Event zatytułowany ZERO HOUR: CRISIS IN TIME/GODZINA ZERO: KRYZYS W CZASIE trafił wreszcie do Polski. Głównym architektem tego dużego projektu z roku 1994 okazał się Dan Jurgens, który postanowił przede wszystkim uporządkować niespójną, niekonsekwentną i w wielu miejscach nielogiczną oraz dziurawą linię czasową, jaka została wykreowana w ramach KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą historią, to jest właśnie ku temu dobra okazja i sprawdzić, dlaczego budził on i nadal budzi wśród fanów DC bardzo mieszane odczucia.
Superman z długimi włosami, Booster Gold w nowej zbroi, Guy Gardner jako przedstawiciel kosmicznej rasy wojowników, czy też Donna Troy jako Darkstar to jedne z tych specyficznych elementów, jakie kojarzą się z okresem wydania GODZINY ZERO. Po prologu z udziałem Waveridera, Ripa Huntera oraz Monarchy/Extanta (są tu pewne nawiązania zrozumiałe najbardziej dla tych, co mieli okazję przeczytać wydany w roku 1991 crossover ARMAGEDDON 2001 - klik), przechodzimy do głównego dania, w którym przewija się cała plejada różnych superbohaterów ze świata DC. Warto w tym miejscu napisać, ze dużo postaci pełni niestety jedynie rolę statystów sztucznie wypełniających wybrane kadry, co należy zaliczyć po stronie minusów.
Wyrwa/szczelina w strumieniu czasu zaczyna się poszerzać oraz wchłaniać i likwidować z historii poszczególne światy. Ani przeszłość, ani też przyszłość nie są bezpieczne. Przy okazji masowo pojawiają się różne wersje znanych postaci oraz budynki z innych, alternatywnych linii czasu, co tylko pogłębia zamieszanie oraz chaos. Ziemscy bohaterowie podejmują próbę walki z destrukcyjną siłą (nawiązanie do anty-materii z KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH), ale bezskutecznie. Zastanawiają się jednocześnie, kto lub co odpowiada za aktualny stan rzeczy, dlaczego część przyjaciół umiera, zaś inni, jak członkowie JSA, nagle zostają postarzeni. Odpowiedź na to pytanie jest jedna - Hal Jordan/Parallax.
GODZINA ZERO to kolejny etap w karierze Jordana, następujący niedługo po upadku tej postaci, jaki nastąpił w historii EMERALD TWILIGHT, a przed odkupieniem win, które ma miejsce w FINAL NIGHT. Parallaxowi udaje się zdobyć potężną moc, dzięki której może zabawić się w boga i zbudować wszechświat od podstaw, wymazując wszystko, co do tej pory było dla niego niewygodne. Głównie chodzi oczywiście o tragedię, jaka dotknęła Coast City podczas RZĄDÓW SUPERMANÓW i zainicjowała ciąg niekorzystnych dla Jordana wydarzeń. Nie będzie oczywiście tajemnicą, że plany Hala udało się pokrzyżować, w czym spory udział miał tym razem jeden z trzecioligowych bohaterów. Historia jest oczywiście jeszcze bardziej zrozumiała, kiedy zna się poprzedzające wydarzenia, zwłaszcza dotyczące świata Zielonych Latarni. Zakończenie nie jest według mnie do końca satysfakcjonujące i pozostawia czytelnika z kilkoma pytaniami, na które nie dostaje on tutaj odpowiedzi.
Bardzo cieszę się z faktu, iż w albumie tym dołączony w formie epilogu GREEN LANTERN #0. Zeszyt ten kontynuuje bowiem scenę z udziałem Kyle'a Raynera i Parallaxa pokazując, gdzie obaj zniknęli i jak zakończył się ich pojedynek. Krótka, ale niezwykle ważna, ciekawa i emocjonalna historia, w której mamy okazję po raz pierwszy zestawić obok siebie byłego oraz obecnego (w tamtym czasie oczywiście) ziemskiego Green Lanterna.
Ciepłe słowa pochwały należy zdecydowanie skierować w stronę osób odpowiedzialnych za szatę graficzną tego przedsięwzięcia. Duet Dan Jurgens oraz Jerry Ordway prezentują tutaj bardzo wysoką formę, dzięki czemu całość śledzi się z dużą przyjemnością. Jurgens naszkicował każdą planszę, zaś Ordway nakładał tusz oraz ewentualnie wykańczał/poprawiał ołówkiem prace swoje kolegi. Efekt jest rewelacyjny, zwłaszcza jeśli lubi się tą jakże charakterystyczną dla lat 90-tych kreskę. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, aby jeden artysta był w stanie narysować na wysokim poziomie wszystkie pięć zeszytów cotygodniowej serii, a w międzyczasie zilustrować jeszcze dwa tie-iny (w tym wypadku dwie odsłony serii SUPERMAN autorstwa Dana Jurgensa). Rysunki z prologu wykonane przez mało znanego Franca Fosco są całkiem dobre, ale to oczywiście nie ta sama liga, co dwaj wymienieni wcześniej weterani.
Gdy zaglądniemy do sekcji z dodatkami przywita nas nowy posłowie autorstwa Dana Jurgensa z roku 2017. Wyjaśnia on szczegółowo kulisy powstania tego eventu, a także podkreśla, jak duży wpływ na narodziny ZERO HOUR miało rysowanie przez niego jednego z zeszytów serii GREEN ARROW z początku lat 90-tych. Jest też tradycyjnie kilka ciekawych słów od Nicka Jonesa plus różne szkice, plakaty, czy materiały promocyjne związane z tym eventem. Przed epilogiem poświęconym Zielonym Latarniom znajdziemy natomiast umieszczoną na czterech stronach chronologię wydarzeń, jakie rozegrały się w DCU od Wielkiego Wybuchu, aż do roku 1994.Podsumowując, dodatki po raz kolejny stanowią bardzo pomocny i interesujący element, dzięki któremu można jeszcze lepiej poznać i delektować się zaproponowaną komiksową historią.
ZERO HOUR jest przez historyków komiksu określane jako łagodny reboot, który w większości przypadków wprowadza jedynie delikatne, kosmetyczne zmiany do originu poszczególnych postaci. Twórcy mieli okazję, jednorazową furtkę do wymazania/uporządkowania pewnych problematycznych wątków dotyczących pisanej przez siebie serii, z czego nie wszyscy zdecydowali się w pełni skorzystać. Jedynie Legion Superbohaterów dotknął całkowity relaunch. W konsekwencji GODZINY ZERO powołano natomiast do życia nowe serie, jak R.E.B.E.L.S., EXTREME JUSTICE, MANHUNTER, PRIMAL FORCE, STARMAN czy FATE. Event ten poległ jednak na najważniejszym polu, które było głównym założeniem jego pomysłodawców. Kilka ważnych spraw zostało rzeczywiście poprawionych po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH, ale jednocześnie narodziło się jeszcze więcej nowych nieścisłości, przez co cały przebieg eventu dla DCU bardzo szybko okazał się niezbyt istotny. Dotyczy to przede wszystkim Hawkmana, którego wszystkie dotychczasowe wersje zostały scalone w jedno. Dopiero NIESKOŃCZONY KRYZYS tak naprawdę wyprostował wszystko to, co od czasu KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH nieustannie się nawarstwiało. Jurgens tylko próbował, zaś Geoff Johns umiejętnie zrealizował.
GODZINA ZERO nie jest komiksem wybitnym, który trzeba za wszelką cenę znać. Jest tłoczno, efektownie, kolorowo i z ciekawymi zwrotami akcji, ale niestety całość wydaje się napisana dosyć chaotycznie, poszarpana, nie do końca przyjazna dla przypadkowego czytelnika. Trudno połapać się we wszystkich wątkach, jeśli nie zna się wydarzeń rozgrywających się równocześnie na łamach konkretnych tie-inów. Ma się wrażenie, iż wiele ważnego nam umyka i rozgrywa się gdzieś w innych seriach DC. Skakanie co chwila z jednego miejsca w czasie do drugiego, od jednej grupy herosów do drugiej, może powodować pewien zamęt u czytelnika, zwłaszcza nieobeznanego w realiach panujących w DCU roku 94. Można złośliwie powiedzieć, że chaos panujący w strumieniu czasu działa również na odbiorcę komiksu i wprowadza taki sam chaos podczas czytania. Jeśli spodobał Wam się panujący tutaj klimat i chcecie wiedzieć więcej na temat losów eS-rodziny i bat-rodziny w trakcie oraz po tym evencie, to polecam zaopatrzyć się w albumy SUPERMAN: ZERO HOUR oraz BATMAN: ZERO HOUR, które rzucają więcej światła na pewne zainicjowane w tym komiksie kwestie.
GODZINA ZERO: KRYZYS W CZASIE trafi w gusta wybranej grupy odbiorców, którzy mają duży sentyment do szalonych lat 90-tych w komiksie, i którzy żywo interesują się losami Hala Jordana/Parallaxa. Pomimo pewnych niedociągnięć uważam jednak, że warto sięgnąć po ten komiks i przekonać się na własnej skórze, jak swego czasu próbowano wyprostować pewne kwestie w komiksach DC i zapanować nad narastającym chaosem twórczym. Patrząc z perspektywy czasu nie był to zbyt wiele wnoszący, ale z pewnością dosyć głośny, oferujący bardzo przyjemną warstwę wizualną event.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SHOWCASE '94 #9 - 8, ZERO HOUR: CRISIS IN TIME #4 - 0 oraz GREEN LANTERN v3 #0.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz