Na okładce niniejszego komiksu widnieje dość sporych rozmiarów napis ”Tajna historia mocy prędkości”, zaś jego zawartość to sześć kolejnych zeszytów serii THE FLASH i cholera – bardzo ładnie dałem się tutaj zbaitować, ponieważ sądziłem, że scenarzysta Joshua Williamson rozpisze tym razem jakąś dłuższą historię, która da nam dużo nowych informacji na temat mocy, z których korzysta Flash. Tymczasem dostaliśmy podróż Barry’ego Allena i Iris po całym świecie, porcję tłuczenia się po gębach i raptem jakieś… 10 stron, które wątek tajemnicy mocy prędkości faktycznie ruszają jakkolwiek do przodu. Chociaż może i nawet mniej. Może i byłbym chociaż trochę zdziwiony, gdyby komiks pisał ktoś inny. Williamson jednak przyzwyczaił mnie już na łamach tej serii, że z dużej chmury z reguły leci niewielki deszczyk.
Jak już wspomniałem, w poszukiwaniu tajemnic mocy prędkości udajemy się wraz z Barrym i Iris w najróżniejsze zakątki globu (i przy okazji dowiadujemy się o istnieniu kolejnego, fikcyjnego państewka na Bałkanach, oni tam w świecie DC naprawdę muszą mieć tłok). Poznają oni kolejne osoby, które w niedawnym czasie zyskały nowe, nadludzkie umiejętności i są połączeni z jedną z sił, które istniały obok mocy prędkości. Jednakże tej najważniejszej wiadomości wciąż nie są w stanie odkryć, a ich tropem podążają niejakie Bliźniaki, które potrafią żywić się mocą. Zaś ta od Flasha wydaje się być wyjątkowo smakowita.
Wyjaśnię tutaj jedną rzecz już na samym początku – nie lubię Flasha. Żadnego z nich. No dobra, może trochę Jay Garrick odbiega od tej reguły, ale każda ma jakiś wyjątek, prawda? Serię THE FLASH czytam raczej tylko dlatego, bo jest ponoć ważna dla uniwersum i wolę mieć odpowiednią ”podbudowę” w momencie, gdy sięgam po jakieś Metale czy inne Kryzysy, niż błądzić we mgle i podpytywać innych fanów DC, o co w zasadzie chodzi tu i tam. I run Joshuy Williamsona nijak tego nie zmienia. Są komiksy z Flashem które lubię, pomimo ogólnej niechęci do bohatera (np. run Waida), natomiast Odrodzeniową serię najczęściej czytam na zasadzie ”zapominam co było w komiksie tuż po odłożeniu go na półkę”. Twórca serii THE FLASH wygrywa na tym polu z BATMANEM Toma Kinga, którego run szczerze hejtuję, ale czy to powody do dumy?
THE FLASH z Odrodzenia to nie jest jakiś straszliwie zły komiks, on jest po prostu skrajnie nijaki i rozwleczony. To, co w WYPRAWIE PO MOC rozciągnięto na sześć zeszytów, tak na dobrą sprawę zmieściłoby się w dwóch, może trzech i wtedy może uniknęlibyśmy patrzenia na starcie Allena z kolejnymi przeciwnikami, o których istnieniu lada chwila prawdopodobnie zapomną nawet w siedzibie DC Comics. Nawet pisząc ten tekst, musiałem zajrzeć do komiksu raz jeszcze, by sprawdzić jak w zasadzie na siebie mówił ten duet, bo tak mocno zapadł mi w pamięci. Ogólnie w WYPRAWIE PO MOC dzieje się dużo, nie mam zamiaru udawać, iż tego nie widzę. Tyle tylko, że koniec końców komiks nie sprawia wrażenia tego, by jakaś bardziej znaczna część tego, co właśnie przeczytaliśmy, miało jakiekolwiek znaczenie. Doceniam na pewno dorzucenie Royal Flush Gang w jednym z zeszytów, bo mam do nich jakiś sentyment.
Za rysunki w komiksie odpowiada aż trzech rysowników: Rafa Sandoval, Christian Duce oraz Minkyu Jung i przejścia między nimi są stosunkowo płynne oraz nie rzutują na odbiór całości. Z reguły jednak oznacza to zarazem, że nie mają oni jakiegoś mocno charakterystycznego stylu. Strasznie lubię te komiksy, które już na pierwszy rzut oka krzyczą do mnie, kto go narysował. Ale to może tylko ja mam takie zboczenia.
Kolejny tom serii THE FLASH wyląduje bodaj w grudniu. Na okładce widać Trickstera, którego akurat lubię jako postać, więc może będzie nieco lepiej. WYPRAWA PO MOC to taki kolejny, trochę nijaki tom runu Williamsona.
Krzysztof Tymczyński
THE FLASH TOM 10: WYPRAWA PO MOC zawiera materiał z komiksów THE FLASH vol. 5 #58-63.
THE FLASH TOM 10: WYPRAWA PO MOC do kupienia w sklepach Egmontu i ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz