środa, 26 marca 2025

BATMAN: NOCNE KOSZMARY

Batman: Nocne Koszmary, czyli nolanowska Incepcja w świecie DC Comics 

Zabierając się za lekturę tomiku, który dosłownie przed momentem zasilił szeregi marcowych nowości wydawnictwa Egmont, muszę przyznać, że byłem naprawdę zaintrygowany. Samego eventu Knight Terrors nie miałem na oku, kiedy wychodził on w USA, dlatego chciałem podejść do niego z perspektywy czytelnika, który nie śledzi na bieżąco dosłownie wszystkiego spod szyldu DC. Jeśli chodzi o te najnowsze komiksowe pozycje, ze wstydem muszę się przyznać, że mam ostatnio trochę zaległości. W związku z oczekiwaniami co do Nocnych Koszmarów z tyłu głowy pojawiały mi się myśli, że jest to event, a więc – przynajmniej w teorii – wydarzenie z dużą pompą, które powinno być znaczące i zmieniać w jakiś sposób status quo uniwersum. Miałem więc całkiem spore oczekiwania i wilczy apetyt na bezpardonową rozrywkę. Po przeczytaniu tego komiksu uznaję tę pozycję za naprawdę udaną, aczkolwiek po drodze pojawiły się mimo wszystko pewne drobne potknięcia.

Pierwszą obserwacją, którą chciałbym się z Wami podzielić po lekturze, jest fakt, że tomik czyta się wręcz błyskawicznie. Zajęło mi to zaskakująco mało czasu, mimo że dość często napawałem się naprawdę ładnymi ilustracjami, które niejednokrotnie robiły na mnie wrażenie swoją dynamiką oraz żywymi, soczystymi kolorami, często wybijającymi się poza tonację horrorowej otoczki. Sam klimat i ton opowieści momentami dość mocno przypominały mi stylistykę seriali takich jak Stranger Things czy Wednesday. Faktycznie, nastrój luźno wpisuje się w ramy gatunkowe horroru, ale mimo wszystko jest to gotycka stylistyka w "dietetycznej wersji light" – bez dodatku konserwantów i sztucznych barwników w postaci przesadnej ilości makabrycznych elementów. (No, może z wyjątkiem sceny, w której antagonista wyłupuje sobie oczy kawałkiem szkła). 

Przez fabułę przechodzimy w mgnieniu oka, ponieważ jest ona naszpikowana głównie akcją. Nocne Koszmary to nic innego jak typowy "akcyjniak", pisany przez wielkie "A". Zwięzłe dialogi, ogrom pogoni, ucieczek, walki oraz oniryczne wizje i metafizyczne doświadczenia bohaterów to elementy charakterystyczne dla tego tytułu. Bardzo dużo się dzieje, choć nieustannie odnosiłem wrażenie, że w tym przebodźcowaniu i galimatiasie brakuje mi czasami jakiegoś głębszego rozwoju postaci czy nakreślenia sensownych relacji między protagonistami. Jasne, kiedy ratuje się świat, nie ma się ochoty na przesadne pogawędki i egzaltację uczuć wobec przyjaciół czy rodziny, ale moim głównym problemem pod kątem scenariusza jest to, że prawie nikt niczego się z tej przygody nie uczy, a puenta nie jest zbyt dobrze nakreślona. Czasami miałem wrażenie, że mimo otoczki eventu jest to po prostu jedna z tysięcy potyczek naszych ulubionych superbohaterów. 

Sam koncept znajdowania się we własnych snach był już wielokrotnie poruszany w popkulturze i tutaj mam wrażenie, że – w towarzystwie kilku naprawdę świetnie wykreowanych motywów – scenarzyście brakowało raz na jakiś czas świeżych pomysłów, które mogłyby wyróżnić event DC na tle innych, podobnych historii. W kilku miejscach mógłbym również wytknąć pewne drobne, lekko naiwne głupotki, które budziły we mnie wątpliwości. Przykładowo: Robin jako jeden z nielicznych potrafi poskromić magiczną, nadnaturalną senność wywołaną mistycznym artefaktem oraz odróżnić senne majaki od rzeczywistości jedynie za pomocą technik medytacyjnych i samodyscypliny umysłu. Dlaczego akurat on? Czy wśród tylu doświadczonych herosów nikt nie dorasta pod względem mentalnym do pięt nastoletniemu chłopcu? Kiedy on w najlepsze ćwiartuje demony swoją kataną i robi piruety, takie postacie jak geniusz Mr. Terrific czy Wonder Woman są zatopione w śpiączce niczym Han Solo w karbonicie. Czasem bywa tak, że kiedy ogranicza nas jedynie wyobraźnia i mamy niewyobrażalnie ogromne pole manewru, kreatywności paradoksalnie zaczyna brakować, więc sięgamy po uproszczone twisty. 

Zdecydowanie najmocniejszymi punktami tego tomiku są dla mnie zeszyty, których nie pisał Williamson – czyli te poświęcone Zatannie, jej próbom przetrwania w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach, konfrontacji z wizjami związanymi z ojcem oraz nawiązaniu przyjaźni z członkiem Doom Patrolu – Robotmanem. Pojawił się on u jej boku jako jeden z nielicznych sojuszników pozostających w kontakcie z jawą i – mimo początkowych zgrzytów – udało im się stworzyć naprawdę zgrany duet. Wiem, że wychodziło mnóstwo tie-inów wchodzących w skład głównego eventu, poświęconych konkretnym postaciom i temu, jak wpływały na nie ich osobiste lęki. Właśnie tego typu motywów brakowało mi w głównej osi fabularnej tomiku – być może naprawdę warto było dorzucić jeszcze kilka zeszytów i stworzyć z tego pokaźniejszy zbiór. Po prostu czasami tak szybko pędzimy przed siebie na złamanie karku, że zatracamy się w tej akcji, nie zwracając uwagi, że bohaterowie to postacie z krwi i kości, a nie jedynie kukiełki theatrum mundi. Bez wątpienia jednak pewne braki fabularne nadrabiają niezwykle urocze wstawki z łamaniem czwartej ściany przez Deadmana oraz gościnny występ Sandmana z JSA, który dosłownie wstaje z grobu i odgrywa kluczową rolę w walce między jawą a snem. Antagonista, mimo pozornej sztampowości swoich motywacji, w mojej ocenie posiada pewną nietuzinkową głębię i dostojność. Byłem w stanie wyobrazić sobie jego wściekłość, żal oraz cierpienie, a nawet w jakimś stopniu go zrozumieć. 

Przed lekturą warto zapoznać się z kilkoma innymi pozycjami ze stajni DC, takimi jak Planeta Łazarza, Superman: Supercorp czy Batman Metal. Nie jest to absolutnie konieczne, ale na planszach kilkukrotnie pojawiają się pewne nawiązania i adnotacje, które mogą delikatnie spłycić Wasz odbiór tego komiksu, jeśli nie znacie tamtych historii. Mimo wszystko, jako samodzielna historia Batman: Nocne Koszmary również się broni. Poza paroma potknięciami to naprawdę solidna dawka quasi-horrorowej rozrywki. Uważam, że warto zapoznać się z tytułem, jeśli liczycie na mało wymagającą jazdę bez trzymanki z demonicznymi stworami w tle.

----------------------------------

Komiks otrzymany do recenzji od wydawcy, który nie miał żadnego wpływu na treść powyższej opinii.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DAWN OF DC KNIGHT TERRORS 2023 SPECIAL EDITION #1, KNIGHT TERRORS: FIRST BLOOD #1, KNIGHT TERRORS #1 - 4, KNIGHT TERRORS: NIGHT'SEND #1 oraz KNIGHTS TERRORS: ZATANNA #1 - 2.

Komiks do kupienia w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.

Autor: Krystian Beliczyński

3 komentarze:

  1. Jeśli można, to mam pytanie. Event nie ma w amerykańskiej nazwie słowa Batman, a w wydaniu Egmontu już się ta nazwa postaci pojawia w tytule.
    Czy jest to uzasadnione czy jednak przesądzone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne uzasadnienie jest takie, że dodając 'Batman' do tytułu komiks ma szansę lepiej się sprzedać w Polsce. Nie pierwsze i zapewne nie ostatnie takie zagranie ze strony Egmontu.

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź. Aż sobie zobaczyłem jak pod jakim tytułem wydało to francuskie wydawnictwo Urban Comisc, którym Egmont czasami się inspiruje.
      Oni tam w tytule zamiast Batmana wystawili Justice League :)

      Usuń