Dla wielu polskich czytelników
największą wadą Wielkiej Kolekcji Komiksów DC jest to, że w jej skład wchodzi
sporo tytułów, które zdążyły się już ukazać na naszym rynku. Ostatnio jednak te
głosy ucichły, gdyż do kiosków trafiały głównie niepublikowane wcześniej nad
Wisłą pozycje. Niestety ta tendencja nie trwała zbyt długo i oto znowu przyszła
kolej na dubel.
Narodziny Demona jako pierwszy wydał w Polsce dwa lata temu Egmont.
Do dziś bez większych problemów można kupić ten komiks w internecie. Jego
ponowna publikacja, tym razem nakładem Eaglemoss, zwróciła moją uwagę na dość
smutny fakt. Otóż, selekcja historii z Człowiekiem Nietoperzem w roli głównej,
jaką przeprowadzono w przypadku rodzimej wersji WKKDC, woła o pomstę do nieba.
W kolekcji, składającej się z
sześćdziesięciu tomów, znalazło się miejsce aż dla dwunastu, poświęconych Batmanowi.
Z tego tuzina tylko trzy nie kwalifikują się do miana dubli. Wydana w grudniu
zeszłego roku Śmierć w Rodzinie (a
zatem tytuł, którego fabułę zna prawie każdy, kto choć trochę interesuje się
Mrocznym Rycerzem) oraz Zjawy z
przeszłości i W cieniu Red Hooda,
których polskie wersje ujrzą światło dzienne odpowiednio w styczniu i
październiku. Dla porównania na dziewięć komiksów o Supermanie, siedem to
nowości. Cóż, mamy po prostu pecha. Czytelnicy w innych krajach dostawali w
ramach kolekcji, m.in. fragmenty runu Paula Diniego w BATMANIE, genezę Bane’a
albo R.I.P. autorstwa Granta
Morrisona.
Jak więc widać, podchodzę do Narodzin Demona z lekką awersją. Także
dlatego, że to zwyczajnie mocno przeciętny komiks, o którego reedycję
prawdopodobnie mało kto prosił. Omawiana przeze mnie część zawiera przedruki
dwóch powieści graficznych, a mianowicie Son
of the Demon oraz Bride of the Demon,
które oryginalnie miały swoje premiery na przełomie lat 80. i 90. Obie napisał
Mike W. Barr, pierwszą zilustrował Jerry Bingham, a drugą Tom Grindberg.
Skupiają się one na
skomplikowanej relacji Batmana z Ra’s al Ghulem. W dziele z 1987 roku dwóch
odwiecznych przeciwników łączy siły, żeby powstrzymać wspólnego wroga –
niejakiego Qayina, który dawno temu zamordował ukochaną Głowy Demona, a teraz
planuje doprowadzić do konfliktu na linii Stany Zjednoczone-Związek Radziecki. Kluczową
rolę w tejże historii odgrywa córka Ra’sa, Talia. Kobieta przypomina o sobie po
dłuższej przerwie Bruce’owi, a ich miłość niemal natychmiast na nowo rozkwita,
czego skutkiem jest zajście Talii w ciążę.
Son of the Demon przypomina w pewien sposób wspomnianą wyżej Śmierć w rodzinie. Podobnie jak u
Starlina Batman wyrusza na Bliski Wschód, a ważny element opowieści stanowi wątek
dramatyczny – tam było to poszukiwanie matki Jasona Todda, zaś tutaj wizja narodzin
bat-dziecka. Całość niewątpliwie mocno
się zestarzała, zarówno pod względem graficznym, jak i fabularnym, ale da się
to czytać bez zgrzytania zębów. Głównie dzięki temu, że Barr nadał tu Batmanowi
sporo typowo ludzkich cech. Lubię kiedy Wayne jest szczęśliwy, kiedy o kogoś
się troszczy i nie kryje się ze swoimi emocjami. Taka wersja postaci wydaje mi
się nieporównanie ciekawsza i bliższa.
Dodatkowo album rozpoczyna się
świetną sekwencją, w której Człowiek Nietoperz odbija zakładników z rąk terrorystów.
Scenarzysta umiejętnie buduje napięcie i przygotowuje czytelnika na pierwsze
pojawienie się Batmana w jego komiksie. Gdy ten w końcu wychodzi z cienia, czuć
swoistą satysfakcję. Lektura kilku otwierających tom stron wystarcza, żeby poczuć
respekt przed głównym bohaterem.
W wydanej trzy lata później
kontynuacji pt. Bride of the Demon diametralnie
zmienia się dynamika. Ra’s zapomina o dawnym sojuszu i decyduje się zabić
obrońcę Gotham. Ta historia stoi niestety kilka klas niżej niż Son… O ile poprzednia część miała jakąś
wyraźną oś, którą można było śledzić z mniejszym lub większym zainteresowaniem,
o tyle tutaj Barr obrzuca nas toną scen akcji i prawdę mówiąc niczym ponad to.
Nie będę rozwodzić się nad oprawą
graficzną, ponieważ nijak nie zapada ona w pamięć. Ilustracje Binghama i Grindberga
cechuje bardzo klasyczna kreska, która, jak mniemam, nawet w momencie premiery,
czyli około trzydziestu lat temu, była już lekko przestarzała.
W zbiorze znalazł się również
bonusowy zeszyt, przedstawiający debiut Ra’s al Ghula, za który odpowiadają
scenarzysta Dennis O’Neil oraz rysownik Neal Adams. Nie jest to aż taka ramotka
jaką Eaglemoss ma w zwyczaju dorzucać do swoich wydań. BATMAN #232 pochodzi
bowiem z lat 70.
Podsumowując, Narodziny Demona są tytułem, który
śmiało można sobie odpuścić. Co najwyżej, wyjątkowo oddani wielbiciele Damiana
Wayne’a mogą rzucić na tę pozycję okiem. Wszak to właśnie dzieło Barra stanowiło
główną inspirację dla Morrisona przy tworzeniu postaci syna Człowieka Nietoperza.
3/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: SON OF THE DEMON, BATMAN: BRIDE OF THE DEMON oraz BATMAN vol. 1 #232.
Wydanie Egmontu recenzował już wcześniej Tomasz. Jego tekst znajdziecie tutaj.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: SON OF THE DEMON, BATMAN: BRIDE OF THE DEMON oraz BATMAN vol. 1 #232.
Wydanie Egmontu recenzował już wcześniej Tomasz. Jego tekst znajdziecie tutaj.
Co jest jeszcze denerwujące w tym wydaniu to cena: całość, czyli dwa tomy będą kosztować 80zł, a to dużo więcej niż wydanie Egmontu (nie mówiąc już o tym, że wydanie Egmontu jest lepsze jakościowo).
OdpowiedzUsuńPozostałe duble albo były nie dostępne w normalnej cenie (Hush czy Kołczan) albo jednak wychodziły taniej (Długie Halloween czy Sprawiedliwość).
A tu cena jest za duża.
Cena okladkowa wydania egmontu to 99.99 po przecenie 79.99 wiec nie jest źle. Samej historii nie znam więc fakt, że to dubel mi nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńNa allegro można znaleźć nówki poniżej 70zł więc taniej za lepsze wydanie.
OdpowiedzUsuńFakt, trudno się nie zgodzić. Ale wiesz, mając 33 poprzednie tomy głupio kupić teraz inne wydanie 😉. Swoją drogą uniwersum DC znam bardzo słabo bo za małolata głównie marvela się czytało 😃. Więc dla mnie ta kolekcja jest jak najbardziej ok i żaden numer się mi nie zdubluje. Pozdrawiam fanów tego typu czytadeł 😊
OdpowiedzUsuń