niedziela, 25 października 2020

BATMAN: CURSE OF THE WHITE KNIGHT

Mocno zachwalany i zbierający zewsząd pozytywne recenzje BIAŁY RYCERZ, dla mnie okazał się jedynie poprawnym, niedopracowanym pod względem scenariusza, wykorzystującym oklepany schemat przeciętnym produktem na jeden raz, który wyróżniał się przede wszystkim efektowną warstwą wizualną. Kilka fajnych momentów to za mało, aby móc z czystym sumieniem polecić ten komiks jako lekturę obowiązkową dla statystycznego bat-fana. Okazał się jednak na tyle wielkim sukcesem wydawniczym DC, przez co tylko kwestią czasu było, kiedy doczekamy się sequela. Sequela, którego (pomimo otwartego zakończenia pierwszej mini serii) wcale się nie domagałem, i na który jakoś szczególnie nie czekałem. Tak naprawdę postanowiłem sprawdzić CURSE OF THE WHITE KNIGHT tylko dlatego, że w roli głównego złego obsadzono Azraela. Szybko okazało się, że tym razem Sean Gordon Murphy nie tylko miał dobry pomysł, ale dodatkowo znacznie lepiej udało mu się początkowe założenia zrealizować, co zaowocowało całkiem przyjemną historią.

Wracamy do Murphywersum, czyli takiego mini imprintu osadzonego w alternatywnym świecie Batmana, odciętego od głównego kontinuum i tworzonego według własnych zasad przyjętych przez pomysłodawcę całego projektu. Akcja drugiej mini serii rozgrywa się krótko po zakończeniu pierwszej, gdzie pod koniec Bruce zdradził Gordonowi swoją tajną tożsamość, zaś Joker trafił za kratki. Klaun ucieka zza krat i werbuje Azraela, aby rozpocząć swoją kolejną, szaloną i krwawą rozgrywkę z Batmanem. Joker ma w ręku wszystkie istotne karty. Zamierza ujawnić mroczny sekret, który dotyczy rodziny Wayne'ów, i który mocno wstrząśnie całym Gotham City. Jak Bruce zareaguje na rewelacje dotyczące swoich przodków, i czy będzie jeszcze w stanie pełnić rolę obrońcy swojego ukochanego miasta? Jak zareagują Barbara, Dick oraz jaką rolę odegra w całej historii Harley Quinn? Wszystko prowadzi do nieuniknionego starcia pomiędzy Batmanem i Azraelem, a bez względu na wynik, Gotham już nigdy nie będzie takie samo.

Murphy nie jest i obym się mylił, ale raczej nie będzie wybitnym scenarzystą komiksowym. Na tle jednak innych swoich kolegów po fachu, którzy postanowili oprócz ilustrowania zająć się również tworzeniem scenariuszy, wypada całkiem dobrze. Na starcie jego przygody z Batmanem pewne rzeczy nie wypaliły, ale próba numer dwa polegająca na wymieszaniu historii Wayne'ów z historią Azraela, wyszła już w moim odczuciu znacznie lepiej. To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy ktoś dodaje coś nowego do mitologii Gotham oraz rodu Wayne'ów, wyciągając na światło dzienne mniej lub bardziej mroczne sekrety. Stopniowe odkrywanie przez Bruce'a prawdy na temat odnalezionych zwłok, na temat losów Gotham zbudowanego na kłamstwie i przelanej krwi, a także flashbacki cofające czytelnika do przełomowych wydarzeń z końca XVII wieku, to te fragmenty historii, które sprawiały mi największą frajdę. Scenarzysta umieścił kilka mniej lub bardziej oczywistych twistów, z czego na pewno ten jeden i najważniejszy mocno uderza w samego Batmana i jego dotychczasową karierę zamaskowanego obrońcy miasta, wywracając niejako do góry nogami to, jak teraz postrzega swoją rolę w ratowaniu, a raczej wypadałoby powiedzieć - niszczeniu miasta. Pomysł oryginalny i właśnie takiej oryginalności, a nie ciągłego zrzynania z innych, w tego typu opowieściach poszukuję.

Azrael, poza strojem i ognistym mieczem, nie ma nic wspólnego ze znaną nam postacią o tym samym pseudonimie, dostając nowy origin i mając własne powody, dla których wypowiada wojnę Batmanowi, chcąc zająć należne mu miejsce. Od początku wiadomo było, że musi dojść do decydującej batalii pomiędzy nimi w ostatnim zeszycie, co oczywiście ma miejsce, ale na szczęście nie wszystko jest łatwe do przewidzenia, za co brawa należą się Murphy'emu. Pojawiają się drobne nawiązania do Knightfallu (który w Murphywersum nie miał miejsca), sporo zniszczeń, efektownych wybuchów, a także poruszających i emocjonalnych scen. Poza tym jest dużo, jak na komiks z udziałem Człowieka-Nietoperza, przelanej krwi i cała masa trupów. Uśmiercić można każdego, nawet postacie uznawane do tej pory za pierwszoplanowe i wydawałoby się niemożliwe do wyeliminowania na trwałe z otoczenia gacka.

W nowej, interesującej roli powraca Harley Quinn, która tym razem nie irytuje i nie jest wciśnięta na siłę, rzucając żartami i waląc przeciwników młotem. Poprowadzona została w bardzo oryginalnym kierunku, ma inne priorytety i co najważniejsze zależy jej na losie Bruce'a. Zobaczymy, jak potoczą się dalej przygody Harley w poświęconej jej mini serii, która właśnie wystartowała.

