piątek, 2 grudnia 2022

JONAH HEX TOM 11: POCHOWAJCIE MNIE W PIEKLE

Jedni czekają z utęsknieniem na kolejny tom KNIGHTFALLA, inni na klasyki ze starego Vertigo, a jeszcze inni na ekskluzywne i limitowane edycje kolekcjonerskie w zaporowej dla wielu czytelników cenie. W moim przypadku - możecie wierzyć lub nie - najmocniej wyczekiwanym od dziewiętnastu miesięcy komiksem z logo DC wydanym w polskiej wersji językowej był kolejny tom serii JONAH HEX. Na finałowy trejd przyszło czekać wyjątkowo długo i miałem już po drodze obawy, że z różnych względów Egmont w ogóle tego komiksu nie wyda, ale na szczęście wreszcie trafił on w moje ręce. Jeśli jesteście ciekawi, czy trzyma on wysoki poziom i  jest warty zakupu to znaczy, że chyba nie czytaliście poprzednich tomów i nie wiecie, jak świetnie Justin Gray oraz Jimmy Palmiotti potrafią pisać za każdym razem nowe odsłony przygód kontrowersyjnego łowcu nagród z Dzikiego Zachodu. Tutaj zawsze dostaniemy gwarancję wysokiej jakości finalnego produktu.

POCHOWAJCIE MNIE W PIEKLE to najgrubszy tom, który zawiera aż 10 rozdziałów, jakie oryginalnie ukazały się w latach 2010-11. Ponad 200 stron, a zatem jest co czytać. Kiedy ostatnio widzieliśmy naszego sympatycznego łowcę nagród, stał się on śmiertelnym wrogiem niejakiego Rusty'ego Davisa, rządnego zemsty za śmierć swoich braci. To akurat żadna nowość, a raczej chleb powszedni dla oszpeconego rewolwerowca, kiedy ktoś obiera go sobie za cel i próbuje osobiście, lub za pośrednictwem kogoś innego wpakować mu kulę między oczy. Doświadczenie pokazuje, że praktycznie nigdy nie kończy się to dla tego kogoś happyendem.

Pośród 10 zamkniętych i niepowiązanych ze sobą historii znajdziemy te, które dotyczą życia osobistego Jonah Hexa i jego przeszłości. Stanowią one za każdym razem miłą odmianę od standardowych epizodów, gdzie jeden ściga, drugi ucieka, w powietrzu mnóstwo kul a na ziemi trupów. Poznajemy azjatycką partnerkę życiową łowcy nagród, która potrafi zadbać o siebie i o dziwo pokochała tego dziwaka, próbując zrobić z niego lepszego człowieka. Słodki fragment z nutą humoru. Jest też kolejna lecąca na Hexa kobieta, a konkretnie pewna szalona Meksykanka, ale w przeciwieństwie do inauguracyjnej opowieści - tutaj nie ma szczęśliwego zakończenia. Wyróżniają się również dwie ostatnie części, gdzie twórcy ewidentnie wiedzieli już, że seria nie będzie kontynuowana i trzeba jakąś fajną klamrą spiąć pewne kwestie. Ostatnia rozmowa rewolwerowca z ojcem, czy też wizje własnej śmierci to fragmenty, jakie śledzi się z dużą przyjemnością i stanowią udane zwieńczenie tego tomu. 

Dwa rozdziały rozgrywają się w zimowej scenerii. Jonah najpierw zostaje uratowany przez nieznanego mężczyznę, a potem trafia do wygłodzonego miasteczka, gdzie stosowane są bardzo specyficzne praktyki. W innych z kolei ściga np. pewnego bardzo okrutnego mordercę, czy też pomaga wyrównać rachunki grupie cyrkowców. To m.in. takie historyjki podkreślają, jak często dziwne i niezrozumiałe dla wielu zasady ma Hex, a jego kodeks moralny nie pozwala patrzeć na nieludzkie cierpienie, krzywdzenie dzieci, czy też zakazuje brania wynagrodzenia za niektóre zadania. I dlatego właśnie czytelnik mu kibicuje i cieszy się, kiedy po raz n-ty oszukuje on śmierć i wychodzi cało z opresji. Pozytywnym zaskoczeniem okazała się zilustrowana przez Rafę Garresa sprawa wytypowania mordercy przez Jonaha, nieco mniej emocji przysporzyła mi opowieść o fałszywym łowcy nagród. Ale to już kwestia gustu, każdy wyłowi sobie z tego zestawienia cos interesującego. 

W kwestii szaty graficznej takiej antologii trudno oczekiwać, że będzie ona jednolita. Od samego początku mamy do czynienia z charakterystyczną dla tej serii roszadą wśród rysowników, co niewątpliwie ma swój urok i sprawia, że wielu mniej lub bardziej znanych artystów ma szansę pokazać własną wersję Hexa. I co naturalne, każdemu czytelnikowi inna wersja może przypaść do gustu. W tym tomie najwięcej miejsca - 4 rozdziały - przypadło w udziale Jordi Bernetowi, co chyba nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Dysponujący mocno kreskówkowym i z pozoru niepasującym do takich klimatów stylem Hiszpan, zilustrował 18 z 70 zeszytów i za każdym razem pokazuje, że warto było mu zaufać. Bardzo lubię oglądać rysowane przez niego epizody. JONAH HEX bez udziału Berneta? Nie ma takiej opcji! Pozostali twórcy dostali po jednym rozdziale, a są to tak znane i lubiane nazwiska, jak Eduardo Risso, Ryan Sook, Fiona Staples, czy nawet sam Jeff Lemire. Prace jednych śledziło się lepiej, innych może ciut gorzej, ale co najważniejsze - nie ma w mojej ocenie w tym zestawieniu ilustracji słabych, czy rozczarowujących. Są tylko dobre, lub bardzo dobre. Pod koniec zbioru umieszczono galerię wszystkich okładek.

No i już. To koniec. Więcej nie będzie. Pozostaje takie samo uczucie spełnienia, ale jednocześnie smutku, jakie towarzyszyły mi w momencie, gdy ponad dekadę temu tytuł ten dobiegł końca w Stanach Zjednoczonych. Po cichu liczyłem, że może w tym roku otrzymamy w USA jakiś okazjonalny, jubileuszowy one-shot będący jednorazowym powrotem do przygód Jonah Hexa (wszak na początku roku stuknęła mu 50-tka) pióra Graya i Palmiottiego, ale najwidoczniej postać ta nie gwarantuje satysfakcjonującej sprzedaży. Szkoda.

Ostatni tom jest godnym zwieńczeniem całej serii, zawierający przekrój tego wszystkiego, co przez kilka lat decydowało o wysokim poziomie komiksu napisanego przez duet Gray/Palmiotti. Fani cyklu powinni być ukontentowani. Zarówno do tego tomu, jak i do pozostałych nadal będę chętnie wracać, bo to pod wieloma względami świetny komiksowy western, jeden z najlepszych jakie powstały, a może i najlepszy. Kto natomiast nie czytał, a lubi zaaplikować sobie w ramach odmiany coś tematycznie dotyczącego Dzikiego Zachodu, ociekającego brutalnością, krwią, trupami, czy kontrowersyjnych decyzji podjętych przez budzącego skrajne emocje łowcy nagród, to zachęcam do spróbowania.

Ostatni tom serii JONAH HEX, podobnie zresztą jak wszystkie poprzednie w ramach tej serii, znajdziecie bez problemu w internetowym sklepie Egmontu.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JONAH HEX vol. 2 #61 - 70.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz