piątek, 27 marca 2020

JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS


Aktualnie w komiksowym świecie jesteśmy w trakcie kolejnego, szalonego i przysparzającego mega frajdy międzywydawniczego crossovera, z gatunku tych, o których powstaniu mogliśmy do niedawna tylko sobie pomarzyć. Mowa oczywiście o spotkaniu Żółwi Ninja z Power Rangers, jakby kogoś informacja o istnieniu takiego cudeńka przypadkowo ominęła. Uznałem, że to idealny moment, aby przypomnieć zatem wspólne przygody tej drugiej grupy z bohaterami świata DC, a konkretnie z flagową reprezentacją naszego kochanego wydawnictwa, czyli Ligą Sprawiedliwości. Nastąpiło to stosunkowo niedawno, konkretnie w roku 2017, a w roli scenarzysty spajającego te dwa interesujące wszechświaty wystąpił Tom Taylor. Ciekawie zapowiadający się cross i do tego jeden z moich ulubionych, sprawdzonych twórców bierze to na swój warsztat? Oczywiście, że musiałem ten komiks mieć na półce, jak tylko się ukazał.

Od kilku lat DC bardzo odważnie i ochoczo decyduje się na łączenie sił z innymi wydawnictwami, w celu stworzenia często dosyć niespodziewanych crossoverów, o których śniło się za dzieciaka, albo nawet takich, które wydawały się na tyle absurdalne, że nie odważyłbym się o nich nawet kiedykolwiek pomyśleć. Kocham tego typu projekty i zawsze z niecierpliwością ich wypatruję (nie tylko z DC - najbliższy cel to planowane na maj spotkanie słynnych robotów z kucykami), a najbardziej jestem wdzięczny DC za całą trylogię z udziałem Batmana oraz TMNT. Dobre relacje z BOOM! Studios zaowocowały wcześniej takimi mini seriami, jak BATMAN '66 MEETS STEED AND MRS. PEEL, LUMBERJANES/GOTHAM ACADEMY oraz PLANET OF THE APES/GREEN LANTERN, z czego przeczytałem dwie ostatnie i byłem ich poziomem usatysfakcjonowany. To jednak po krzyżówce JL z Power Rangers obiecywałem sobie zdecydowanie najwięcej, wszak potencjał był ku temu całkiem spory.

Akcja komiksu rozpoczyna się w Angel Grove. Czarny Ranger Zack niechcący i nieświadomie wprowadza wroga do centrum dowodzenia, w wyniku czego m.in. uszkodzone zostają urządzenia teleportujące Zordona. Chcąc zapobiec dalszym zniszczeniom Zack decyduje się przenieść siebie oraz największego wroga z dala od bazy Power Rangers, przypadkowo lądując w innym wszechświecie. Tam trafia na Mrocznego Rycerza z Gotham City, który bierze go za nowego złoczyńcę. W ślad za Czarnym Rangerem podążają jego przyjaciele z Angel Grove, którym przyjdzie się zmierzyć z całą Ligą Sprawiedliwości. Oba zespoły będą musiały jednak szybko wyjaśnić nieporozumienia i nawiązać współpracę, aby powstrzymać zagrażający obu światom sojusz Lorda Zedda z Brainiacem.

Tak jak to zwykle bywa w takich egzotycznych mieszankach, także tutaj całość jest jak najbardziej przystępna dla każdego czytelnika, nie powiązana z aktualnym kontinuum, wymagająca jedynie znajomości podstawowych faktów dotyczących obu drużyn. Twórcy sięgnęli po podstawowy, znany z pierwszego sezonu serialu skład Mighty Morphin Power Rangers, czyli kolory poszczególnych wojowników to czerwony, żółty, różowy, czarny, niebieski i zielony. Z kolei Liga występuje w sześcioosobowym składzie - eS, gacek, WW, Cyborg, Flash oraz wyjątkowo John Stewart jako Green Lantern. Wszyscy w strojach, które obowiązywały na początku Odrodzenia. Odnajdzie się w tym komiksie zatem zarówno zagorzały fan PR nie śledzący na co dzień przygód JL i na odwrót.

Chyba każdy ma jakieś mniejsze lub większe oczekiwania, kiedy zabiera się za czytanie JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS, część rzeczy wydaje się punktami obowiązkowymi, które scenarzysta powinien uwzględnić tworząc fabułę. Mówiąc językiem fizyka - kilka stałych w obliczu zależnych od twórców wielu zmiennych. Oto i one:

- Tom Taylor = genialne dialogi oraz tzw. one-linery. Zdziwiłoby mnie bardzo, gdybym takowych w omawianym zbiorze nie uraczył. Bryluje tutaj postać wymieniona w następnym akapicie, ale również pozostali dbają o to, aby czytelnik nie narzekał na nudę. Nabijanie się z poziomu inteligencji Brainiaca, kwestia prawa do jazdy robo-dinozaurem, a także wyjaśnienie potrzeby obecności nietypowej strzały w kołczanie Green Arrowa, to wybrane perełki pośród obecnych w tejże opowieści.

- Batman jako źródło największej ilości zabawnych i pamiętnych sytuacji. Ten typ tak ma, że ze względu na swój ponury, surowy wygląd oraz sztywne zasady staje się oczywistym obiektem żartów. "Batman, wsiadaj do Mastodonta!", kwestia braku uśmiechu na jego twarzy czy też porwanie batmobilu przez latającego, różowego robota-dinozaura, to tylko niektóre z tych najjaśniejszych punktów komiksu.

- Przebieranki superbohaterów, czyli sytuacja, kiedy jedna grupa przywdziewa kostiumy noszone przez członków drugiej drużyny. To zawsze jest fajny zabieg, dostarczający dużo rozrywki oraz uśmiechu na twarzy czytelnikowi. Taylor pozytywnie zaskoczył jednak decyzją kto i za kogo się przebrał, gdyż na starcie rozważałem dwa bardziej oczywiste scenariusze, a takiego obrotu sytuacji najzupełniej się nie spodziewałem.


- Walka dobrych z dobrymi, a następnie wyjaśnienie nieporozumień i połączenie sił. Tutaj na szczęście trwało to stosunkowo krótko, końcówka pierwszego i początek drugiego rozdziału.

- Zły z jednego uniwersum nawiązuje współpracę ze złym z innego uniwersum. W tej roli Lord Zedd oraz Kolekcjoner Światów z Colu, którzy, niespodzianka, zostali obaj pokonani. Warto jednak przekonać się na samemu, jak nietypowo, nieoczekiwanie i zabawnie zarazem poległ chociażby Zedd.

- Połączenie się w celu stworzenia Megazorda. Trochę zbyt krótki występ, ale najważniejsze, że w końcu się pojawił.

No i jeszcze króciutko o tym, czego się przed lekturą mocno podziewałem, a czego jednak nie dostałem w omawianym komiksie. Zabrakło mi najbardziej zamiany ról w drugą stronę, czyli któregoś z Ligowców przywdziewającego chociażby chwilowo kostium jednego z Rangerów (najlepiej Batman jako Różowy Ranger) i zasiadającego za sterami Zorda. Na szczęście zrekompensował mi to później po części Scott Snyder w pierwszej odsłonie DN: METAL :) Druga brakująca rzecz/moment, to okrzyk "Go Go Justice League!", najbardziej pasujący do ust Barry'ego Allena.

34-letni Stephen Byrne nie ma jeszcze w swoim dorobku wielu dłuższych i pamiętnych projektów, ale dał się już poznać z dobrej strony miłośnikom DC Comics. Polski czytelnik miał okazję spotkać się z jego rysunkami przy okazji serii GREEN ARROW z Odrodzenia, gdzie pojawił się gościnnie w kilku numerach. Artysta ten dysponuje stosunkowo mało skomplikowaną, ale przy tym przejrzystą, dosyć przyjemną i uniwersalną kreską. Jego styl należy do bardziej kreskówkowych, dopasowany bardziej do dzisiejszych wymagań młodszych czytelników i świetnie sprawdzający się w trochę mniej poważnych opowieściach. Do takich zaliczyć można chociażby zakończoną niedawno maksi serię WONDER TWINS z imprintu Wonder Comics. W omawianym komiksie jego prace również wydają się pasować, zwłaszcza kiedy ukazuje postacie i elementy ze świata Power Rangers. Są oczywiście również pewne minusy takiego stylu, gdyż ze względu na sposób rysowania przez Stephena twarzy, ciężko zmusić się odbiorcy do traktowania na poważnie zachowania Batmana, czy Supermana. Zastosowane cieniowanie sprawia, że obaj wspomniani herosi na wielu planszach wyglądają, jakby mieli lekki zarost, ale nie wiem, czy to celowy zabieg, czy po prostu tylko ja to zauważyłem. Przyczepię się jeszcze do doboru kolorów, za które jak zwykle Byrne osobiście odpowiada w swoich komiksach. Barwy są zgodnie z oczekiwaniami bardzo intensywne, ale niestety całość wydaje się przez większość czasu aż nazbyt ciemna, wszystko jakby skryte w gęstym czerwonym, czy fioletowego dymie. W innych komiksach Byrne'a byłem zadowolony z jego specyficznych technik kolorowania, ale tutaj jakoś nie do końca taka duszna atmosfera do mnie przemawia.

W ramach bonusu dostajemy 2 strony szkiców oraz 20 stron z alternatywnymi okładkami, których do pierwszego zeszytu powstało całkiem sporo.

JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS miał być szybką, niezbyt skomplikowaną i dostarczającą wiele zabawnych i pamiętnych momentów lekturą. I taki komiks właśnie dostałem. Nie jest to nic spektakularnego, co można by zaliczyć do najlepszych rzeczy stworzonych przez Toma Taylora, z raczej przewidywalnym przebiegiem akcji, dobrymi rysunkami i kilkoma świetnymi dialogami. Czytałem sporo znacznie lepszych międzywydawniczych crossoverów, ale sięgnięcia po ten konkretny w żadnym wypadku nie żałuję. Ilość zadowolonych z przeczytania tego komiksu osób z pewnością będzie większa, niż tych rozczarowanych. Ja ze swojej strony polecam.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE/POWER RANGERS #1-6, a w formie zbiorczej (wersja w miękkiej oprawie jest jeszcze na tą chwilę dostępna na magazynie) znajdziecie go w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz