środa, 19 września 2018

DAMAGE VOL. 1: OUT OF CONTROL


W ostatnim czasie DC zaczęło zalewać rynek nowymi imprintami oraz liniami komiksowymi, wśród których znalazł się projekt o nazwie "The New Age of DC Heroes". O ile w ramach Odrodzenia obserwujemy znane i lubiane postacie w nowej odsłonie, o tyle wspomniana linia prezentuje totalnie świeżych, nie widzianych wcześniej w DCU (za wyjątkiem serii THE TERRIFICS) bohaterów. Punktem wyjściowym dla nowych komiksów jest event DARK NIGHTS: METAL, a część obserwowanych wydarzeń oraz postaci jest w pewien sposób powiązanych z Mrocznym Multiwersum i samym Nth metalem. Wśród ośmiu nowych serii mających na celu rozbudowę DCU znalazła się ta zatytułowana DAMAGE, która zainicjowała bardzo szumnie reklamowaną, nową inicjatywę DC. Robert Venditti oraz Tony Daniel połączyli siły, aby wspólnie przedstawić perypetie szarego Hulka, który zerwał się ze smyczy i próbuje odzyskać w miarę normalne życie. Sprawdźmy, czy i jak udało im się zdobyć zainteresowanie czytelników.

Zacznę od rysunków, ponieważ zgodnie z pierwotnym założeniem to właśnie one miały być główną zachętą i wabikiem na nowych czytelników. Nazwiska artystów wyjątkowo poprzedzają te scenarzystów, co ma pokazać, iż właśnie Tony Daniel i jego koledzy po fachu grają pierwsze skrzypce w "The New Age of DC Heroes". Mają oni więcej swobody twórczej, wpływ na kształt fabuły oraz pewien udział w zyskach. Wspomniany twórca rysuje tylko pierwszy arc, na który składają się zeszyty 1-3. Fani jego stylu nie powinni być rozczarowani, gdyż wspomagany inkerem Dannym Miki prezentuje tutaj stosunkowo wysoki poziom. Jest całkiem sporo dużych kadrów, gdzie dynamiczne sceny walki wypadają bardzo okazale i stanowią ucztę dla oczu. Nie ukrywam, że również i ja sięgnąłem po pierwszy zeszyt w dużej mierze dlatego, że od dawna należę do wielbicieli ilustracji Daniela, a do tego spodobały mi się przykładowe plansze reklamujące tą serię. Niestety Tony - podobnie jak rysownicy pozostałych serii z tej linii - zaangażowany był w tworzenie warstwy graficznej tylko do trzech pierwszych odsłon, a do kolejnych robił jedynie okładki. Zniknął zatem nagle największy atut tego tytułu, gdyż Cary Nord (#4) oraz Diogenes Neves (#5-6) to dla mnie tylko rezerwowi artyści, którzy nie dysponują żadnym oryginalnym, wartym zapamiętania stylem. Nord okazał się bardzo nietrafionym wyborem do tego rodzaju historii, stąd siłą rzeczy tworzony przez niego rozdział prezentuje się pod względem wizualnym słabiutko. Z kolei Neves, który zostaje przy tym tytule na dłużej, nie rozczarowuje, ale też niczym nie zachwyca.

Teraz słów kilka na temat scenariusza. Pierwsza wzmianka na temat Damage'a pojawiła się w rozmowie Batmana z Dubbilexem na łamach DARK DAYS: THE CASTING. Nie ma on jednak nic wspólnego z inną postacią ze świata DC noszącą wcześniej ten pseudonim, Grantem Emersonem, członkiem m.in. JSA. Nie trzeba też znać wydarzeń z DN: METAL, tylko przystąpić do lektury bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Żołnierz nazwiskiem Ethan Avery wziął udział w specjalnym projekcie mając nadzieję, iż przysłuży się swojemu krajowi. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że zostanie przy pomocy cudownego serum zamieniony w bestię, maszynę zagłady siejącą spustoszenie niczym bomba atomowa i bez skrupułów pozbawiająca życia niewinnych ludzi. Ethan nie ma kontroli nad dzielącym z nim jedno ciało potworem, który jest aktywny jedynie przez godzinę, a następnie potrzebuje 23 godzin do regeneracji. Wynika to z faktu zaaplikowania Avery'emu zmodyfikowanej dawki "Miraclo", czyli substancji stosowanej przez Hourmana, czy też Thomasa Wayne'a/Batmana z Ziemi-2.

Główny bohater nie chce pogodzić się ze swoją nową rolą, zwłaszcza, gdy stopniowo odkrywa prawdę na temat swoich dokonań jako Damage. Miewa flashbacki związane z krwawymi masakrami i próbuje bezskutecznie zapanować nad drugim głosem, głosem bestii, jaki zamieszkuje jego głowę, aby przerwać kolejne akty przemocy. Łatwo jednak przewidzieć, że wspomniana bestia nie daje za wygraną. Podobnie jak pani pułkownik Jonas, która ma zupełnie inne plany wobec swojego "dziecka" i tym samym rozpoczyna się wybuchowy pościg za uciekinierem po południowo-wschodniej części USA. Zaangażowany zostaje między innymi Suicide Squad (Amanda Waller jak zwykle wietrzy dla siebie okazję), czy też Wonder Woman. Z kolei w drugiej części pojawiają się gościnnie Poison Ivy, Swamp Thing oraz Grodd. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że zestawienie Damage'a z innymi mieszkańcami świata DC wydaje się zbyt pospieszne i trochę na siłę. Warto było poczekać i zainwestować te pierwsze zeszyty na lepsze, głębsze i ciekawsze ukazanie nowych postaci, a dopiero później zacząć ich scalanie z resztą ogranych już bohaterów/złoczyńców.

Z nowymi, stworzonymi od podstaw bohaterami jest o tyle dobrze, że są one przystępne zarówno dla starych komiksowych wyjadaczy, jak i dla początkujących miłośników komiksów. Nie trzeba znać wielu lat historii danej postaci, a scenarzysta nie ma w związku z tym żadnych ograniczeń, konieczności nawiązywania do kanonicznych i nienaruszalnych faktów związanych z pisanym przez siebie bohaterem. Venditti nie do końca jednak korzysta ze stojącego przed nim  szerokiego wachlarza możliwości i idzie na łatwiznę zrzynając w dużej mierze z konkurencji. Rozumiem jednak, że to nie do końca jego wina, gdyż jak się domyślam miał pewne wytyczne od "góry". Scenarzysta proponuje niezbyt skomplikowaną fabułę, która w większości ogranicza się do rozpisywania pojedynków z udziałem Damage'a. Być może z czasem całość się rozkręci, ale jak na razie twórca nie zostawił zbyt wielu punktów zaczepnych, które skłaniałyby/zachęcałyby do sięgnięcia w przyszłości po drugi tom. Moją ciekawość budzi w tym momencie jedynie to, jaki związek ma z projektem Damage Unknown Soldier.

DAMAGE: OUT OF CONTROL to komiks wychodzący na przeciw oczekiwaniom tych fanów, którzy gustują w takiej nieźle narysowanej, totalnej i beztroskiej demolce ubogaconej o wszechobecne onomatopeje. Mnóstwo zadanych ciosów, jeszcze więcej zniszczeń i kolejne karty wypełnione pojedynkiem Damage'a z co rusz innym przeciwnikiem. Teoretycznie dzieje się dużo, ale w praktyce akcja wolno i monotonnie posuwa się do przodu. Schemat każdego zeszytu jest bardzo powtarzalny, a zaproponowana przez Venditti'ego formuła prędzej czy później przestaje być interesująca. Trudno też przejąć się losami głównego bohatera, o którym na razie tak naprawdę niewiele wiemy. Brakuje interesujących osób towarzyszących przygodom Ethana, wspierających go. Jak na razie nie widzę w tej serii nic odkrywczego, nowego i świeżego, jak na anonsowaną szeroko nową erę bohaterów. Intergracja kopii marvelowskiego Hulka ze światem DC wydaje się na tę chwilę procesem niepotrzebnym i robionym na siłę.

Ocena: 3-/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DAMAGE #1 - 6.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

1 komentarz:

  1. witam
    mógłbyś podesłać fotkę całego grzbietu tpb DAMAGE VOL. 1: OUT OF CONTROL
    zielcok@wp.pl

    OdpowiedzUsuń