czwartek, 8 grudnia 2022

DC BOHATEROWIE I ZŁOCZYŃCY TOM 35 - LEGION SAMOBÓJCÓW: PRÓBA OGNIA

Komiks LEGION SAMOBÓJCÓW: PRÓBA OGNIA trafił w tym tygodniu do sprzedaży i zgaduję, że już wcześniej wylądował on na liście zakupów wielu fanów drużyny dowodzonej przez Amandę Waller. Na mojej na pewno. Wszystko przez ciekawość odnośnie tego, jak wyglądały początki Suicide Squad opisane pod koniec lat 80-tych przez Johna Ostrandera, i jak wypadają one w zestawieniu z teraźniejszymi występami tej nietypowej drużyny. Run wspomnianego scenarzysty (tworzony w latach 87-92) oceniany jest dosyć dobrze, stąd warto było wreszcie przekonać się na własnej skórze, jak jest naprawdę.

Ostrander kontynuuje tutaj to, co zainicjował chwilę wcześniej na kartach LEGEND. I  w tym miejscu należy się pochwała dla tych, którzy decydują o kształcie kolekcji, gdyż niedługo po ukazaniu się w Polsce wspomnianego eventu (tom 28) dostajemy wynikający z niego spin-off skupiony na Legionie Samobójców. Czytelnik nadal ma w pamięci, a przynajmniej ja mam, wydarzenia opisane w LEGENDACH, stąd łatwiej i płynniej przystąpić do lektury tego tomu, bez jakiegoś większego przygotowania, czy powtórzenia materiału.

Na pierwszy ogień idzie specjalny zeszyt, będący prologiem i pomostem pomiędzy zakończoną mini serią, a rozpoczynającym się za chwilę ongoingiem. SECRET ORIGINS #14 opisuje tajną genezę Legionu Samobójców, nawiązując zgrabnie i w miarę sensownie do przeszłości komiksowego świata DC, wplatając pewne wydarzenia do aktualnej w roku 1987 komiksowej sytuacji. Głównie poznajemy bliżej sylwetkę Ricka Flaga, trochę dowiadujemy się o prywatnym życiu Amady Waller, a także otrzymujemy uzasadnienie takiej, a nie innej nazwy drużyny złożonej ze złoczyńców. Nie jest to może zbyt efektowny i widowiskowy rozdział, mocno przegadany, ale jak najbardziej uważam go za wartościowy dodatek.

Po tym wstępie dostajemy cztery różnej długości historie o dosyć prostej, aczkolwiek momentami zaskakującej fabule. W pierwszej z nich (zeszyty 1-2) grupa dowodzona przez Flaga udaje się do Quracu, aby powstrzymać obdarzony supermocami zespół terrorystów i zapobiec planowanemu atakowi na USA. Akcji jest tutaj zdecydowanie więcej, ale tego przecież oczekiwałem po tego typu komiksie. Mamy do czynienia z pewnym elementem nieprzewidywalności, ktoś zostaje poważnie postrzelony, ktoś ginie (żadnego rozlewu krwi nie uświadczymy, bo tak decydowała kiedyś cenzura), ktoś zdradza, ktoś niespodziewanie dołącza do zespołu. Czyta się szybko i pozostawia naprawdę dobre wrażenie. Podobnie jak zeszyt trzeci, będący kontynuacją jednego z wątków przedstawionych w LEGENDACH, a gościnny występ zaliczają Female Furies.

Zeszyty 5-7 to misja w Rosji z Pingwinem dołączonym wyjątkowo do Legionu Samobójców. Dzieje się sporo, ale akurat tą najdłuższą część zbioru śledziłem z nieco mniejszym zadowoleniem, na co wpływ miał niewątpliwie denerwujący występ Cobblepota. Przedstawiona tutaj wersja złoczyńcy jest mocno irytująca, zwłaszcza powtarzane przez niego słowa/dźwięki.

Na koniec dostajemy pewne wyciszenie i spowolnienie akcji, bardziej skupiając się na osobistych rozterkach poszczególnych członkach zespołu i wewnętrznych tarciach. Tych ostatnich zresztą również w poprzednich rozdziałach nie brakuje. Swoją ocenę zachowań złoczyńców przedstawia psychiatra przydzielony do Zespołu X. To też ma swój urok i decyduje o jakości komiksu w równym stopniu, jak efektowne pojedynki, strzelaniny, czy ucieczki. Ogólnie sylwetki poszczególnych postaci zostają ciekawie rozpisane, a dialogi pomiędzy nimi stoją w większości na wysokim poziomie, dzięki czemu czytelnik może z nimi mniej lub bardziej sympatyzować. Z wyjątkiem Bumeranga, który celowo ma odrzucać swoim zachowaniem.

Wejście z marszu w ten komiks nie dla każdego okaże się łatwe, ale bardzo szybko można się przestawić na klimat panujących w drugiej połowie lat 80-tych i czerpać później przyjemność z lektury. Jest sporo tekstu, co stanowi jeden z elementów charakterystycznych dla omawianego okresu, a także liczne odwołania do innych serii, czy zeszytów, które w większości mało kto czytał. Z denerwujących kwestii, to nie mogę przyzwyczaić się do przetłumaczenia Bronze Tigera na Spiżowego Tygrysa, co w obliczu zachowania swoich oryginalnych pseudonimów przez innych 'bohaterów' wypada dosyć sztucznie. Rozumiem, że tłumacz kierował się tutaj jakimś kluczem i pewnie jest w tym jakiś sens, ale ja po prostu tego nie kupuję. Pod napisem umieszczonym na okładce "tych osiem osób..." widać niestety napis oryginalny. Widać to wyraźnie czytając wieczorem przy lampce. Pod koniec rozdziału 4 tekst mocno zjechał w dół z jednego dymku, przez co nie da się odczytać całej zawartości. Razi w oczy też oszczędnościowy zabieg polegający na skumulowaniu części okładek na jednej stronie. Okładka do prologu oraz te do 3, 4 i 8 rozdziału dostąpiły zaszczytu i zajęły całą stronę, pozostałe nie. I jeszcze krótki esej poświęcony Waller wpleciony w posłowie Boba Greenbergera, co być może było zamierzone, ale wyszło dziwnie. Ale to oczywiście tylko takie estetyczne drobnostki, na które można przymknąć oko, bo przecież najważniejsza jest zawartość merytoryczna komiksu.

Jeszcze słowo o rysunkach, które przypadły w udziale Luke'owi McDonnellowi. Zmieniają się co prawda inkerzy, ale za ołówek odpowiada od początku do końca ta sama osoba, czyli sytuacja idealna, aby delektować się jednolitym stylem i nie marudzić na zróżnicowaną warstwę wizualną. Ilustracje są dokładne, dopracowane, szczegółowe i trzymają równy poziom. Niby nic powodującego opadanie szczęki z wrażenia, ale pamiętajmy, w jakim okresie one powstawały. Po 35 latach od ich stworzenia nadal robią niezłe wrażenie i co najważniejsze bardzo ułatwiają oraz umilają śledzenie perypetii Legionu Samobójców. brawo panie McDonnell, dobra robota.

LEGION SAMOBÓJCÓW: PRÓBA OGNIA to naprawdę dobry komiks, poruszający różne ważne i przyziemne kwestie, dostarczający sporo rozrywki i cieszący oko warstwą plastyczną. Część rzeczy prezentuje się wprawdzie oldskulowo i nie robi takiego wrażenia, jak w momencie premiery, ale jest też część uniwersalnego materiału, który po latach nadal powoduje uśmiech zadowolenia na twarzy czytającego. Coś zarówno dla osób dobrze obeznanych we wszelkiej maści  komiksach o Suicide Squad, ale też ciekawostka dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą drużyną i nie boją się zagłębić klimaty sprzed kilku dekad. Przeczytałem i chętnie sięgnąłbym po kolejne części tego runu, a to chyba dobrze świadczy o pracy wykonanej przez twórców tego komiksu.

--------------------------

Tomy 36 i 37 również mam na liście zakupów, także w swoim czasie pojawią się recenzje tych albumów :)

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SECRET ORIGINS #14 oraz SUICIDE SQUAD v1 #1 - 8.

Dawid Scheibe

2 komentarze:

  1. Kupiłem
    A "Zero Hour" znam z opisów Arka Wróblewskiego na tzw stronach klubowych TM Semic, więc na pewno wezmę :)
    Zresztą ilustruje ten event artysta z Kryzysy Karmazynowego Kryptonitu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryzys karmazynowego kryptonitu,to był bardzo fajny komiks👌👌. Tom 38 albo 39 ma byś Superman na cztery pory roku. Ponoć to jest bardzo dobre. Będzie recenzja też?

      Usuń