czwartek, 13 grudnia 2018

NIESKOŃCZONY KRYZYS



Pamiętam, jak lata temu byłem zachwycony NIESKOŃCZONYM KRYZYSEM. Jego wartka akcja, mnogość wątków czy kilka szokujących momentów wystarczyło, aby mnie kupić. Dziś jednak patrzę na tę historię inaczej – poprawnie stworzony crossover, dzięki któremu otrzymaliśmy potem takie serie jak 52 czy SHADOWPACT, ale bez „ochów” i „achów”. Szczególnie że w Polsce nie wydano niestety masy pobocznych serii ważnych dla jego zrozumienia.


Siedziba Ligi Sprawiedliwości na księżycu zostaje zniszczona. W jej ruinach pojawiają się Batman, Wonder Woman oraz Superman. Podzieleni. Nieufający sobie. Skompromitowani. Każde z nich chce wyjaśnić tajemnicę, ale nie chce łączyć sił z pozostałymi. W tym samym czasie niebo nad Blűdhaven robi się czerwone, nad Gotham zniszczona zostaje Skała Wieczności, a najsłynniejsi złoczyńcy jednoczą się, aby osiągnąć wspólny cel. Rozpoczyna się kolejny…KRYZYS.

Dwadzieścia lat po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH DC Comics postanowiło stworzyć jego sequel. Jego scenariusz powierzono Geoffowi Johnsowi – już wtedy świecącej coraz mocniej gwieździe wydawnictwa. Miało być to wydarzenie na wielką skalę, planowane od dłuższego czasu (pierwsze podpowiedzi, że się zbliża, pojawiły się dwa lata wcześniej) i mające mieć gigantyczny wpływ na przyszłość całego uniwersum. Najpierw czytelnicy zostali uraczeni jednak zeszytem COUNTDOWN TO INFINITE CRISIS #1, a następnie mini seriami: THE OMAC PROJECT, RANN–THANAGAR WAR, DAY OF VENGEANCE, AND VILLAINS UNITED oraz DC SPECIAL: THE RETURN OF DONNA TROY. Wszystkie one wprowadzały do nowego KRYZYSU bądź/i działy się w jego trakcie. NIESKOŃCZONY KRYZYS była zaś czymś, co miało to wszystko spinać. Ukoronowaniem całego zamieszania.

Wyszło to jednak jak tak sobie. Niestety po latach ten ambitny eksperyment wciąż czyta się nie najgorzej, ale bez przesadnych zachwytów. Sam Johns napisał w swoim życiu eventy trzymające się o wiele lepiej (SINESTRO CORPS WAR, BLACKEST NIGHT, FLASHPOINT — PUNKT KRYTYCZNY), a NIESKOŃCZONY KRYZYS bez pozostałych historii sprawia wrażenie lektury bardzo niepełnej. Pojawia się tu masa postaci, które coś robią, znikają, a potem pojawiają się zupełnie gdzieś indziej. Kolejne elementy układanki zostają wprowadzone, a potem często nie doczekują się one rozwiązania, bądź też otrzymujemy tylko ich początek oraz zakończenie — bez rozwinięcia.

Sama intryga główna zaś nie porywa. Ot bohaterowie, którzy przetrwali KRYZYS NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH, ale nie mogli zostać na nowo powstałej Ziemi, wracają, gdyż są rozgoryczeni tym, co się dzieje. KAL-L i jego umierająca żona Lois nie wiedzą jednak, że Aleksander Luthor z Ziemi-3 oraz Pierwszy Superboy mają swój ukryty cel. Pokazanie jednak ich przemiany w złoczyńców (szczególnie Superboya, który pod koniec zmienia się w psychopatę) wyszło jednak trochę sztucznie i nie do końca mnie przekonało. Ich złowrogi plan nie zawsze jest jasny czy trzyma się kupy. Przyjemnie za to czyta się powiązany z powracajacymi postaciami wątek Power Girl i jej nagle odkrytych korzeni.

W samym centrum całego zamieszania znajduje się oczywiście nasza Trójca: Superman, Batman i Wonder Woman. Czytanie wątków Diany oraz Gacka bez znajomości komiksów wprowadzających do tego albumu i wiedzy na temat tego, co się z nimi ogólnie działo w tym momencie jest zadaniem niezwykle karkołomnym. Scenarzysta stara się oczywiście część rzeczy wyjaśnić, jednak nie zawsze się to sprawdza. Wątek Supermana jest zaś mocno naciągany. Johns uparł się, że każde z nich ukaże w ich najgorszym momencie. Diana została ogłoszona morderczynią (i nikt nie słucha jej wyjaśnień ani nie interesuje się tym, co zrobił Maxwell Lord), Batman nadwyrężył zaufanie środowiska superbohaterów w KRYZYSIE TOŻSAMOŚCI, WIEŻY BABEL i poprzez stworzenie OMAC-a. Jedynym zarzutem wobec Supermana jest zaś to, że ostatni raz inspirował ludzkość, gdy umarł, na co nie prezentuje się też żadnych dowodów. Stanowczo można było to lepiej rozegrać.

Swoją rolę ma jeszcze do odegrania „nasz” Superboy, a cała reszta bohaterów raczej stanowi tło. Coś tam zdziała NIghtwing czy Flash z rodziną, ale rzadko kiedy ich akcje mają większy wpływ na fabułę. Inni zaś niczym Lady Quark (ważna dla poprzedniego KRYZYSU) ledwie migną w tle albo rzucą żartem jak pewien szympansi detektyw.

Z drugiej strony cała skala tego wydarzenia może zachwycać. Jeżeli nie zwracamy zaś uwagi na pewne głupotki czy niedopowiedzenia, czyta się go równie przyjemnie jak ogląda letni blockbuster. Akcja toczy się szybko i sprawnie, dialogi nie bolą, żarty bywają śmieszne, a zagrożenie jest naprawdę poważne. Ktoś umiera (ale nie ma to takiej emocjonalnej siły jak w KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH), wiele rzeczy się zmienia, a finał zapowiada ciekawą przyszłość. No i niektóre wydarzeni naprawdę wywołują w czytelniku emocje (niestety innym – mającym spore konsekwencje nie poświęca się za bardzo miejsca).

Za oprawę wizualną odpowiedzialny był oczywiście cały sztab ludzi (11 osób odpowiedzialnych za nakładanie tuszu, 5 kolorystów i 4 rysowników – trzech z nich nakładało też tusz). Przeskoki między rysownikami (głównym był Phil Jimenez, a oprócz niego udzielali się tu George Perez, Jerry Ordway oraz Ivan Reis) nie bolą naszych oczu. Kolejne postaci wyglądają rozpoznawalnie, nie starszą dziwnymi pozami czy wyrazami twarzy, a kilka kadrów ma w sobie to coś, co sprawia, że zapamiętuje się je na długo. Oczywiście jednak nie mamy tu do czynienia z żadnymi eksperymentami, a porządną, rzemieślniczą robotą.

Polskie wydanie oczywiście prezentuje się okazale. Obwoluta, twarda oprawa czy kredowy papier są pierwszej jakości. Tłumaczenie Tomka SIdorkiewicza nie zaburza rytmu komiksu, nie zawiera rażących błędów i czyta się je przyjemnie. Wstęp Dan Didio oraz dodatek NIESKOŃCZONE DYSKUSJE dużo mówią zaś o powstaniu tej historii przez co stanowią niesamowicie interesujący dodatek do lektury. Szkoda jednak, że nie pokuszono się, chociażby o dodanie COUNTDOWN TO INFINITE CRISIS #1, co wpłynęłoby – moim zdaniem – na ułatwienie lektury osobom mającym mniej wiedzy na temat uniwersum DC, albo jakichś streszczeń mini serii uzupełniających fabułę.

Ostatecznie dobrze, że w końcu dostaliśmy kolejny KRYZYS w nasze ręce. Ma on swoje plusy, ale też sporo minusów. Jako czytadło sprawdza się świetnie, ale dopiero przy zaznajomieniu z mini seriami i tie-inami zyskuje. Każdy fan DC Comics powinien mieć go na półce, chociażby z uwagi na jego wpływ na to komiksowe uniwersum. Gdyby jednak wyciąć pewne wydarzenia z tej historii, a inne wytłumaczyć lepiej byłaby ona w pełni przystępna także dla niedzielnych fanów komiksów DC. Finalny produkt jest zaś tytułem o wielkiej skali i poszatkowanej fabule.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów INFINITE CRISIS #1-7.

Recenzowany album znajdziecie m.in. w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz