Wydawanie egmontowskiej edycji GOTHAM
CENTRAL dobiegło właśnie końca. Czwarty tom jest bowiem jednocześnie tomem
wieńczącym całą serię. Polscy czytelnicy żegnają się zatem z jednym z najlepszych
komiksowych tytułów, jakie ukazywały się ostatnimi czasy na rodzimym rynku.
Ostrzegam jednak przed tym, że dla niektórych może to być trudne pożegnanie. GOTHAM
CENTRAL dalej utrzymuje równy poziom i pozostawia w odbiorcy to znajome
uczucie, które dopada zawsze wtedy, gdy jakiś tekst kultury za szybko się
kończy, a ciągle chce się go więcej i więcej.
Za przedwczesnym „ucięciem” serii
nie stały na szczęście decyzje włodarzy wydawnictwa, a świadomy wybór twórcy.
Jedynego z trzech pomysłodawców, który trwał przy GOTHAM CENTRAL do samego
finiszu, a mianowicie Grega Rucki. Scenarzysta źle się czuł z faktem, że
kontynuuje komiks pomimo odejścia Eda Brubakera oraz Michaela Larka, więc
postanowił pozamykać wszystkie ważniejsze wątki i rozstać się z tytułem.
W warstwie scenariuszowej tom
ostatni jest już niemalże wyłącznie dziełem Rucki. Drugi z odpowiedzialnych za
skrypt „ojców” serii udzielał się zaledwie przy jednej z czterech historii,
zebranych w tej publikacji. Mam tu na myśli story arc pt. Martwy Robin, swoją drogą najmocniejszy punkt tego zbioru. Ilustracji
oryginalnego rysownika nie uświadczymy zaś tutaj w ogóle, ale można to
przeboleć, gdyż następcy Larka zgrabnie naśladują jego realistyczny, lekko
noirowy styl. Za oprawę graficzną odpowiadają Kano oraz Stefano Gaudiano,
których prace mogliśmy oglądać już w poprzednich częściach cyklu, a także
debiutujący w GOTHAM CENTRAL, Steve Lieber – autor grafik do dwóch
zeszytów-zapychaczy, wciśniętych między pozostałe, dłuższe fabuły.
Pierwszy z nich otwiera zresztą
recenzowany komiks. Pozornie Natura może
sprawiać wrażenie zbędnego przerywnika, ale pewne aspekty czynią ją
interesującym, celnym wstępem. Krótka historyjka przypomina nam o tym, że Gotham
to wyjątkowo paskudne, okrutne miasto, dodatkowo odświeżając w pamięci
czytelnika postać Jima Corrigana. Jego nazwisko nieprzypadkowo stanowi tytuł
całego tomu – skorumpowany technik śledczy pod koniec serii wyrasta na jej
największego złoczyńcę i sabotuje kolejne śledztwa.
Doskonale obrazuje to sprawa Martwego Robina. Corrigan przewija się w
tej historii na drugim planie, ale jego rola jest tutaj nieoceniona. Naprawdę
nie potrzeba Jokera, Two-Face’a czy też Mr Freeze’a, kiedy na horyzoncie
pojawia się tak bezduszna, egoistyczna istota jak Jimmy. To właśnie ten ludzki,
przyziemny antagonista przeraża bardziej niż którykolwiek wymyślnie wystrojony
łotr z galerii wrogów Człowieka Nietoperza.
Samo śledztwo jest z kolei moim
ulubionym ze wszystkich tych, które Rucka z Brubakerem zaprezentowali nam na
łamach GOTHAM CENTRAL. Szczególnie podoba mi się pomysł wyjściowy, stojący za
tą zagadką. Otóż, Montoya i spółka odnajdują ciało nastolatka w stroju Robina. Wszystko
wskazuje na to, że chłopak został prawdopodobnie zepchnięty z dachu budynku. Dokładniejsze
przyczyny jego śmierci nie są jednak jedyną tajemnicą. Kwestia zamaskowanego denata
rodzi przecież mnóstwo pytań. Skoro nikt spoza bat-rodziny nie zna prawdziwej
tożsamości Robina, jak ustalić czy to faktycznie prawowity właściciel stroju?
Jeśli to rzeczywiście „Cudowny Chłopiec”, to który z kolei? Wszak wiadomo, że
było ich kilku. Czy można wierzyć Batmanowi, kiedy ten zapewnia, że zmarły to przebieraniec,
z którym nie ma nic wspólnego? Nietoperz nigdy nie był w pełni szczery z policją
i nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności za czyny swoje i swoich
podopiecznych. Czemu teraz mieliby mu ufać? Przyznanie się do tego, że zginął
zwerbowany przez niego nastolatek, nie byłoby w końcu Batmanowi na rękę. Trup w
kolorowym kostiumie wiąże się z większymi problemami niż mogłoby się początkowo
wydawać.
Po Martwym Robinie dostajemy drugi zapychacz, tym razem niestety
znacznie mniej wartościowy niż wspomniana wyżej Natura. Krwawa Niedziela pełni
funkcję tie-ina do świetnego eventu INFINITE CRISIS, ale sama w sobie nie budzi
raczej szczególnych emocji. Co prawda pogłębia charakter Crispusa
Allena i stara się pokazać zwykłych ludzi w obliczu niemalże końca świata, ale tak
czy siak zdaje się być trochę nie na miejscu. Numer #37 bez wątpienia odstaje
od reszty tomu, który śmiało mógłby się bez niego obejść.
Ostatnią historią, zamykającą
całe GOTHAM CENTRAL jest Corrigan II,
kontynuujący wątki z trzeciego tomu, a konkretnie z zeszytów #23 i #24. Rucka
powraca tu do postaci Jimmy’ego i skupia się na nim mocniej niż kiedykolwiek. Montoya
oraz Allen chcą raz na zawsze rozprawić się z czarną owcą Wydziału Zabójstw i
dążą do tego, żeby ostatecznie udowodnić mu wszystkie winy i wymierzyć adekwatną
karę. Finał tych zdarzeń doprowadzi do gigantycznych zmian w świecie głównych
bohaterów. Godne, satysfakcjonujące zakończenie fantastycznej serii.
GOTHAM CENTRAL było swoistą perełką wśród tytułów wydawnictwa DC, znajdujących się w ofercie Egmontu. Dojrzały, inteligentny, przewrotny kryminał wybijał się na tle wielu nijakich, superbohaterskich pozycji. Stanowił powiew świeżości i choć już na starcie wysoko zawiesił sobie poprzeczkę aż do końca jej nie strącił. Jeśli jeszcze go nie sprawdziliście, koniecznie dajcie mu szansę.
5/6
W skład tomu wchodzą zeszyty GOTHAM CENTRAL od numeru 32 do 40.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz