Korpus Zielonych Latarni
oczami Roberta Venditti'ego, odsłona piąta z siedmiu. Po dosyć przeciętnych w
mojej ocenie perypetiach z udziałem Nowych Bogów, których życie było mocno
zagrożone, Hal Jordan i jego towarzysze muszą zmierzyć się z kolejnym wymagającym
przeciwnikiem. Tym razem celem wroga okazują się sami Strażnicy, którzy wydają
się kompletnie bezsilni w konfrontacji ze swoimi odwiecznymi antagonistami. Los
niebieskich karłów, a co za tym idzie również i całego Korpusu, spoczywa teraz
w rękach "ziemskiej elity" - Hala, Johna, Kyle'a oraz Guy'a. Zapowiada
się przepyszna uczta dla fanów spektakularnych pojedynków, obfitujących w
mnóstwo rozbłysków zielonego światła.
Zanim jednak przejdziemy do
zapowiadanego przed chwilą głównego dania, dostajemy przekąskę w postaci
dwuczęściowej historii z gościnnym udziałem Człowieka ze Stali. Jest to
kontynuacja wątku dotyczącego powrotu Sinestro oraz Parallaxa, jaki
zainicjowany był na łamach serii SUPERMAN (#29-30). Tym razem dochodzi do małej
rewizyty i to Kal-El pojawia się na kartach serii z przygodami Korpusu
Zielonych Latarni. Nie trzeba koniecznie znać tego, co wydarzyło się w
poprzednich dwóch odsłonach, gdyż przypomina nam o tym Superman relacjonując
swoją niedawną konfrontację Jordanowi. Otrzymujemy krótką, ale stosunkowo
nieźle skonstruowaną opowieść, w której doświadczymy team-upu Clarka i Hala,
zobaczymy eSa opanowanego przez Parallaxa (a może wcale nie?), a także będziemy
świadkami gierek umysłowych zdesperowanego Hectora Hammonda. To właśnie wokół
tego ostatniego kręci się cała ta historia. Jak daleko jest w stanie posunąć
się zdesperowany złoczyńca, aby uratować własne cztery litery? Szybka lektura,
akcja poprowadzona w dynamicznym tempie i uśmiech na twarzy wywołany u tych
wszystkich, którzy lubią takie niezobowiązujące mini crossy w ramach
Odrodzenia.
Przejdźmy teraz do drugiego,
dłuższego i bardziej istotnego dla wydarzeń w całej serii story arcu. Venditti
sięga po kolejny element z bogatej historii Korpusu i przywraca na scenę
Kontrolerów, członków tej samej rasy, co znani nam dobrze Strażnicy
Wszechświata. Chcą oni zwiększyć swoją liczebność i zdecydowanie przechylić
szalę we własną stronę, aby wcielić w życie jakże oryginalny i ambitny plan
podbicia wszechświata. Jest dosyć mroczno i pesymistycznie, ktoś straci życie,
a ktoś inny je zyska, i wreszcie ktoś pod koniec powróci do dawnej roli. Najlepszy
jest pierwszy rozdział tej historii, zaś w kolejnych emocje trochę opadają, nie
do końca otrzymuję to, czego oczekiwałem. Nie powiem, czytało się całkiem
przyjemnie, ale dopiero w końcówce okazało się, że to miał być w założeniu
jedynie przyczynek do czegoś, co pojawi się później. A także pretekst, aby
częściowo przywrócić dawny stan rzeczy w Korpusie.
Akcji jest całkiem sporo, ale
dla mnie najciekawsze były właśnie te spokojniejsze momenty. W czasach, gdy w
kosmosie dzieje sie tyle złego miło obserwować, jak nowy rekrut czerpie
dziecinną radość z latania oraz innych możliwości pierścienia. Venditti
zaskarbił sobie moją przychylność również dialogami pomiędzy Ganthetem oraz
Johnem Stewartem, czy też ukazaniem unikalnej więzi, jaka łączy czterech
pierwszych ziemskich Latarników. Nigdy nie lubiłem szczególnie Johna, ale pod
skrzydłami tego scenarzysty stał się on co najmniej znośny, a to już wielki
plus. Kolejny plus to zestawienie obok siebie różnych sposobów, w jaki Hal, Guy
oraz Kyle przeprowadzają śledztwo i zdobywają potrzebne informacje. Nie
spodobało mi się natomiast to, że cała czwórka tak szybko, zdecydowanie za
szybko i zbyt łatwo, zlokalizowała kryjówkę wroga.
Jeśli zastanawia kogoś
pominięcie w tym zbiorze zeszytu 32, to uspokajam, iż stanowi on tie-in do
eventu DARK NIGHTS: METAL. Znajdziecie go w tomie DK: METAL - THE RESISTANCE,
gdzie tematycznie idealnie się komponuje.
Od strony wizualnej nie ma
moim zdaniem na co narzekać. Tym razem dyżurny ilustrator serii w osobie Rafy
Sandovala otrzymał chwilę wytchnienia, aby lepiej przygotować się do kolejnego
arcu z Zodem w roli głównej. W jego miejsce wskoczyło dwóch dobrze znanych w
komiksowym świecie DC artystów. Pierwszy z nich to Patrick Zircher (ten od
wydawanej w ramach Odrodzenia serii ACTION COMICS), który narysował wspólne
przygody Hala oraz Kal-Ela. Zircher to sprawdzony, solidny rzemieślnik, który
za każdym razem dobrze wywiązuje się z powierzonego zadania. Jest uniwersalny i
odnajduje się w każdych warunkach. Jego kreska nigdy nie powalała, ale też i
nigdy nie rozczarowała. Tak samo jest i tutaj. Za warstwę graficzną drugiej
historii opowiada Jack Herbert, czyli typowy fill-in artist, który od paru lat
pojawia się okazjonalnie w różnych komiksach DC, zastępując bądź pomagając
dokończyć rysunki innego twórcy. Nigdy nie zagrzał na dłużej miejsca w żadnym
tytule. Herbert dysponuje dokładnym, dynamicznym stylem, który jak wiadomo jest
wymagany do obrazowania przygód Zielonych Latarni. Obaj artyści stanowią miłą
odmianę, na pewno nie obniżając dotychczasowego poziomu warstwy plastycznej
całej serii.
ZMIERZCH STRAŻNIKÓW zapewnia
sporo frajdy dostarczając dużo efektownej akcji (nieodłączny element świata GL)
oraz przynajmniej kilka poruszających, wzruszających momentów. Ze względu na
marginalny udział innych Zielonych Latarników, tom ten można by określić
bardziej jako przygody czwórki ziemskich Latarni, czterech dobrych kumpli, czy
też czterech jeźdźców, jak sami siebie określają. Venditti dobrze czuje te
postacie i umiejętnie nimi żongluje, eksponując wszystkie ich zalety oraz wady,
tworząc z nich dobrze rozumiejący się team. I to właśnie sposób, w jaki
scenarzysta rozpisuje poszczególne postacie oraz tworzy inteligentne dialogi są
tym, co najbardziej cenię sobie w omawianym wydaniu zbiorczym. Oczywiście to
nie koniec problemów ze strony Kontrolerów, którzy wykonają kolejny ruch w
tomie siódmym. Venditti powoli zmierza do końca swojego długiego runu, a piąty
tom kładzie podwaliny pod finałową rozgrywkę. Na przykładzie tego, co
postanawiają Strażnicy pod wodzą Gantheta (i chociażby wcześniejszego zerwania
koalicji Żółtych z Zielonymi) widać wyraźnie, że jego celem jest jak
najbardziej zbliżyć się do dawnego status quo. Zabieg taki ma zarówno
zwolenników, jak i przeciwników. Skoro odbywa się to w sposób naturalny, a nie
na siłę, to jestem w stanie takie rozwiązania zaakceptować.
Ocena: 4/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HAL JORDAN AND THE GREEN LANTERN
CORPS #30 - 31 oraz #33 - 36.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz