Gdy Nowe DC Comics/New 52 ruszało w naszym
kraju, obiecałem sobie w miarę na bieżąco śledzić wszystkie tytuły z Batmanem w
roli głównej. Byłem wówczas niebywale głodny kolejnych tytułów z tą postacią.
Jak macie zapewne doskonale pojęcie, o ile BATMAN Scotta Snydera był do pewnego
momentu naprawdę fajnym podejściem do postaci Mrocznego Rycerza, tak DETECTIVE
COMICS, MROCZNY RYCERZ oraz LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI czy WIECZNE ZŁO sprawiły, że
mój zapał ostygł na tyle, by po WIECZNEGO BATMANA i jego kontynuację już nie
sięgnąć. Podobnie zresztą jak po dwie z trzech ”Batmańskich” serii z
Odrodzenia. Jak to się ma komiksu, o którym chciałbym teraz napisać kilka zdań?
Ano tak, że historia lubi się powtarzać i obiecałem sobie, że z okazji startu
nowej linii wydawniczej, jaką jest Odrodzenie, będę śledzić wszystkie tytuły z
Supermanem w roli głównej. Zaczęło się od wstępu do całości: LOIS I CLARK
Jurgensa czytało mi się wyśmienicie, zaś OSTATNIE DNI SUPERMANA Tomasiego męczyło
mnie niemiłosiernie. W samym już Odrodzeniu, twórcy ci wymienili się miejscami
i tak SUPERMAN okazał się bardzo fajnym komiksem, zaś pierwszy tom ACTION
COMICS… no cóż, zadka mi nie urwało.
Superman cały czas dostosowuje się do życia w
nieznanym mu wciąż świecie. Gdy jednak widzi w telewizji jak Lex Luthor ogłasza
się nowym Człowiekiem ze Stali, nie wytrzymuje i postanawia się ujawnić całemu
światu. Pomiędzy tą dwójką szybko dochodzi do konfliktu, lecz z czasem muszą
podać sobie ręce i zacząć współpracę. Na ulicach Metropolis bowiem pojawia się
Doomsday i zaczyna siać zniszczenie. Kto go przysłał? Jaki miał cel? I kim jest
człowiek podający się za Clarka Kenta, przyglądający się z bliska wszystkim tym
wydarzeniom?
Jako osoba, która co jakiś czas wyłapywała
strzępki opinii na temat komiksów z Odrodzenia, lecz starająca się nie siedzieć
zbyt mocno w zagranicznych czy nawet DCManiakowych recenzjach, nie wiedziałem
zbytnio czego się spodziewać po ŚCIEŻCE ZAGŁADY. Dan Jurgens na łamach LOIS I
CLARK uderzył w te rejony komiksu superbohaterskiego, który wciąż jest w stanie
wywołać u mnie spore emocje, dzięki czemu otrzymaliśmy niezłą, nieco
spokojniejszą fabułę oraz fajnie rozrysowane postacie, obok których nie było
łatwo przejść obojętnie. Sądziłem zatem, że pomimo zapowiedzi obecności
Doomsdaya, pierwszy tom SUPERMAN: ACTION COMICS nastawi się głównie na budowę
relacji pomiędzy Supermanem i Luthorem. Zamiast tego dostaliśmy tom obfitujący
w akcję, która pędzi przed siebie bez wytchnienia, co samo w sobie nie byłoby
może takie złe, gdyby nie to, że po prostu wszystko to już widzieliśmy, a
Jurgens nie wysilił się, by dodać od siebie coś nowego.
Jasne, rozumiem iż głównym zadaniem Odrodzenia
jest powrót do korzeni znanych i lubianych postaci oraz ukazania tego, co
czytelnicy znają i kochają. Dan Jurgens potraktował to chyba nieco zbyt
dosłownie, ponieważ ŚCIEŻKA ZAGŁADY to miks co najmniej kilku komiksów, które
nierzadko ukazywały się całkiem niedawno. Rozpierducha z udziałem Doomsdaya
przypomina zremasterowaną wersję ŚMIERCI SUPERMANA, tylko z innym zakończeniem.
Postać tego przeciwnika Człowieka ze Stali jest niebywale trudna do pisania i
chyba jeszcze nie zdarzyło się, aby po pamiętnym, chociaż wcale nie wybitnym komiksie
z roku 1992, ktoś dał radę zainteresować mnie czymś z udziałem Doomsdaya. REIGN
OF DOOMSDAY tuż sprzed startu New52 było żałosnym zwieńczeniem fajnego runu
Paula Cornella. Historia sprzed około dwóch lat, gdy sam Superman zmieniał się
w stwora była tak słaba, że dziś wyparłem z pamięci nawet jego tytuł. Przykłady
można mnożyć i niestety ŚCIEŻKA ZAGŁADY dołącza do tego grona. Główną historię
Jurgena czytało mi się bez większego zainteresowania, ponieważ była bardzo
oczywista i przewidywalna. Chyba jedyny fajniejszy moment bijatyki z
Doomsdayem, czyli SPOILER dostrzeżenie przez eSa iż stwór stosuje taktykę
KONIEC SPOILERA zostało bardzo szybko zamiecione pod dywan. Wiem czym zostało
to spowodowane, lecz nie oznacza, iż nie można było przeprowadzić tego nieco
lepiej.
