światem. Nie ma teleportacji, podróży w czasie czy latających samochodów, a głównym zadaniem ludzi jest zapieprzanie do pracy oraz martwienie się o wszystko. Ale zdarzają się sprawy, które zdecydowanie mogą przerosnąć służby stojące na straży prawa i porządku. Wtedy pojawiają się oni, agenci Globalnego Pasma – tajnej organizacji zarządzanej przez tajemniczą Mirandę Zero, których zadaniem jest reagować w sytuacjach skrajnie nietypowych. Sęk w tym, że Ellis w ogóle nie poświęca swojego komiksu zagadnieniom, wydawałoby się, podstawowym. Nie dowiemy się zatem kim jest pani Zero, skąd ma pieniądze czy też jak przekonała cały świat, by pozwolił działać Pasmu. Także i poszczególni agenci nie dostają jakichś zmyślnych originów, a większość z nich pojawia się tylko w danym rozdziale. Tom zawierający wszystkie dwanaście wydanych w USA zeszytów to po prostu tuzin niezależnych opowieści o zadaniach, jakie muszą oni wykonać. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, GLOBALNE PASMO ma konstrukcję prostą jak budowa cepa. I nie ma w tym nic złego.

Bo widzicie, uważam iż ta swoista prostota tego komiksu to nie tylko fajna odskocznia od tych zdecydowanie bardziej ambitnych komiksów ex-Vertigo (chociaż PASMO to oryginalnie tytuł z WildStormu), ale także popis kunsztu pisarskiego Ellisa. Ten komiks rozpisany jest w taki sposób, że w zasadzie wcale nie czujemy potrzeby mocniejszego wgryzienia się w przedstawiony świat. Scenarzysta daje nam tylko to, co stanowi podstawę, ale serwuje to tak, że czujemy iż szczegóły mogłyby tylko namieszać. Na stronach GLOBALNEGO PASMA liczy się to, co jest ważne dla agentów – przebieg oraz wykonanie zadania. Co ciekawe, także i przedstawienie sylwetek samych agentów jest tutaj mocno symboliczne, ale jak najbardziej wystarczające. Dlatego też od razu wiadomo, że gdy pracownikiem Pasma wytypowanym do danej misji jest brytyjski detektyw, to otrzymamy więcej elementów dedukcyjnych, a gdy główną bohaterką jest dziewczyna uprawiająca parkur to misja przerodzi się w dynamiczną pogoń. Komiks ten to dowód na to, że naprawdę prostymi środkami można uzyskać całkiem fajne efekty. Niestety, nie jest to komiks idealny.

Nie wspomniałem jeszcze o tym, że każdy z dwunastu zamieszczonych w tomie rozdziałów jest zilustrowany przez innego rysownika. Są tu naprawdę duże nazwiska, jak chociażby Simon Bisley, Steve Dillon czy Glenn Fabry, ale znalazło się też miejsce dla artystów, których znikąd nawet nie kojarzę, jak Garry Leach czy Jon J Muth. W pewnym sensie można więc o GLOBALNYM PAŚMIE napisać, że jest to antologia z całym spektrum tego, czego po tego typu publikacjach można się spodziewać. Mam tu na myśli chociażby to, że mając na pokładzie dwunastu kompletnie różnych artystów nie ma szans na to, by każdy z nich prezentował podobny poziom. I tak na przykład po zeszycie narysowanym w brawurowy i dynamiczny sposób przez Liama Sharpa (GREEN LANTERN) zaraz dostajemy rozdział w wykonaniu Steve’a Dillona, który stoi na zwyczajowym poziomie tego rysownika, a kolejna opowieść to już graficzny potworek w wykonaniu Roy’a Allana Martineza.

Podobnie jest także z samymi scenariuszami Ellisa, które zdecydowanie doceniam za to, iż nie są pisane na zasadzie kopiuj-wklej-zmień imiona bohaterów, ale jednak nie wszystkie prezentują równy i dobry poziom. Na łamach GLOBALNEGO PASMA dostaniemy zatem zarówno sprawnie i dobrze rozpisane opowieści zamykające się w 22 stronach, ale jest też np. rozdział, który dosłownie jest w całości mordobiciem pomiędzy dwoma nabuzowanymi kolesiami. Wahający się z rozdziału na rozdział poziom zarówno scenariusza jak i rysunków to zdecydowanie największa wada tego komiksu i sprawia ona, że trudno jest mi umieścić GLOBALNE PASMO nawet gdzieś w pobliżu czołówki dokonań Warrena Ellisa. Doceniam punkt wyjścia i pomysł, ale realizacja w mojej ocenie nie jest jakaś szczególnie szałowa.

320 stron w twardej oprawie i cenie okładkowej w wysokości 99,99zł. Można, lecz moim zdaniem niekoniecznie trzeba.

Krzysztof Tymczyński

GLOBALNE PASMO zawiera zeszyty #1-12 maxi-serii GLOBAL FREQUENCY.

GLOBALNE PASMO do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz