W ostatnim czasie DC zaczęło
zalewać rynek nowymi imprintami oraz liniami komiksowymi, wśród których znalazł
się projekt o nazwie "The New Age of DC Heroes". O ile w ramach
Odrodzenia obserwujemy znane i lubiane postacie w nowej odsłonie, o tyle
wspomniana linia prezentuje totalnie świeżych, nie widzianych wcześniej w DCU
(za wyjątkiem serii THE TERRIFICS) bohaterów. Punktem wyjściowym dla nowych
komiksów jest event DARK NIGHTS: METAL, a część obserwowanych wydarzeń oraz
postaci jest w pewien sposób powiązanych z Mrocznym Multiwersum i samym Nth
metalem. Wśród ośmiu nowych serii mających na celu rozbudowę DCU znalazła się
ta zatytułowana DAMAGE, która zainicjowała bardzo szumnie reklamowaną, nową
inicjatywę DC. Robert Venditti oraz Tony Daniel połączyli siły, aby wspólnie przedstawić
perypetie szarego Hulka, który zerwał się ze smyczy i próbuje odzyskać w miarę
normalne życie. Sprawdźmy, czy i jak udało im się zdobyć zainteresowanie
czytelników.
Zacznę od rysunków, ponieważ
zgodnie z pierwotnym założeniem to właśnie one miały być główną zachętą i
wabikiem na nowych czytelników. Nazwiska artystów wyjątkowo poprzedzają te
scenarzystów, co ma pokazać, iż właśnie Tony Daniel i jego koledzy po fachu
grają pierwsze skrzypce w "The New Age of DC Heroes". Mają oni więcej
swobody twórczej, wpływ na kształt fabuły oraz pewien udział w zyskach.
Wspomniany twórca rysuje tylko pierwszy arc, na który składają się zeszyty 1-3.
Fani jego stylu nie powinni być rozczarowani, gdyż wspomagany inkerem Dannym
Miki prezentuje tutaj stosunkowo wysoki poziom. Jest całkiem sporo dużych
kadrów, gdzie dynamiczne sceny walki wypadają bardzo okazale i stanowią ucztę
dla oczu. Nie ukrywam, że również i ja sięgnąłem po pierwszy zeszyt w dużej
mierze dlatego, że od dawna należę do wielbicieli ilustracji Daniela, a do tego
spodobały mi się przykładowe plansze reklamujące tą serię. Niestety Tony -
podobnie jak rysownicy pozostałych serii z tej linii - zaangażowany był w
tworzenie warstwy graficznej tylko do trzech pierwszych odsłon, a do kolejnych robił
jedynie okładki. Zniknął zatem nagle największy atut tego tytułu, gdyż Cary
Nord (#4) oraz Diogenes Neves (#5-6) to dla mnie tylko rezerwowi artyści,
którzy nie dysponują żadnym oryginalnym, wartym zapamiętania stylem. Nord
okazał się bardzo nietrafionym wyborem do tego rodzaju historii, stąd siłą
rzeczy tworzony przez niego rozdział prezentuje się pod względem wizualnym słabiutko.
Z kolei Neves, który zostaje przy tym tytule na dłużej, nie rozczarowuje, ale
też niczym nie zachwyca.
Teraz słów kilka na temat
scenariusza. Pierwsza wzmianka na temat Damage'a pojawiła się w rozmowie
Batmana z Dubbilexem na łamach DARK DAYS: THE CASTING. Nie ma on jednak nic
wspólnego z inną postacią ze świata DC noszącą wcześniej ten pseudonim, Grantem
Emersonem, członkiem m.in. JSA. Nie trzeba też znać wydarzeń z DN: METAL, tylko
przystąpić do lektury bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Żołnierz
nazwiskiem Ethan Avery wziął udział w specjalnym projekcie mając nadzieję, iż
przysłuży się swojemu krajowi. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że zostanie przy pomocy cudownego serum zamieniony w bestię, maszynę zagłady siejącą spustoszenie niczym bomba atomowa
i bez skrupułów pozbawiająca życia niewinnych ludzi. Ethan nie ma kontroli nad
dzielącym z nim jedno ciało potworem, który jest aktywny jedynie przez godzinę,
a następnie potrzebuje 23 godzin do regeneracji. Wynika to z faktu
zaaplikowania Avery'emu zmodyfikowanej dawki "Miraclo", czyli
substancji stosowanej przez Hourmana, czy też Thomasa Wayne'a/Batmana z Ziemi-2.
Główny bohater nie chce
pogodzić się ze swoją nową rolą, zwłaszcza, gdy stopniowo odkrywa prawdę na
temat swoich dokonań jako Damage. Miewa flashbacki związane z krwawymi
masakrami i próbuje bezskutecznie zapanować nad drugim głosem, głosem bestii,
jaki zamieszkuje jego głowę, aby przerwać kolejne akty przemocy. Łatwo jednak
przewidzieć, że wspomniana bestia nie daje za wygraną. Podobnie jak pani
pułkownik Jonas, która ma zupełnie inne plany wobec swojego "dziecka"
i tym samym rozpoczyna się wybuchowy pościg za uciekinierem po
południowo-wschodniej części USA. Zaangażowany zostaje między innymi Suicide
Squad (Amanda Waller jak zwykle wietrzy dla siebie okazję), czy też Wonder
Woman. Z kolei w drugiej części pojawiają się gościnnie Poison Ivy, Swamp Thing
oraz Grodd. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że zestawienie Damage'a z
innymi mieszkańcami świata DC wydaje się zbyt pospieszne i trochę na siłę.
Warto było poczekać i zainwestować te pierwsze zeszyty na lepsze, głębsze i
ciekawsze ukazanie nowych postaci, a dopiero później zacząć ich scalanie z
resztą ogranych już bohaterów/złoczyńców.
Z nowymi, stworzonymi od
podstaw bohaterami jest o tyle dobrze, że są one przystępne zarówno dla starych
komiksowych wyjadaczy, jak i dla początkujących miłośników komiksów. Nie trzeba
znać wielu lat historii danej postaci, a scenarzysta nie ma w związku z tym
żadnych ograniczeń, konieczności nawiązywania do kanonicznych i nienaruszalnych
faktów związanych z pisanym przez siebie bohaterem. Venditti nie do końca jednak
korzysta ze stojącego przed nim
szerokiego wachlarza możliwości i idzie na łatwiznę zrzynając w dużej
mierze z konkurencji. Rozumiem jednak, że to nie do końca jego wina, gdyż jak
się domyślam miał pewne wytyczne od "góry". Scenarzysta proponuje
niezbyt skomplikowaną fabułę, która w większości ogranicza się do rozpisywania
pojedynków z udziałem Damage'a. Być może z czasem całość się rozkręci, ale jak
na razie twórca nie zostawił zbyt wielu punktów zaczepnych, które
skłaniałyby/zachęcałyby do sięgnięcia w przyszłości po drugi tom. Moją
ciekawość budzi w tym momencie jedynie to, jaki związek ma z projektem Damage Unknown Soldier.
DAMAGE: OUT OF CONTROL to komiks
wychodzący na przeciw oczekiwaniom tych fanów, którzy gustują w takiej nieźle
narysowanej, totalnej i beztroskiej demolce ubogaconej o wszechobecne
onomatopeje. Mnóstwo zadanych ciosów, jeszcze więcej zniszczeń i kolejne karty
wypełnione pojedynkiem Damage'a z co rusz innym przeciwnikiem. Teoretycznie
dzieje się dużo, ale w praktyce akcja wolno i monotonnie posuwa się do przodu. Schemat
każdego zeszytu jest bardzo powtarzalny, a zaproponowana przez Venditti'ego
formuła prędzej czy później przestaje być interesująca. Trudno też przejąć się
losami głównego bohatera, o którym na razie tak naprawdę niewiele wiemy.
Brakuje interesujących osób towarzyszących przygodom Ethana, wspierających go.
Jak na razie nie widzę w tej serii nic odkrywczego, nowego i świeżego, jak na
anonsowaną szeroko nową erę bohaterów. Intergracja kopii marvelowskiego Hulka
ze światem DC wydaje się na tę chwilę procesem niepotrzebnym i robionym na
siłę.
Ocena: 3-/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DAMAGE #1 - 6.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
witam
OdpowiedzUsuńmógłbyś podesłać fotkę całego grzbietu tpb DAMAGE VOL. 1: OUT OF CONTROL
zielcok@wp.pl