Spore oczekiwania miałem w stosunku do relacji
pomiędzy eSem i Luthorem, ale tutaj znowu lekki zawód. Jeśli mieliście okazje
przeczytać LIGĘ SPRAWIEDLIWOŚCI z Nowego DC Comics od momentu wstąpienia tego
drugiego do szeregów grupy, tutaj dostaniecie niemal dokładnie to samo.
Nieufność obu panów wobec siebie przechodzi w niechciany sojusz, w trakcie
którego Superman zaczyna delikatnie przekonywać się do Luthora, zaś ten
dokonuje kilku autentycznie bohaterskich czynów. Było. Plusem tej części komiksu
jest dla mnie jednak to, że Jurgensowi udało się utrzymać trend pisania Leksa w
taki sposób, byśmy sami nie byli do końca pewni, co tak naprawdę chodzi
Luthorowi po głowie.
No i jest jeszcze tajemniczy, pozbawiony mocy
Clark Kent. Motyw ten również pojawiał się już nieraz i trudno nie mieć
skojarzeń z REIGN OF SUPERMAN, a w pewnym zakresie nawet z niedawno wydanymi
OSTATNIMI DNIAMI SUPERMANA. Znowu dostajemy motyw oklepany do nieprzyzwoitości
i w dodatku poprowadzony na łamach omawianego dzisiaj komiksu w sposób daleki
od bycia satysfakcjonującym. Dość napisać, że totalnie mnie nie obchodzi
prawdziwa tożsamość/pochodzenie tajemniczego jegomościa. To nie wróży najlepiej
kolejnym tomom, skoro postać ta ma odegrać w nich ważną rolę.
Jeśli chodzi o warstwę rysunkową, tutaj akurat
nie mogę na nic narzekać. Styl Patricka ”Patcha” Zirchera lubię od dłuższego
czasu i tutaj także spisał się on w moich oczach bardzo dobrze. Zaskoczył za to
Tyler Kirkham, z którym wcześniej nie miałem zbyt wiele do czynienia. Delikatnie
skręcające w stronę mangi, lekkie ilustracje zdecydowanie fajnie wypadły i z
pewnością będę się baczniej przyglądał pracom tego artysty. Krótki występ na
łamach ŚCIEZKI ZAGŁADY zalicza także Stephen Segovia i również daje radę.
Komiks opublikowano identycznie jak każdy inny
tytuł z Odrodzenia. Miękka okładka ze skrzydełkami, kilka stron dodatków (galeria
okładek) i cena okładkowa w wysokości 40zł. Mylić może tylko wymienne używanie
imienia oraz pseudonimu Zirchera (na okładce jest Patch, na skrzydełku już
Patrick), ale sprawdziłem i podobnie było w wydaniu oryginalnym.
Czy poleciłbym kupno tego komiksu? Jeśli podobnie
jak ja jesteście spragnieni fajnych historii z Supermanem, to… zastanówcie się
jeszcze. SUPERMAN jest o poziom lepszym komiksem, tu zaś postawiono na
bezkompromisowe łubudu, które mnie szczególnie nie porwało. Z drugiej jednak
strony, nigdy jeszcze nie mieliśmy na naszym rynku dwóch serii z eSem publikowanych
jednocześnie. Wybór należy do Was. Ja, pomimo ogólnie negatywnego wydźwięku
tego tekstu, nie mówię tutaj jednoznacznego ”nie”. Przynajmniej nie po
pierwszym tomie.
----------------------------------------------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #957 - 962.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za dostarczenie egzemplarza do recenzji.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.Wcześniejszą recenzję autorstwa Dawida, nieco bardziej pozytywną, możecie przeczytać TUTAJ.
Albo ze mną jest coś nie tak albo recenzeci mają wygórowane oczekiwania.
OdpowiedzUsuńZarówno ten Action Comics jak i "Ostatnie dni Supermana" czytało mi się bardzo dobrze. Zgadzam się, że nie są to komiksy wybitne o jakimś głębokim tle ale jako blackbustery sprawdzają się doskonale - świetnie narysowane z dobrym tempem akcji, czyta się to jednym tchem.
Może i następnego dnia nie pamięta się już wielu szczegółów ale co z tego jeśli sam moment ich czytania był przyjemny.