piątek, 6 listopada 2015

GREEN LANTERN/NEW GODS: GODHEAD

Zieloni Latarnicy (i nie tylko) kontra Nowi Bogowie.


Częste i gęste crossovery w świecie Zielonych Latarni nie powinny nikogo dziwić, gdyż zarówno wcześniej u Geoffa Johnsa, jak i aktualnie u Roberta Venditta przyjął się taki właśnie sposób przedstawiania kluczowych historii. Jeśli ktoś czyta serię GREEN LANTERN, to z automatu powinien również śledzić na bieżąco to, co dzieje się chociażby w GREEN LANTERN CORPS, a często ukazywane w obu seriach wątki rozwlekają się także na inne rozgrywające się w kosmosie serie, gdzie wyeksponowane zostają pozostałe kolorowe Korpusy. I właśnie czegoś takiego jesteśmy świadkami w dużego kalibru opowieściach z Nowymi Bogami w rolach głównych.

Godhead to już trzeci, obok Lights Out oraz Uprising crossover, jaki Robert Venditti – głównodowodzący światem Hala Jordana i spółki – nakreślił podczas swojego krótkiego pobytu na miejscu, które przez lata należało do Geoffa Johnsa. I warto dodać, że historia ta bije swoim rozmachem na głowę dwa poprzednie wydarzenia, a jednocześnie w pewien sposób spina dużą klamrą wszystko to, co przez ostatnie kilkanaście miesięcy wydarzyło się w przebudowanym uniwersum GL. Złośliwi mogliby zatem powiedzieć, że skoro Venditti sfinalizował już ten etap, to nastał idealny moment na zwolnienie miejsca innemu scenarzyście, czytaj lepszemu i ze świeżym podejściem.

Kilka statystyk dotyczących Godhead. Historia ta jest pod wieloma względami rekordowa, gdyż składa się z siedemnastu części i angażuje po raz pierwszy wszystkie pięć tytułów ze świata GL. Scenariusz pod okiem Vendittiego napisało łącznie pięciu twórców, a za ilustracje (nie licząc osób odpowiedzialnych za nakładanie kolorów) odpowiada aż 24 artystów. Wszystkie te dane sprawiają, że właśnie mamy do czynienia z najbardziej rozbudowanym crossoverem, jaki ukazał się w ramach New 52. Skłaniałoby to zatem do refleksji, iż oto obcujemy z dziełem wybitnym i przełomowym, obok którego po prostu nie można przejść obojętnie. Czy tak jest w rzeczywistości?

Jak wskazuje sam tytuł, główne role obok Latarników odgrywają tym razem mieszkańcy New Genesis, dowodzeni przez brata Darkseida, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. A przynajmniej tak było do tej pory. Jak szybko można się przekonać, nawet ci z założenia dobrzy, gdy im na czymś naprawdę zależy, gotowi są stosować brutalne praktyki charakterystyczne dla dotychczasowego oponenta. Highfather, który przez lata próbował odnaleźć i posiąść moc określaną jako life equation, wreszcie jest bliski tego celu. Droga poprzez Source Wall i dobrze znanego nam Relica prowadzi do właścicieli pierścieni mocy, którzy w mniemaniu Highfathera nie powinni dysponować tak potężną siłą. I tutaj zaczyna się główna część historii, ponieważ jak łatwo się domyślić żaden z Korpusów nie jest zadowolony faktem, iż ktoś nagle chce pozbawić jego członków pierścieni mocy. Szykuje się zatem potężna batalia z mnóstwem spektakularnych pojedynków oraz kilkoma interesującymi zwrotami akcji. Nie obejdzie się przy tym także bez niespodziewanych zdrad, i to zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie konfliktu.

Sam scenariusz przebiega według dosyć częstego schematu, jaki można zaobserwować w różnych komiksach superhero i nie tylko. Najpierw jedna strona napada na drugą odnosząc zdecydowane zwycięstwo, a następnie ci pierwsi powoli powstają z kolan, łączą swoje siły tworząc czasem nieoczekiwane sojusze, a następnie rewanżują się najeźdźcy. Ci, którzy czytali Lights Out zauważą również, że mamy tutaj powielony pomysł odnośnie kradzieży pierścieni oraz próby zniszczenia poszczególnych Korpusów. Różnica jest taka, że zwiększona została skala problemu, a także liczny i potężniejszy okazał się przeciwnik.

O ile pierwsze kilka odsłon rozbudza ciekawość i daje nadzieję na wielkie emocje, o tyle z czasem wszystko zaczyna być nużące i przewidywalne. Najbardziej rozczarowuje postawa samego Highfathera, który na początku ukazany zostaje jako potężny Bóg, aby z czasem zamienić się w szaleńca opętanego świętą misją przemiany wszechświata wedle własnego uznania, nie licząc się z życiem niewinnych istot. Sama końcówka to z kolei największa bolączka tego zbioru, gdyż największy z Bogów wyraża skruchę i, przyznając się do błędu, pokornie prosi o przebaczenie. Szybka przemiana o 180 stopni, w którą nie sposób uwierzyć. Taki wizerunek kompletnie nie pasuje do tej postaci i nijak ma się do tego, co widzieliśmy na początku. Ponieważ jest to komiks zdominowany przez akcję, fani wypasionych pojedynków powinni być usatysfakcjonowani widząc Latarników różnego koloru potykających się przeciwko mniej lub bardziej znanymi przedstawicielami New Gods. I już nieważne, że gdy całość się zaczynała ci drudzy wydawali się znacznie górować nad swoimi przeciwnikami, a pod koniec siły zostały jakby wyrównane.

Godhead jakby nie patrzeć jest dużym przedsięwzięciem, które odbija się echem w całym latarnianym świecie. Zmianie ponownie ulega status Kyle’a Raynera, który, jak się okazuje, posiada wiedzę na temat „równania życia”, czyli dysponuje potrzebnymi instrukcjami i mocami, aby dowolnie kształtować wizerunek multiwersum. Historia zawiera również kilka epickich momentów, jak chociażby Black Hand przy Source Wall, powrót do aktywności jednego z ważnych Latarników, nowa członkini Sinestro Corps, czy też bezcenny, prześmieszny obrazek dotyczący zmiany barw przez Johna Stewarta. Dla każdego fana kosmicznego zakątka DC jest to pozycja obowiązkowa. Ja zauważyłem więcej pozytywów, niż negatywów, przez co całość dostaje ode mnie czwóreczkę.

Ocena: 4/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów GREEN LANTERN/NEW GODS: GODHEAD #1, GREEN LANTERN #35 – 37, GREEN LANTERN CORPS #35 - 37 oraz RED LANTERNS #35 – 37, GREEN LANTERN: NEW GUARDIANS #35 – 37, SINESTRO #6 – 8 oraz GREEN LANTERN ANNUAL #3

Opisywany event do nabycia w sklepie ATOM Comics

Dawid Scheibe

7 komentarzy:

  1. Skoro są new gods to czy kiedykolwiek byli/są old gods??

    OdpowiedzUsuń
  2. No niby są te wszystkie Aresy, Thory i inne mity również w n52...

    OdpowiedzUsuń
  3. New Gods nazywa się mieszkańców planet New Genesis oraz Apokalips. Dawno temu, przed rozpadem, obie te planety tworzyły jakby jedność o nazwie Urgrund/Asgard/First World którą zamieszkiwali Old Gods (zginęli wraz z całym światem, aby dać początek nowemu porządkowi rzeczy). Tak w dużym skrócie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jakiś komiks który to przedstawia?

      Usuń
    2. Najlepiej sięgnąć po Fourth World Jacka Kirby'iego. Komiksy wchodzące w skład tej serii tłumaczą wszytko na temat genezy New Gods itp.

      Usuń
    3. Fourth World Kirbiego podobno jest w pewien sposób kontynuacją jego runu z Marvela w Thorze. Przynajmniej tak twierdzi Ronin Ro w swojej książce z której cytat jest na Wikipedii. https://en.wikipedia.org/wiki/Fourth_World_(comics)

      Usuń
  4. Niedawno skończyłem czytać opisywany crossover - poza strasznie naiwnym zakończeniem całkiem w porządku. Dziwi mnie tylko czemu Darkseid nie wmieszał się w całą tę aferę - jego główny przeciwnik zyskuje naprawdę potężną broń, a on nic?

    OdpowiedzUsuń