wtorek, 6 października 2020

BATMAN TOM 11: UPADEK

 

Jedenasty tom serii BATMAN powinien mieć podtytuł ”Cierpienie”. Cierpią tu bowiem wszyscy. Batman będący kolejny raz łamany przez Bane’a (metaforycznie). Tom King, bo chyba sam zdawał sobie sprawę z tego, że jego run jest zdecydowanie za długi. No i wreszcie czytelnik, muszący czytać te bzdety. Przepraszam, inaczej po prostu nazwać tego nie potrafię.

Zdradzę Wam taką naszą tajemnicę z DCManiaka – gdy Egmont wysyła nam komiksy z DC do recenzji, to trafiają one do mnie, a potem do odpowiedzialnych za dany tytuł osób. Mogę więc na spokojnie usiąść i zanim je nadam, po prostu przeczytać, buahahahahaha!!! Tyle tylko, że po co w zasadzie czytam dalej BATMANA Toma Kinga, to już od dłuższego czasu nie wiem, a teraz jeszcze przyszło mi zrecenzować kolejny tom. I niech ktoś mi powie, że ta nasza recenzencka robota to sam cud, miód i jagódki!!!

No i mamy ten cały UPADEK. Niby tom stosunkowo ważny, ale i można go spokojnie olać, bo tak naprawdę stanowi długi wstęp do tego, co będzie jeszcze ważniejsze, a więc MIASTA BANE’A, które pojawi się w kolejnej odsłonie. Oto bowiem dostajemy kolejny raz komiks z, przepraszam za wyrażenie, niezajebywalnym w żaden sposób Batmanem. To, jakim Gacek jest twardym twardzielem, DC pokazuje nam już od dłuższego czasu, lecz King najwyraźniej uznał, że przerobi to na modłę parodii. UPADEK otwiera zeszyt, którym Mroczny Rycerz okłada po mordzie każdego swojego przeciwnika w sposób tak dziecinnie prosty, że w zasadzie nie pozostaje nam czekać na nic innego od tego, iż Bruce poleci lada moment na Apokolips i wklepie Darkseidowi szybciej niż Pudzian Najmanowi, krzycząc przy tym, że to on jest zemstą. Tak dla sportu oczywiście.

Ale hej, to tylko połowa tomu. Druga już nie jest tak kiepska, prawda? PRAWDA? No niestety nie. Następnie na łamach UPADKU płynnie przechodzimy do pewnego rodzaju konfrontacji Bruce’a z Flashpoint-Batmanem, gdzie King naprawdę dwoi się i troi, tylko cały czas mam wrażenie, że gdzieś nad głową stał mu edytor i tłukł go po głowie za każdym razem, gdy wpadał na jakiś niegłupi pomysł. Już drugi rozdział niniejszego tomu zawiera całkiem fajną koncepcję eliminacji dialogów i prowadzenia całej narracji z offu. Tylko co z tego, skoro tych dwadzieścia stron ciągnie się jak flaki z olejem? Natomiast we wspomnianej już części z mocniejszym udziałem Thomasa Wayne’a, zostajemy dla odmiany zasypani dialogami. King umie w dialogi, co pokazał i na łamach MISTER MIRACLE i w ”Vision” z Marvela. Dlaczego więc tutaj miałem wrażenie, że przegiął pałkę? 

Kurde, nie wiem – może takie plansze jak ta poniższa po prostu sprawiały, że wewnętrznie zwyczajnie umierałem. Nie dość, iż kompozycyjnie to po prostu wygląda na fatalnie przekombinowane, to jeszcze dodatkowo połowy z tych rozmów mogłoby nie być i nic, ale to kompletnie nic byśmy nie stracili.

Są tylko dwa plusy tego komiksu. Po pierwsze – można go tanio kupić i szybko sprzedać. Po drugie – przynajmniej rysownicy mogli się tu wykazać. Mogli, ale oczywiście niekoniecznie to oznacza, że zadanie wykonali. Uważam, że Mikel Janin momentami wyraźnie mocno się śpieszył, żeby nie zawalić terminów.

BATMAN w wykonaniu Toma Kinga leci ostro na sinusoidzie. Problem tkwi w tym, że najlepsze tomy jego runu to wciąż beznadziejnie przeciętne komiksy, a UPADEK nawet nie zasługuje na miano przeciętnego. Tak zwyczajnie, po prostu, po ludzku, jest to badziew. Ale i tak kupicie, bo Batman.

Krzysztof Tymczyński

BATMAN TOM 11: UPADEK zawiera materiał opublikowany pierwotnie na łamach BATMAN vol. 3 #70-74 oraz BATMAN SECRET FILES #2

BATMAN TOM 11: UPADEK do kupienia w sklepach Egmontu oraz Atom Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz