wtorek, 15 września 2020

PLUNGE

Recenzja powstała na podstawie wydań w formie zeszytowej.

Ogólnie, nie lubię horrorów. Dość łatwo mnie wystraszyć. Kiedy byłem w 2017 roku na filmie "Mumia" z Tomem Cruisem, to w środku seansu wyszedłem z kina, bo nie mogłem już wytrzymać przez jumpscare'y. Jeśli miałbym coś polecić z tego gatunku, byłaby to gra komputerowa "Oxenfree", która mimo tego, że też straszy, to jednak wciągnęła mnie przez fabułę. Okazjonalnie miałem styczność z horrorami w formie komiksu, ale nie było tego specjalnie dużo. Recenzowana tutaj miniseria PLUNGE jest jednym z tytułów z linii wydawniczej HILL HOUSE COMICS, która przedstawia właśnie komiksowe historie grozy dla pełnoletniego czytelnika. Dla jednoznaczności napiszę, że to również jedyna pozycja w tej linii, którą przeczytałem. Po tym przedstawieniu własnej niekompetencji w materii którą będę recenzować, odsyłam do reszty tekstu.

Za scenariusz komiksu odpowiada Amerykanin Joseph King, piszący pod pseudonimem Joe Hill. Pozwolę sobie nie opisywać szerzej jego osoby i przejść od razu do fabuły. Historia zaczyna się od odebrania przez port sygnału radiowego od statku o nazwie Derleth. Jest to niewytłumaczalne, ponieważ jednostka ta zatonęła niecałe 40 lat temu. Następnie komiks przechodzi do portu na Alasce, gdzie pracownik korporacji, David Lacome próbuje wynająć miejscowy statek, aby popłynąć w kierunku źródła dziwnego sygnału. Tłumaczy, że gdy statek tonął znajdował się na nim syn CEO jego korporacji. Sprawa jest o tyle delikatna, że docelowo trzeba podpłynąć do egzotycznie brzmiącego miejsca Sinnikik Ungayagagta, czyli wyspy w formie atolu, do której prawa rości sobie Rosja. Kapitan Carpenter z którym rozmawia jest początkowo niechętny, jednak finalnie zgada się. Ostatecznie Lacome, Carpenter i kilka dodatkowych osób wypływają w kierunku atolu. Gdy już tam docierają, jest już po zmroku. Nie mija dużo czasu i na terenie wyspy znajdują zwłoki nieznanego mężczyzny. Najdziwniejsze jest jednak cały czas przed nimi.

Gdy zaczynałem czytać ten komiks, jakoś niespecjalnie przypadł mi do gustu. Złe postrzeganie wynikało chociażby z tego, że najbardziej charakterystyczną cechą jaką na początku zaprezentowano u kapitana Carpenter, było to, że mówi bez skrępowania o zabawce erotycznej. Liczebność zespołu, który wypłynął w stronę źródła sygnału też kazał przypuszczać, że historia prędzej czy później część tych postaci uśmierci. Pamiętam, że kiedy przeczytałem drugi składowy zeszyt, kończący się cliffhangerem z rękami zombie wychodzącymi z ciemności, zirytowałem się. Sięgnąłem jednak po zeszyt trzeci i przyznaję, że od tego miejsca ta miniseria podniosła swój poziom. Przedstawienie postaci w dalszym ciągu nie było najlepsze, ale przez to, że scenarzysta dodał kilka nowych pomysłów, komiks niespodziewanie mocniej mnie zaciekawił. Jednym z nich było wykorzystanie w komiksie zaawansowanych problemów matematycznych (ograniczonych do mądrze brzmiących nazw własnych, ale jednak).

Może to kwestia tego, że jest to miniseria, a nie seria regularna, ale cieszę się, że szata graficzna jest spójna. Rysunki są wykonane starannie. Mógłbym napisać, że chciałbym aby we wszystkich komiksowych seriach poziom rysunków stał na takim poziomie. Komiks jest horrorem i nie rezygnuje od stosowania rysunków trochę ciemniejszych, jednak skłamałbym gdybym napisał, że jest przesycony czernią.

Wspomnę, że całkowicie się tego nie spodziewając, w komiksie znalazłem dwa easter eggi dotyczące jego gatunku. Nie jest tajemnica, że wyszukiwarka internetowa trochę mi w tym pomogła. Nazwisko dowódcy statku czyli Carpenter to nawiązanie do Johna Carpentera, reżysera klasycznego filmu grozy pod tytułem "Coś". Nazwa zaginionego statku to Derleth, które jest odniesieniem do Augusta Derletha, horroropisarza a przy okazji przyjaciela bardziej znanego twórcy Howarda Lovecrafta. Nie wiem, być może w komiksie są jeszcze inne nawiązania.

Przechodząc do podsumowania ocenię, że recenzowane wydanie zbiorcze nie zapisze się specjalnie w historii ani komiksu ani horroru. W moim odczuciu, ma początek, który mógłby być lepszy, zbyt szybko poprowadzone zakończenie oraz średnio udane kreacje postaci. Ze względu na kilka pomysłów w warstwie fabularnej, dorosły czytelnik może jednak dać mu szanse.

Kędzior

Recenzowane wydanie zbiorcze składa się się z zeszytów PLUNGE #1-6.

Komiks jest dostępny w sklepie internetowym ATOM COMICS.

1 komentarz:

  1. Za rysunki odpowiedzialny jest Immonen więc według mnie musi być dobrze jeżeli chodzi o warstwę graficzna

    OdpowiedzUsuń