O ile wątek dotyczący Azraela zostaje sfinalizowany, o tyle samo zakończenie ponownie ma charakter otwarty, rozbudzając u mnie pewną ciekawość, co do dalszych losów Bruce'a i jego towarzyszy. CURSE OF THE WHITE KNIGHT należy zatem traktować jako kolejną część dłuższej opowieści, która będzie się toczyła tak długo, jak tylko utrzymane będzie (w tej chwili wysokie) zainteresowanie fanów. Murphy na duże pole do działania i praktycznie brak ograniczeń, a jedynym ograniczeniem jest chyba tylko wyobraźnia samego twórcy oraz osób, z którymi będzie chciał współpracować.

W samych superlatywach nadal trzeba wypowiadać się w kwestii rysunków, które tradycyjnie u Murphy'ego stoją na wysokim i satysfakcjonującym poziomie, stanowiąc ucztę dla oczu. Miłośnicy kreski tego artysty z pewnością nie będą zawiedzeni tym, co wyprawia w omawianym komiksie. Ja akurat należę do tego (zapewne wąskiego) grona osób, którym w batmanowych historiach tworzonych przez Murphy'ego najmniej podoba się sam Człowiek-Nietoperz, z tym charakterystycznym postawionym kołnierzem. Najbardziej ubóstwiam natomiast za każdym razem sposób, w jaki artysta przedstawia Gotham oraz wszelkie sceny pościgów i pojazdy, jakie są w nich wykorzystywane. Odnośnie tych ostatnich, to cieszy widok kultowego batmobilu z roku 1989 oraz jego pomysłowa przeróbka podczas finałowej batalii. Swój niezaprzeczalny wkład ma również ponownie Matt Hollingsworth, zapewniając oszczędną, specyficzną i jakże klimatycznie pasującą do całości kolorystykę.

Z cyklu czepiania się dla samego czepiania, pozwolę sobie jeszcze zauważyć, iż wybór okładki wydania zbiorczego mógł być znacznie lepszy. Zamiast grafiki z #1 wybrałbym np. tą widoczną poniżej, która zdobi #8. Ot, taki ze mnie wybredny typ ;)

Oprócz głównej historii znajdziemy w tym zbiorze także osobny rozdział, który można potraktować jako zamkniętą całość. Akcja przenosi nas na dłuższy czas do III Rzeszy, ukazując relacje pomiędzy ojcem Victora, a współpracującym z nim nad kriotechnologią pewnym Żydem, kiedy życie obojga przyjaciół nagle postawiło ich po dwóch różnych stronach. Taki mały origin odnośnie Victora, Nory oraz Bruce'a i ukazanie, jak blisko obie rodziny są ze sobą połączone przez los. Rozdział ten nie ma żadnego wpływu na opowieść z udziałem Azraela, ale stanowi ciekawe uzupełnienie wątku dotyczącego Mr. Freeze'a i jego współpracy z rodziną Wayne'ów, co zostało zainicjowane na kartach BIAŁEGO RYCERZA. Ilustracje wykonał weteran Klaus Janson, i choć nie są to tak rewelacyjne plansze, jak te w wykonaniu Murphy'ego, to według mnie prezentują się bardzo solidnie.

Komiksowe sequele bardzo często okazują się niepotrzebną i zdecydowanie słabszą kontynuacją, cieszącej się uznaniem większości fanów i krytyków pierwszej części. Tutaj mamy do czynienia z wyjątkiem od tej reguły, kiedy to kolejna historia wypada lepiej, niż ta premierowa, ale przecież i sama poprzeczka do przeskoczenia nie była też ustawiona przesadnie wysoko. Najważniejsze, że nie było nudy i niepotrzebnego przeciągania, cały czas działo się coś ciekawego, a twórcom udało się utrzymać zainteresowanie czytelnika serią do samego końca. Nie miałem początkowo zbyt wygórowanych oczekiwań co do tego tytułu, a zostałem bardzo mile zaskoczony. Nie była to może jeszcze ta najwyższa półka, ale dla porównania lektura CURSE OF THE WHITE KNIGHT dostarczyła mi więcej przyjemności, niż aktualne wydarzenia w serii BATMAN Tyniona IV, czy DETECTIVE COMICS Tomasiego razem wzięte. 

Jeśli spodobał Wam się BIAŁY RYCERZ, to tym bardziej powinien przypaść Wam do gustu dalszy ciąg tamtej opowieści. Jeśli natomiast tak jak ja, byliście rozczarowani historią ze zreformowanym Jokerem, to namawiam, abyście dali Murphy'emu jeszcze jedną szansę. Ja tak uczyniłem i nie żałuję, a jak tylko ukaże się polskie wydanie, to warto będzie posiadać je na swojej półce. Jeśli śledzicie w miarę na bieżąco komiksowe newsy zza oceanu, to Wiecie, że Murphywersum sukcesywnie się rozrasta. Oby kolejne tytuły były co raz lepsze, a przynajmniej nie gorsze jakościowo od omawianego tomu, to będę w pełni ukontentowany.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: CURSE OF THE WHITE KNIGHT #1 - 8 oraz BATMAN: WHITE KNIGHT PRESENTS - VON FREEZE.

Całkiem udaną kontynuację BIAŁEGO RYCERZA znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz