Historie Mike’a W. Barra, które
znalazły się w pierwszej części Narodzin
Demona od Eaglemoss, czyli Son of the Demon oraz Bride
of the Demon, nie stały na
najwyższym poziomie. Ot, średnie, niczym niewyróżniające się opowieści o
Człowieku Nietoperzu, do których raczej nie zamierzam nigdy więcej wracać. Tom
drugi zawiera przedruk już tylko jednej powieści graficznej, a mianowicie Birth
of the Demon, która stanowi jednocześnie zamknięcie tej swoistej trylogii,
skupiającej się na konflikcie Batmana z Ra’s al Ghulem.
Z tego też powodu trzydziesty piąty numer Wielkiej Kolekcji Komiksów DC
jest adekwatnie krótszy od poprzedniego. Mniejszą objętość nadrabia na
szczęście lepszej jakości scenariuszem. Birth of the Demon to bez
wątpienia najciekawszy segment omawianego cyklu. Naturalnie nie stanowi to
wielkiego wyczynu i mamy tu do czynienia ponownie z dość przeciętną historią,
ale nie zmienia to faktu, że to jednak coś odczuwalnie bardziej wartościowego.
Przyczyn poprawy upatrywałbym przede wszystkim w osobie scenarzysty, którym
jest tutaj prawdziwa ikona, a mianowicie Dennis O’Neil. To autor, który może
pochwalić się nieporównywalnie okazalszą bibliografią niż Barr. Mówimy tu w
końcu o autorze kilku legendarnych komiksów o Batmanie i duecie Green
Lantern/Green Arrow. Także o twórcy wielu popularnych postaci ze świata DC,
m.in. Azraela, Johna Stewarta, Leslie Thompkins, Maxie Zeusa, Bronze Tigera czy
też właśnie Ra’s al Ghula oraz jego córki, Talii.
W Birth of the Demon O’Neil powraca zatem do rodziny, którą sam
powołał niegdyś do życia i przedstawia jej genezę, sięgającą naprawdę odległych
czasów. Komiks, choć początkowo zapowiada się na typową opowieść o Batmanie i
jego śledztwie, szybko zamienia się we wręcz mitologiczną przypowieść o tytułowej
„Głowie Demona”. Scenarzysta prezentuje nam historię spod znaku miecza i
sandałów, dzięki której dowiadujemy się, co sprawiło, że prosty medyk z Arabii
stał się tym charyzmatycznym złoczyńcą, którego zna teraz każdy fan Mrocznego
Rycerza.
Sama przeszłość Ra’sa jest pod wieloma względami bardzo interesująca, a
O’Neil potrafi nadać tej historii dramaturgii. Dlatego też nie brak tu
wielkiej, acz tragicznej miłości, wygnania oraz zemsty. Obserwujemy także
przejmowanie władzy, obalenie tyrana i walkę wrogich armii. To wzorowo
skonstruowana fabuła, co do której ciężko mieć jakieś większe uwagi. Problem w
tym, że widzieliśmy już setki takich opowieści. Birth of the Demon tak
mocno opiera się na przeróżnych toposach, że ostatecznie nie widać w nim zbyt
dużo oryginalności. Dokładnie wiadomo co i jak się wydarzy, przez co
zapoznawanie się z tym dziełem w pewnym momencie zaczyna przypominać
formalność. Gdy uświadomimy już sobie, że niewiele nas tutaj zaskoczy, lektura
drugiego tomu Narodzin Demona zamienia się w odhaczenie kolejnych,
wyeksploatowanych przez popkulturę motywów.
Szkoda, że O’Neil nie zdecydował się na jakiekolwiek ich odwrócenie.
Tyran do końca pozostaje głupim, okrutnym tyranem. Ukochana głównego bohatera
służy zaś tylko jako postać do odstrzału, której śmierć ma pchnąć
Ra’sa do krwawej wendety. „Głowa Demona” jako jedyny faktycznie rozwija się na
przestrzeni Birth…, ale w jego przypadku doskonale wiadomo od początku w
jakim miejscu skończy. Wszystko to czyni tę legendę dość płytką i odtwórczą.
Jej mocną stroną pozostają jednak rysunki. Za te odpowiada jeden z
najbardziej ikonicznych artystów, związanych z postacią Batmana, czyli
uwielbiany przez pokolenie czytelników TM-Semica, Norm Breyfogle. Jego tutejsze
ilustracje utrzymane są w kompletnie innej stylistyce niż te, które można było
oglądać w komiksach pisanych przez Douga Moencha lub Alana Granta. Birth of
the Demon zostało przez Breyfogle’a w całości namalowane farbami. Efekt
jest znakomity, zwłaszcza, że niekiedy rysownik pozwala sobie na prawdziwie
oniryczne, kompozycyjnie kreatywne kadry.
Podobnie jak ostatnio i tutaj Eaglemoss dorzuciło jeden dodatkowy
zeszyt, pochodzący z lat 70. Poprzednio był to #232 numer serii BATMAN, tym
razem jest to numer #235. Do obu scenariusze stworzył zresztą O’Neil. W tej
krótkiej historii Ra’s zwraca się do Człowieka Nietoperza o pomoc, licząc, że
jego odwieczny wróg odnajdzie nosiciela tajemniczego śmiertelnego wirusa.
Drugi tom Narodzin Demona w przeciwieństwie do pierwszego mogę
jednak komuś polecić. Otóż, fani postaci Ra’s al Ghula lub po prostu czytelnicy,
chcący lepiej poznać motywacje i życiorys tego złoczyńcy, powinni znaleźć w tym
wydaniu coś w sam raz dla siebie. Może i ich nie zachwyci, ale na pewno
zainteresuje.
Na koniec jeszcze drobna refleksja. Bardzo mnie dziwi, że ktoś w DC postanowił
uczynić z tych trzech powieści graficznych trylogię. O ile Son… oraz Bride…
jeszcze się nie wykluczały i można było je ze sobą powiązać, o tyle Birth…
nie ma z nimi zbyt wiele wspólnego. Miejscami przeczy temu, czego
dowiedzieliśmy się w poprzednich częściach. Zwróćcie tylko uwagę na to jak Barr
i O’Neil inaczej odnoszą się do postaci matki Talii. Któremu z nich wierzyć?
3,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: BIRTH OF THE DEMON
oraz BATMAN vol. 1 #235.
Ponownie odsyłam Was do recenzji Tomasza, który pisał na DCManiaku o wydaniu
Egmontu. Jego tekst znajdziecie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz