W tomie tym Batmanowi i jego towarzyszom przyjdzie zmierzyć
się z przewodzonym przez Lady Shivę tytułowym odłamem Ligi Zabójców, który chce
zrównać Gotham z ziemią. Choć początkowo bohaterowie nie dowierzają istnieniu tej
organizacji, to jednak szybko zdają sobie sprawę, że stanowi ona zagrożenie
większe niż ktokolwiek z nich mógł sobie wyobrażać.
Jak dotąd najlepszą rzeczą w komiksach z tej serii były
ciekawe pomysły scenarzysty. Tym razem jednak się specjalnie nie wysilił
stawiając przeciw obrońcom Gotham kopię Ligi Zabójców. Niestety druga z
wyróżniających je przypadłości, czyli brak dopracowania i przemyślenie
szczegółów jest już obecny. Przez to pojawiają się takie absurdy jak np. Shiva
okazująca się wojownikiem przewyższającym Batmana o kilka klas oraz pokonująca
go błyskawicznie i bez najmniejszego problemu. A jedynym wytłumaczeniem tego,
czemu wcześniej Mroczny Rycerz był w stanie walczyć z nią jak równy z równym są
jej słowa, że w poprzednich starciach zawsze się specjalnie podkładała. Równie
dziwne jest też to, że choć niemal przy okazji każdej rozmowy wytyka swym
przeciwnikom, iż nie są gotowi zabijać nawet w starciu z tak groźnym wrogiem
jak Liga Cieni, to jednak – uwaga, malutki spojler – zarówno ona jak i jej
podwładni również niemal stają na głowie by w trakcie walki nie pozabijać
pomocników Batmana, na co w zasadzie już w ogóle nie znajdujemy żądnego
wytłumaczenia. W efekcie dostajemy dramatyczne sceny, gdy ktoś zostaje np.
przebity mieczem tylko po to by parę stron później okazało się, ze cios został
tak zadany by nie uszkodzić żadnych organów. Do tego choć początkowo pokazana
jako śmiertelnie groźna organizacja, której Batman nawet z całą gromadą
podwładnych nie jest w stanie skutecznie się przeciwstawić, to w zakończeniu
zostaje pokonana z wyjątkową łatwością. Wszystko to powoduje, że zarówno Lady
Shiva, jak i cała Liga Cieni sprawiają wrażenie niespełna rozumu.
Na szczęście wszystkie wątki poboczne wypadają o niebo
lepiej. Zwłaszcza interakcje między poszczególnymi postaciami jak np. relacje
łączące Batwoman z jej ojcem czy nieco zaskakująca przyjaźń jaka wydaje się
zawiązywać między Batwingiem a Clayfacem. Główną gwiazdą tomu jest jednak
Orphan, której pierwszy zeszyt zawarty w tym wydaniu zbiorczym poświęcony jest
praktycznie w całości, a i potem pozostaje ciągle kluczową postacią historii.
Nawet w głównym wątku jest parę ciekawych momentów, jak np. sposób w jaki Liga
odwraca uwagę od swych działań i wciąga bohaterów w pułapkę. Oprócz głównej
historii mamy tu jeszcze na koniec dwie króciutkie opowiastki łącznie liczące
14 stron, ale w zasadzie trudno powiedzieć o nich cos konkretnego, gdyż za cel
mają jedynie zapowiedź przyszłych wydarzeń.
Dotychczasowi główni rysownicy serii – Eddy Barrows i Alvaro
Martinez - są wprawdzie obecni także i w tym tomie, lecz ilustrują jedynie po
jednej z owych wspomnianych krótkich historyjek. Ich zastępcami są tutaj Marcio
Takara i Christian Duce wspierany czasem przez Fernando Blanco. Choć nie dorównują swym poprzednikom, to wywiązują się
oni bardzo dobrze ze swych obowiązków. Nieco lepiej wypada jednak pierwszy z
nich, głównie za sprawą bardziej oryginalnej kreski. Natomiast jeśli chodzi o
dodatki to mamy jedynie wyjątkowo skromną galerię okładek w liczbie zaledwie
pięciu, podczas gdy numerów składających się na ten album jest siedem.
Trzeci tom serii wypada nieco słabiej od poprzednich,
zarówno pod względem scenariusza, jak i ilustracji ale ciągle jest porządnym
czytadłem i jeśli nie mamy względem niego zbyt wygórowanych wymagań to zapewni
parę chwil porządnej rozrywki. Mam jednak nadzieję, że James’owi Tynionowi IV
wreszcie uda się pozbawić jego scenariusze owych irytujących głupot, bo wtedy
mógłbym te komiksy polecać z czystym sercem.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS #950-956.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komiks jest do kupienia w sklepie Atom Comics.
Oryginale wydania tego tomu było już recenzowane na blogu przez Dawida. Jego tekst możecie znaleźć tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz