Mamy rok 2002. Należące wówczas już
do DC Comics studio WildStorm wpada na pomysł widocznego rozdzielenia swoich
komiksów dla młodszych i dojrzałych czytelników. Te w kategorii 18+ zyskują na
okładkach charakterystyczny, biało-czerwony znaczek Eye of the Storm i chociaż
z perspektywy czasu okazało się być to nieopłacalnym pomysłem, to jednak okres
ten dał czytelnikom tytuły często wymieniane jako najlepsze z uniwersum tego
imprintu. To właśnie wtedy Joe Casey zmienił WILDCATS w komiks o szpiegostwie
przemysłowym (Spartan chciał w nim odmienić świat na lepsze poprzez rewolucję
technologiczną), zaś Micah Ian Wright napisał jedyny komiks w swojej karierze i
na łamach STORMWATCH: TEAM ACHILLES sprawnie pokazał, że w świecie pełnym post-ludzi
nadal potrzebna jest ekipa wojaków pozbawionych mocy (w większości). Jednakże
tym jednym tytułem, który znalazł swoje miejsce w świadomości czytelników
najmocniej, był ŚPIOCH – pierwsza wspólna praca duetu Ed Brubaker/Sean
Phillips, którzy swoje triumfy święcą po dzień dzisiejszy.
Premierowy tom (będą dwa) cyklu
ŚPIOCH przedstawia czytelnikowi nie tylko pełny, pierwszy sezon komiksu, ale
także istotny wstęp zatytułowany NA CELOWNIKU (ang. POINT BLANK). Na jego
łamach widzimy Griftera, który pomaga wykonać pewne zadanie Johnowi Lynchowi.
Gdy ten drugi zostaje postrzelony i zapada w śpiączkę, Cole odkrywa, iż jego
prawdziwym celem jest Tao – jeden z najpotężniejszych złoczyńców na świecie. To
właśnie tu poznajemy też Holdena Cartera. Jest on tajną wtyką Lyncha w
strukturach zbudowanych przez Tao i to właśnie na nim skupia się główna oś
fabuły ŚPIOCHA. Mężczyzna ten nie tylko rozpracowuje od środka największą
organizację przestępczą na świecie i musi nie dać się złapać, ale także musi
zmagać się on z wieloma innymi demonami, na czele z tym, iż sam nie jest do
końca pewien tego, czy jego misja w ogóle ma jakiś sens. W końcu dlaczego
miałaby mieć, skoro jedyny człowiek, który o niej wiedział, leży właśnie w
śpiączce?
Cała idea linii Eye of the Storm, do
której trafił także i ŚPIOCH, polegała nie tylko na tym, że do komiksów z
WildStormu dodano więcej nagości, krwi oraz bluzgów i oznaczono to znaczkiem
18+. Twórcy mieli także pchnąć poszczególne marki w nowych kierunkach, a także
dać nam coś zupełnie świeżego. I przygody Holdena Cartera były właśnie tym
ostatnim. Samo uniwersum WildStormu po 1999 roku mocno się przeobraziło. Za
czasów wydawnictwa Image była to po prostu kolejna zgraja trykociarzy walących
się po mordach. Warren Ellis pokazał, że herosi mogą nie przebierać w środkach
dla ”większego dobra” i dał nam zabijające na lewo i prawo THE AUTHORITY, a
także słynne PLANETARY, będące w gruncie rzeczy komiksem o niezwykłych
archeologach. Joe Casey z kolei doprowadził do tego, że WILDCATS 3.0 opowiadało
bardziej o przeprowadzaniu rewolucji ideowej w trybach korporacyjnych
machinacji jednej tylko osoby, niż o wzajemnym strzelaniu się laserami. Ed
Brubaker z kolei postawił na coś, co z czasem stało się jego znakiem rozpoznawczym
i dał nam opowieść kryminalną z wątkami szpiegowskimi.
NA CELOWNIKU jest słabszym
fragmentem tomu. Jest to historia mocniej osadzona w realiach uniwersum
WildStormu, przez co niektóre jej elementy mogą być dla polskiego czytelnika
mało zrozumiałe i chociaż zgadzam się ze słowami samego Brubakera, że by w
pełni pojąć ten komiks nie trzeba przekopywać się przez encyklopedię Widzy
komiksowej, to jednak dla mnie jasnym jest, iż znacznie więcej przyjemności
komiks ten może dostarczyć osobom, które podobnie jak ja wiedzą, że masa
pojawiających się postaci i nazw nie tylko naprawdę coś znaczą, ale i nie
zostały użyte w żaden sposób bezmyślnie czy przypadkowo. Dla mnie największą
zaletą NA CELOWNIKU jest to, że jednocześnie płynnie wprowadza nas w realia bardziej
dojrzałych komiksów z linii Eye of the Storm jak i jest spójne względem tego,
co WildStorm prezentował zwłaszcza w latach 1998-2001. Uważam także, że gdyby
Egmont wydał NA CELOWNIKU jako osobny tomik, większość recenzji tego tytułu nie
byłaby zbyt entuzjastyczna, gdyż widać wyraźnie, że tutaj Ed Brubaker dopiero
uklepywał sobie grunt pod danie główne. Odnotować warto na pewno niezłe okładki
Simona Bisley’a oraz przyzwoite rysunki Colina Wilsona, ale to w sumie tyle.
Sam ŚPIOCH to już naprawdę smakowite
danie, które bezproblemowo broni się, pomimo 18 lat na karku. Nie mam zamiaru
ukrywać tutaj, że jeśli znacie wydawane przez Muchę Comics ”Criminal”, ”Fatale”
czy ”Zaćmienie” lub też ”Zabij Albo Zgiń” od Non Stop Comics (wszystko to
komiksy autorstwa tego samego duetu), to ŚPIOCH raczej nie rzuci Wam nowego
światła na ten duet. Mnie to jednak kompletnie nie przeszkadza, ponieważ
uważam, iż lepiej jest dostać od tych samych autorów pięć porządnych
kryminałów, niż tyle samo średniaków z różnych gatunków. Ed Brubaker
nieśpieszne snuje tu swoją opowieść i nie ukrywam, że im mocniej rozbudowuje
postać Holdena Cartera, tym bardziej czuję się wewnętrznie rozdarty. Scenarzyście
bowiem kolejny raz udało się stworzyć bohatera na tyle niejednoznacznego, byśmy
nie wiedzieli do końca czy mamy mu kibicować czy też życzyć jak najgorzej. Rozdarcie
i miejscami niepewność, jakie nierzadko widać w postępowaniu mężczyzny, w
głównej mierze determinuje to, że jako całość, tytuł ten czyta się naprawdę
dobrze. Zaś jeśli główny jej bohater wywołuje u mnie niejednoznaczne odczucia
to nawet lepiej – ciepłe kluchy już dawno mi się przejadły :) Scenarzysta
dorzuca do tego ciekawie rozpisany dalszy plan, a ponieważ wciąż jesteśmy w
uniwersum WildStormu, to podobać może się także zaprezentowana przez Brubakera
pomysłowość przy tworzeniu zakresu mocy post-ludzi. ŚPIOCH daje nam też możliwość
zobaczenia rysunków Seana Phillipsa z czasów, zanim dorobił się mocnej marki w
USA. Przed niniejszym komiksem, kojarzyć mogli go tylko fani serii HELLBLAZER (run
Jamiego Delano) oraz WILDCATS, gdzie działał przy drugim woluminie. Widać
wyraźnie, że komiks ten powstał w czasach, gdy artysta ten jeszcze mocno
eksperymentował i szukał samego siebie. Przede wszystkim – w ŚPIOCHU nie miał
niestety tak dobrych kolorystów jak Elizabeth Breitweiser, zaś komiks nie
dorównuje w moich oczach poziomem rysunków chociażby takiemu ”Zaćmieniu”, ale i
tak jest nieźle. Fani Phillipsa powinni być zadowoleni.
Wady komiksu ŚPIOCH? Wydaje mi się,
że Brubaker miał odgórny przykaz rozpisania tego komiksu na dwanaście zeszytów
i nie do końca wystarczyło mu pomysłów. Tytuł miejscami wydaje się mocno
przeciągnięty, byle tylko dopasować się do odpowiedniej objętości. Ale to w
zasadzie tyle. ŚPIOCH ma na tyle dużo zalet, by niwelować tych parę minusów. Ja
ze swojej strony polecam kupno – jest to lepsza lektura od wszystkich
pozostałych premier DC z Egmontu w lutym razem wziętych.
Krzysztof Tymczyński
ŚPIOCH TOM 1 zawiera materiał oryginalnie wydany w miniserii POINT BLANK #1-5 oraz maxiserii SLEEPER #1-12
ŚPIOCH TOM 1 do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz