Aktualnie w komiksowym świecie
jesteśmy w trakcie kolejnego, szalonego i przysparzającego mega frajdy
międzywydawniczego crossovera, z gatunku tych, o których powstaniu mogliśmy do
niedawna tylko sobie pomarzyć. Mowa oczywiście o spotkaniu Żółwi Ninja z Power
Rangers, jakby kogoś informacja o istnieniu takiego cudeńka przypadkowo ominęła. Uznałem, że to idealny moment, aby przypomnieć zatem wspólne przygody
tej drugiej grupy z bohaterami świata DC, a konkretnie z flagową reprezentacją
naszego kochanego wydawnictwa, czyli Ligą Sprawiedliwości. Nastąpiło to
stosunkowo niedawno, konkretnie w roku 2017, a w roli scenarzysty spajającego
te dwa interesujące wszechświaty wystąpił Tom Taylor. Ciekawie zapowiadający
się cross i do tego jeden z moich ulubionych, sprawdzonych twórców bierze to na
swój warsztat? Oczywiście, że musiałem ten komiks mieć na półce, jak tylko się
ukazał.
Od kilku lat DC bardzo
odważnie i ochoczo decyduje się na łączenie sił z innymi wydawnictwami, w celu
stworzenia często dosyć niespodziewanych crossoverów, o których śniło się za
dzieciaka, albo nawet takich, które wydawały się na tyle absurdalne, że nie
odważyłbym się o nich nawet kiedykolwiek pomyśleć. Kocham tego typu projekty i
zawsze z niecierpliwością ich wypatruję (nie tylko z DC - najbliższy cel to
planowane na maj spotkanie słynnych robotów z kucykami), a najbardziej jestem
wdzięczny DC za całą trylogię z udziałem Batmana oraz TMNT. Dobre relacje z
BOOM! Studios zaowocowały wcześniej takimi mini seriami, jak BATMAN '66 MEETS
STEED AND MRS. PEEL, LUMBERJANES/GOTHAM ACADEMY oraz PLANET OF THE APES/GREEN
LANTERN, z czego przeczytałem dwie ostatnie i byłem ich poziomem
usatysfakcjonowany. To jednak po krzyżówce JL z Power Rangers obiecywałem sobie
zdecydowanie najwięcej, wszak potencjał był ku temu całkiem spory.
Akcja komiksu rozpoczyna się w
Angel Grove. Czarny Ranger Zack niechcący i nieświadomie wprowadza wroga do
centrum dowodzenia, w wyniku czego m.in. uszkodzone zostają urządzenia
teleportujące Zordona. Chcąc zapobiec dalszym zniszczeniom Zack decyduje się
przenieść siebie oraz największego wroga z dala od bazy Power Rangers,
przypadkowo lądując w innym wszechświecie. Tam trafia na Mrocznego Rycerza z
Gotham City, który bierze go za nowego złoczyńcę. W ślad za Czarnym Rangerem
podążają jego przyjaciele z Angel Grove, którym przyjdzie się zmierzyć z całą
Ligą Sprawiedliwości. Oba zespoły będą musiały jednak szybko wyjaśnić
nieporozumienia i nawiązać współpracę, aby powstrzymać zagrażający obu światom
sojusz Lorda Zedda z Brainiacem.
Tak jak to zwykle bywa w
takich egzotycznych mieszankach, także tutaj całość jest jak najbardziej przystępna
dla każdego czytelnika, nie powiązana z aktualnym kontinuum, wymagająca jedynie
znajomości podstawowych faktów dotyczących obu drużyn. Twórcy sięgnęli po
podstawowy, znany z pierwszego sezonu serialu skład Mighty Morphin Power
Rangers, czyli kolory poszczególnych wojowników to czerwony, żółty, różowy,
czarny, niebieski i zielony. Z kolei Liga występuje w sześcioosobowym składzie -
eS, gacek, WW, Cyborg, Flash oraz wyjątkowo John Stewart jako Green Lantern.
Wszyscy w strojach, które obowiązywały na początku Odrodzenia. Odnajdzie się w
tym komiksie zatem zarówno zagorzały fan PR nie śledzący na co dzień przygód JL
i na odwrót.
Chyba każdy ma jakieś mniejsze
lub większe oczekiwania, kiedy zabiera się za czytanie JUSTICE LEAGUE/POWER
RANGERS, część rzeczy wydaje się punktami obowiązkowymi, które scenarzysta
powinien uwzględnić tworząc fabułę. Mówiąc językiem fizyka - kilka stałych w
obliczu zależnych od twórców wielu zmiennych. Oto i one:
- Tom Taylor = genialne
dialogi oraz tzw. one-linery. Zdziwiłoby mnie bardzo, gdybym takowych w
omawianym zbiorze nie uraczył. Bryluje tutaj postać wymieniona w następnym
akapicie, ale również pozostali dbają o to, aby czytelnik nie narzekał na nudę.
Nabijanie się z poziomu inteligencji Brainiaca, kwestia prawa do jazdy
robo-dinozaurem, a także wyjaśnienie potrzeby obecności nietypowej strzały w
kołczanie Green Arrowa, to wybrane perełki pośród obecnych w tejże opowieści.
- Batman jako źródło
największej ilości zabawnych i pamiętnych sytuacji. Ten typ tak ma, że ze
względu na swój ponury, surowy wygląd oraz sztywne zasady staje się oczywistym obiektem
żartów. "Batman, wsiadaj do Mastodonta!", kwestia braku uśmiechu na
jego twarzy czy też porwanie batmobilu przez latającego, różowego
robota-dinozaura, to tylko niektóre z tych najjaśniejszych punktów komiksu.
- Przebieranki superbohaterów,
czyli sytuacja, kiedy jedna grupa przywdziewa kostiumy noszone przez członków
drugiej drużyny. To zawsze jest fajny zabieg, dostarczający dużo rozrywki oraz
uśmiechu na twarzy czytelnikowi. Taylor pozytywnie zaskoczył jednak decyzją kto
i za kogo się przebrał, gdyż na starcie rozważałem dwa bardziej oczywiste
scenariusze, a takiego obrotu sytuacji najzupełniej się nie spodziewałem.
- Walka dobrych z dobrymi, a
następnie wyjaśnienie nieporozumień i połączenie sił. Tutaj na szczęście trwało
to stosunkowo krótko, końcówka pierwszego i początek drugiego rozdziału.
- Zły z jednego uniwersum
nawiązuje współpracę ze złym z innego uniwersum. W tej roli Lord Zedd oraz
Kolekcjoner Światów z Colu, którzy, niespodzianka, zostali obaj pokonani. Warto
jednak przekonać się na samemu, jak nietypowo, nieoczekiwanie i zabawnie zarazem
poległ chociażby Zedd.
- Połączenie się w celu
stworzenia Megazorda. Trochę zbyt krótki występ, ale najważniejsze, że w końcu
się pojawił.
No i jeszcze króciutko o tym,
czego się przed lekturą mocno podziewałem, a czego jednak nie dostałem w
omawianym komiksie. Zabrakło mi najbardziej zamiany ról w drugą stronę, czyli
któregoś z Ligowców przywdziewającego chociażby chwilowo kostium jednego z
Rangerów (najlepiej Batman jako Różowy Ranger) i zasiadającego za sterami Zorda.
Na szczęście zrekompensował mi to później po części Scott Snyder w pierwszej odsłonie
DN: METAL :) Druga brakująca rzecz/moment, to okrzyk "Go Go Justice
League!", najbardziej pasujący do ust Barry'ego Allena.
34-letni Stephen Byrne nie ma
jeszcze w swoim dorobku wielu dłuższych i pamiętnych projektów, ale dał się już
poznać z dobrej strony miłośnikom DC Comics. Polski czytelnik miał okazję
spotkać się z jego rysunkami przy okazji serii GREEN ARROW z Odrodzenia, gdzie
pojawił się gościnnie w kilku numerach. Artysta ten dysponuje stosunkowo mało skomplikowaną,
ale przy tym przejrzystą, dosyć przyjemną i uniwersalną kreską. Jego styl należy
do bardziej kreskówkowych, dopasowany bardziej do dzisiejszych wymagań
młodszych czytelników i świetnie sprawdzający się w trochę mniej poważnych
opowieściach. Do takich zaliczyć można chociażby zakończoną niedawno maksi
serię WONDER TWINS z imprintu Wonder Comics. W omawianym komiksie jego prace również
wydają się pasować, zwłaszcza kiedy ukazuje postacie i elementy ze świata Power
Rangers. Są oczywiście również pewne minusy takiego stylu, gdyż ze względu na
sposób rysowania przez Stephena twarzy, ciężko zmusić się odbiorcy do
traktowania na poważnie zachowania Batmana, czy Supermana. Zastosowane
cieniowanie sprawia, że obaj wspomniani herosi na wielu planszach wyglądają,
jakby mieli lekki zarost, ale nie wiem, czy to celowy zabieg, czy po prostu
tylko ja to zauważyłem. Przyczepię się jeszcze do doboru kolorów, za które jak
zwykle Byrne osobiście odpowiada w swoich komiksach. Barwy są zgodnie z
oczekiwaniami bardzo intensywne, ale niestety całość wydaje się przez większość
czasu aż nazbyt ciemna, wszystko jakby skryte w gęstym czerwonym, czy
fioletowego dymie. W innych komiksach Byrne'a byłem zadowolony z jego
specyficznych technik kolorowania, ale tutaj jakoś nie do końca taka duszna
atmosfera do mnie przemawia.
W ramach bonusu dostajemy 2
strony szkiców oraz 20 stron z alternatywnymi okładkami, których do pierwszego
zeszytu powstało całkiem sporo.
JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS
miał być szybką, niezbyt skomplikowaną i dostarczającą wiele zabawnych i
pamiętnych momentów lekturą. I taki komiks właśnie dostałem. Nie jest to nic
spektakularnego, co można by zaliczyć do najlepszych rzeczy stworzonych przez
Toma Taylora, z raczej przewidywalnym przebiegiem akcji, dobrymi rysunkami i
kilkoma świetnymi dialogami. Czytałem sporo znacznie lepszych
międzywydawniczych crossoverów, ale sięgnięcia po ten konkretny w żadnym
wypadku nie żałuję. Ilość zadowolonych z przeczytania tego komiksu osób z
pewnością będzie większa, niż tych rozczarowanych. Ja ze swojej strony polecam.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS
#1-6, a w formie zbiorczej (wersja w miękkiej oprawie jest jeszcze na tą chwilę dostępna na magazynie) znajdziecie go
w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz