W tomie tym rolę scenarzysty przejmuje James Robinson (Swoją
drogą angielski tytuł zbioru „Deface the Face” jest ewidentnym nawiązaniem do
jednej z jego wcześniejszych historii przy tym tytule). Przedstawia on historię
śledztwa w sprawie nie wyróżniającego się na pozór niczym specjalnym morderstwa
wiodącego Batmana i Jima Gordona do organizacji terrorystycznej Kobra oraz
Two-Face’a, który zamiast zacierać ślady wydaje się starać naprowadzić stróżów
prawa na swój trop. Co więcej tożsamość ofiary okazuje się mieć związek z
przeszłością złoczyńcy gdy był jeszcze prokuratorem. Kariera Robinsona pełna
jest zarówno świetnych komiksów (np. STARMAN) jak i kompletnych niewypałów (CRY
FOR JUSTICE się kłania). Jak więc wypadł tym razem?
Choć początkowo opowieść wydaje się bardzo meandrować i
rozkręca się dosyć powoli, to jednak kiedy wreszcie pojawia się w niej tytułowy
czarny charakter to doznaje istnego zastrzyku energii i rusza dalej z kopyta.
Nie można tu narzekać ani na brak akcji, ani licznych zwrotów akcji.
Scenarzyście udaje się praktycznie do samego końca trzymać czytelnika w
niepewności wraz z bohaterami zastanawiającego się jakie są prawdziwe plany
Two-Face’a. Nawet rozwiązania fabularne, które początkowo zdają się być nieco
naciągane ostatecznie znajdują swoje uzasadnienie. Dotyczy to zwłaszcza właśnie
Harveya Denta, który zachowuje się często dość dziwnie, ale gdy wreszcie
poznajemy powody jego nietypowego postępowania, okazuje się ono mieć sensowne
powody. Z pozostałych postaci całkiem udanie wypada dwójka Firefly’ów (Ted
Carson i Bridgit Pike), którzy wprawdzie przewijają się jedynie na drugim
planie to ich charaktery nie ograniczają się tylko do fascynacji ogniem. Jeśli
natomiast chodzi o Batmana, to tym razem jest on przede wszystkim detektywem,
co w ostatnich czasach nie ma miejsca zbyt często. Generalnie jednak gdy na
scenie pojawia się Two-Face to wraz z Gordonem ustępują mu pola i to właśnie
dawny prokurator jest, zgodnie z tytułem, główną gwiazdą tego wydania
zbiorczego. Ostatecznie komiks ten zdecydowania wypada zaliczyć to udanych
dzieł Jamesa Robinsona, choć raczej nikt nie uzna go za jedno z najlepszych.
Pierwszą połowę tej historii zilustrował Stephen Segovia,
natomiast drugą Carmine Di Giandomenico. Również okładki znajdujące się w
galerii to w większości właśnie ich dzieło – z wyjątkiem jednej stworzonej prze
Johna Paula Leona. Obaj wykonują solidną robotę, ale nie wyróżniają się niczym
specjalnym. Ot taka typowa superbohaterska średnia, co jest już chyba tradycją
przy tej serii. Tym razem jednak nawet w większym stopniu niż zazwyczaj. Bo we
wcześniejszych tomach zwykle zdarzało się przynajmniej kilka ilustracji
robiących nieco większe wrażenie. Tutaj jednak żaden fragment nie zapada na
dłużej w pamięć.
Podsumowując album ten graficznie nie powala, ale jego
główną zaletą jest przede wszystkim dobry scenariusz. Zwłaszcza jeśli ktoś z
rozrzewnieniem wspomina czasy gdy historiom z Mrocznym Rycerzem bliżej było do
kryminałów, choć tak jak wspominałem wcześniej akcji również tu nie brakuje. Aż
trochę żal, że James Robinson nie pozostał przy tytule na dłużej. Ale skoro już od następnego tomu rządy nad serią ma przejać jeden z moich ulubionych scenarzystów pracujących dla DC - Peter J. Tomasi, to myślę, ze jakoś to przeżyję.
Tomasz Kabza
Opisywane wydanie zbiera materiał z komiksów DETECTIVE
COMICS #988-993.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz