Nie ma co się oszukiwać -
pierwsza odsłona historii DLA JUTRA, która miała premierę w Polsce 5 września,
okazała się strasznie niedoskonałym produktem, zapakowanym na zachętę w
przyciągające czytelników rysunki Jima Lee. Cliffhanger nie spełnił swojej roli
i nie stanowił zachęty do sięgnięcia po kontynuację. Mając już w rękach tom 55
nie miałem właściwie większych nadziei na to, że Azzarello zaskoczy mnie jakimś
nagłym obrotem sytuacji i historia przybierze interesujący kierunek. Oczekiwałem
natomiast jakiegoś przyspieszenia tempa i otarcie się mocno o poziom nie tyle
dobry, co neutralny. Superman ma wreszcie wyjaśnić zagadkę
"Zniknięcia" i poznać osobę odpowiedzialną za całe zamieszanie.
Wszystkie rozpoczęte wątki powinny zostać sfinalizowane, a czytelnik być
usatysfakcjonowany końcowym rozwiązaniem. I właśnie tego ostatniego obawiam się
najbardziej.
Omawiany album zawiera
oczywiście zeszyty 210 - 215, a nie jak próbuje się nas mylnie przekonać na
tylnej okładce oraz w stopce na początku, jedynie numery 210 - 214. Nie wiem
jak w innych, ale w moim egzemplarzu kilka stron odbiega pod względem druku jakościowo
od pozostałych, dotyczy to zwłaszcza tekstu na stronach wstępu, które
poprzedzają główną historię. W sekcji "Co wydarzyło się do tej
pory..." dostajemy bardzo treściwe podsumowanie poprzedniego tomu, dzięki
któremu wydaje się, że było znacznie ciekawiej, niż w rzeczywistości. Można się
nawet nabrać, że pomijając pierwszą część ominęło nas coś ważnego ;)
Nie jest niespodzianką, że Clark
wreszcie odnajduje Lois oraz pozostałych zaginionych ludzi. Przypomina sobie
wcześniejsze wydarzenia i miejsce, które powstało na skutek modyfikacji
Widmowej Strefy. Nasz bohater podjął wcześniej wiele trudnych decyzji, ale ta
ostatnia wybiegała daleko w przyszłość, miała na celu zapewnienie szczęścia
ludzkości i uniknięcia tragedii, jaka spotkała jego rodaków. Dużo w tym
ponurego, pesymistycznego klimatu i moralnych rozterek Supermana. Denerwują
wszechobecne urywane wypowiedzi, które dokańczane są przez inne osoby. Występ
Batmana wydaje się niepotrzebny, za to udział Wonder Woman nie do końca
uzasadniony. Historia jest dosyć trudna do śledzenia, nie wszystko jest jasno i
wyraźnie podane na tacy, a do tego te nie do końca wyjaśnione przeskoki do
tajemniczego Orra, czy Halcyon. Kim tak naprawdę są? Dla kogo pracują? Jaką
odegrali w tym wszystkim rolę i w jakim celu? Zbyt dużo chaosu się wkradło do
scenariusza, przez co pewne rzeczy trudno z niego wywnioskować.
Zresztą dziwnych i słabych
rozwiązań jest tutaj całe mnóstwo: pozbawianie siebie samego pamięci;
przerabianie piekła na niebo, gdy wewnątrz znajduje się chociażby Zod; finalny
los, jaki spotkał księdza Leone; dziwna lokalizacja nowej Fortecy; cudaczny,
nieco "batmanowy" wygląd Zoda. To kilka przykładów na to, że wizja
Azzarello w pewnym momencie wymknęła się twórcy spod kontroli i zaszalał w
sposób, który akurat mi się totalnie nie podoba. Złoczyńcy, w tym Zod, okazali
się płytcy, bez większej motywacji i tak naprawdę szybko się o nich zapomina. Kluczowa
batalia okazała się bardzo przewidywalna i pozbawiona oczekiwanych emocji. Tych
ostatnich zabrakło również w momencie powrotu na Ziemię. Wymieniam same minusy,
ale plusów ze świecą tutaj szukać.
Ostatnim razem pisałem, że Jim
Lee znacznie lepiej sprawdza się w dynamicznych, stawiających na dużą ilość
akcji projektach. W drugiej części wreszcie dostał taką możliwość i widać
wyraźnie, że poczuł się jak ryba w wodzie. Ilustracje ogląda się bardzo
przyjemnie i po raz kolejny przyćmiewają słabiutki scenariusz Briana Azzarello.
Niestety zdarza mu się trochę obniżyć loty pod koniec komiksu, ale nie są to
jakieś rażące i wpływające na ogólny odbiór całości niedociągnięcia. Suma
sumarum miłośnicy kreski urodzonego w Seulu artysty powinni być po raz kolejny
ukontentowani. Fajnym zabiegiem była scena z helikopterem, która nawiązuje do
okładki kultowego ACTION COMICS #1.
W sekcji "powrót do
przeszłości" zaglądamy do ADVENTURE COMICS z roku 1961, gdzie swoją nową
przygodę przeżywa Superboy ze Smallville. Młody Clark odkrywa projektor do
Widmowej Strefy, poznaje historię generała Zoda oraz sam na krótko staje się
duchem. Ważną rolę odgrywa tutaj najnowszy cud techniki w postaci elektrycznej
maszyny do pisania. Smutne jest to, że ta krótka, staromodna i momentami głupkowata
opowieść dostarczyła mi znacznie więcej satysfakcji z lektury, niż główna
historia napisana przez Azzarello.
Jak sobie pomyślę, że jakiś
czas temu zachęcony atrakcyjną promocją rozważałem zakup komiksu SUPERMAN: DLA
JUTRA w wersji absolute, to teraz dziękuję stwórcy, że ostatecznie odciągnął
mnie od tej decyzji. Nie znałem bowiem zawartości i teraz z pewnością plułbym
sobie w brodę, że najzwyczajniej wyrzuciłem ciężko zapracowane pieniądze w
błoto. Druga część nie zmieniła mojej negatywnej opinii o tej historii, jaką
wyraziłem w poprzedniej recenzji. Mało tego, kontynuacja wypada chyba jeszcze
gorzej. Azzarello pokazuje, że niezbyt dobrze rozumie i czuje postać Człowieka
ze Stali, a swoje wątpliwości oraz pytania odnośnie eSa umieszcza w formie narracji
w omawianym albumie. Już dawno nie przeczytałem tak chaotycznie napisanego,
nudnego, niepotrzebnie rozciągniętego i wręcz odpychającego komiksu z
Supermanem w roli głównej. Muszę jak najszybciej "przegryźć"
SUPERMAN: DLA JUTRA jakąś znaną i udaną opowieścią z Kal-Elem w roli głównej,
aby pozbyć się tego nieprzyjemnego smaku, jaki pozostał po przeczytaniu dania
zaserwowanego w ramach 54 i 55 tomów WKKDC. Omijajcie szerokim łukiem.
Ocena: 2-/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN vol. 2 #210 -
215 oraz ADVENTURE COMICS vol. 1 #283.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz