niedziela, 8 listopada 2020

BATMAN TOM 1: ICH MROCZNE PLANY

Bez Alfreda czuwającego w jaskini, bez Robina u swojego boku, bez Gordona czekającego przy bat-sygnale, ale z pomysłem na nowe, lepsze Gotham.

Po pokonaniu Bane'a i Thomasa Wayne'a, Batman musi posprzątać powstały w mieście bałagan, nad którym to miastem już nigdy więcej nie chce utracić kontroli, i którego nie chce oddać we władanie jakiegoś złoczyńcy. Ma ambitny plan odbudowy Gotham City, ale jak się okazuje, nie jest w tej kwestii odosobniony, gdyż ktoś jeszcze ma poważne zamiary odnośnie miasta i jego mieszkańców. Powrót Deathstroke'a, któremu towarzyszą inni mniej znani złoczyńcy inicjuje nowe problemy i oznacza początek wycieńczającej rozgrywki, w której wszyscy wydają się być pionkami tajemniczego Designera. Kim jest ów złoczyńca i jaki mroczny sekret sprzed lat łączy go z Jokerem, Riddlerem, Pingwinem oraz Catwoman? W jaki sposób współpraca wymienionych złoczyńców wpłynie na przyszłość Gotham? Desygnowany na stanowisko nowego scenarzysty serii James Tynion IV, tworzy horrorowy akcyjniak, w którym tytułowy bohater przekuwa strach w swoją kluczową broń, siejąc grozę oraz przerażenie w sercach swoich przeciwników. Czas na nową erę, zupełnie nowy rozdział w życiu Batmana, a zarazem może nie idealny, ale całkiem dobry punkt startowy dla nowych czytelników. 

No i wracamy do normalności. Po kilkuletnim, rozczarowującym, męczącym i wykańczającym psychicznie runie Toma Kinga, nadszedł czas na zmianę warty. I to szybciej, niż planowano, co odebrałem z nieskrywaną radością. Oczywiście bardzo cenię pracę Kinga wykonaną przy różnych innych tytułach pisanych dla DC, ale akurat jego BATMAN (pomijając kilka genialnych, pojedynczych numerów) okazał się jednym wielkim nieporozumieniem. Dla Jamesa Tyniona IV uniwersum Człowieka Nietoperza to nie pierwszyzna, jest z nim wyjątkowo dobrze obeznany. Do tej chwili był współtwórcą i pomocnikiem przy wielu okołogackowych projektach autorstwa Scotta Snydera, miał również okazję pisać coś samodzielnie, jak np. wysoko oceniany run w ramach serii DETECTIVE COMICS. Tynion w DC pokazał się jako solidny wyrobnik (z małymi wyjątkami jak wspomniana przed chwilą seria z Rebirth, czy też inna drużynówka - JLD), który raczej nie zaserwuje nam totalnej szmiry, ale też nie należy po nim oczekiwać czegoś spektakularnego, powalającego, rewolucyjnego w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Rola tymczasowego scenarzysty BATMANA, wypełniającego lukę pomiędzy runem Kinga oraz przyjściem nowego twórcy, wydawała mi się zatem dla Tyniona wręcz idealna. Szybko jednak okazało się, że chwilowy angaż przerodził się w coś więcej, i że James dostał zielone światło do pisania kolejnych story arców.

Po usunięciu ze sceny Alfreda, Bruce wydaje się pozbawiony wszelkich hamulców, co przekłada się wyraźnie na nowy sposób jego operowania w mieście. Jest nowy plan i nowi współpracownicy, którzy pomogą mu go zrealizować. Ważne role odgrywają Lucius Fox oraz Selina Kyle, którzy tworzą coś na kształt nowego dynamicznego tercetu, i trzeba uczciwie przyznać, że taki układ sprawdza się dosyć dobrze. Tynion chętnie sięga po znanych złoczyńców z galerii łotrów Batmana, do których dokooptowuje kilka mniej znanych czarnych charakterów, a wszystko dopełnia zupełnie nowymi, wymyślonymi na potrzeby tej konkretnej historii złoczyńcami. Mowa o cudacznym pod względem wyglądu, jednorazowym przestępcy - Designerze, a także Punchline - nowej pomocnicy Jokera, na której punkcie ludzie dostali fioła, a która w moim odczuciu wypada bardzo przeciętnie. Mamy już jedną Harley i to zdecydowanie wystarczy. Jakby się Tynion nie starał, to Punchline zawsze będzie do niej porównywana, przeze mnie na pewno, stanowiąc tymczasowe urozmaicenie otoczenia Jokera, która nie ma w sobie tego czegoś, aby przetrwać w komiksowym świecie zbyt długo. Pamiętacie jeszcze Joker's Daughter? No właśnie...

Postaci przewija się całkiem sporo, przez co akcja dzieje się jednocześnie na kilku frontach. Każdy chce coś ugrać, każdy ma jakiś sekret, każdy realizuje swój własny plan. Momentami jest aż nazbyt gęsto, kolejni gracze wydają się wręcz wrzuceni na siłę, tworząc sztuczny tłok, wykorzystywani do niepotrzebnego rozciągania opowieści w stronę wątków pobocznych (patrz np. Harley czy Deathstroke) i inicjowania kolejnych naparzanek z Mrocznym Rycerzem. Bum, trach, krew oraz wyjątkowe zamiłowanie do ostrych narzędzi. Wygląda to oczywiście bardzo fajnie, ale traci na tym niestety główny wątek dotyczący Designera. Wątek, którego finał, w tym twist związany z tożsamością tajemniczego złoczyńcy, bardzo szybko wydaje się wręcz oczywisty. Zwłaszcza jeśli wiadomo z zapowiedzi, w którą stronę podąża seria w kolejnym dużym story arcu. Rzeczy zaskakujących i zmuszających do większego myślenia dostaliśmy jak na lekarstwo, a zamiast tego pojawiło się dużo mordobicia oraz nowych bat-gadżetów, co niestety jest już znakiem naszych czasów. Każdy nowy twórca dodaje w tej kwestii od siebie coś oryginalnego, wypasionego, ale niestety co raz bardziej oddala się jednocześnie od tak lubianego przeze mnie wizerunku Batmana-detektywa. Należysz drogi czytelniku do grona osób stawiających na akcję, dużej dawki pojedynków i wszechobecnego efekciarstwa? W takim razie ICH MROCZNE PLANY spełni Twoje oczekiwania.

Reklamując nowy batmanowy run, obok scenarzysty najczęściej wymieniano nazwisko Tony'ego Daniela. Okazało się jednak, że ten niezwykle doświadczony w kreowaniu przygód Mrocznego Rycerza (czy to pod kątem wizualnym, czy odpowiadając za tworzenie fabuły) twórca, zilustrował jedynie pierwszy rozdział, co akurat jakoś szczególnie mnie nie zasmuciło. W pozostałych pierwsze skrzypce grał Guillem March, wspomagany przez kilku innych gościnnych artystów, w tym popularnego i lubianego przez dużą rzeszę fanów Jorge Jimeneza. Osobiście cieszę się, że tak dużo miejsca przypadło w udziale Marchowi, którego styl dobrze pasuje mi do mrocznych klimatów, jakie spotykamy w Gotham City. Potrafi też nadać całości bardziej horrorowy klimat, na którym mocno zależało Tynionowi. Te nierzadko przerysowane postacie mają swój specyficzny urok, a najbardziej podoba mi się sposób, w jaki March rysuje Jokera oraz Catwoman. Na przeciwnym biegunie ustawię natomiast nową kreację Riddlera, którego wygląd ewoluował w kierunku, jakiego nie oczekiwałem i jakiego nie chcę więcej oglądać. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób najzwyczajniej nie trawi Marcha, ale cóż, ja należę do tej drugiej grupy. Nawet, jeśli nie wszystko i wszyscy są u niego przedstawieni w sposób, jaki preferuję. Warstwa graficzna mogłaby być wprawdzie bardziej jednolita, ale to chyba jedyny mankament, bo tak poza tym nie było w niej dla mnie słabych punktów. Dobre rysunki od wielu lat towarzyszą już kolejnym runom w ramach BATMANA (Tynion, King, Snyder, Morrison...) i niezwykle cieszy mnie, że o ile fabuła bywa raz lepsza, raz gorsza, o tyle DC zawsze dba o to, aby ich flagowy tytuł zdobiony był ilustracjami stojącymi na wysokim poziomie.

Do omawianego zbioru dokooptowano specjalny one-shot, będący antologią podzieloną na pięć rozdziałów. Każdy z nich tworzony przez inny duet twórców, każdy skupiający się na jednym z pięciu zabójców do wynajęcia, jacy przewinęli się przez pierwsze rozdziały głównej historii. Są wśród nich miernej jakości zapychacze, jak ten z udziałem Mistera Teeth, ale jest też perełka w postaci historii z udziałem Gunsmitha od pary Dan Watters/ś.p. JP Leon, która zdecydowanie wyróżnia się jakością scenariusza i warstwy graficznej na tle pozostałych opowiastek. 

Egmont jak zwykle stanął na wysokości zadania i przygotował polskie wydanie jakościowo lepsze, niż oryginał. Ponad 250 stron lektury zapakowanej w miękką okładkę ze skrzydełkami i w niewygórowanej (uwzględniając różne dostępne w sieci rabaty) cenie. Zniknął już layout charakterystyczny dla Odrodzenia, a na skrzydełkach okładki oraz grzbiecie króluje kolor czerwony (patrz zdjęcie poniżej). W ramach dodatków standardowo znajdziemy okładki alternatywne, w tym wypadku zdominowane przez grafiki autorstwa Francesco Mattiny. Błędów w tłumaczeniu oraz literówek nie wyłapałem, ale można było za to zaktualizować notatkę o autorach, bo np. zdanie "Obecnie tworzy historie dla dwutygodnika DETECTIVE COMICS" w odniesieniu do Jamesa Tyniona brzmi trochę dziwacznie. 

Tak się trafiło, że czytałem tą historię już trzykrotnie. Raz w formie zeszytowej, później w formie wydania zbiorczego, a niedawno również zbiorczo po polsku. Mimo sporego odstępu czasu pomiędzy kolejnymi "spotkaniami" z ICH MROCZNYMI PLANAMI, moje zdanie na temat inauguracyjnego story arcu autorstwa Jamesa Tyniona IV kompletnie nie uległo zmianie. Ten komiks jest do bólu przeciętny, w wielu miejscach nijaki, zbyt przeciągnięty, przegadany (ach te wewnętrzne monologi Batmana, które niewiele wnoszą) i serwujący czytelnikowi mało wartościowej treści. Po prostu niezwykle długi - napakowany widowiskowymi i efektownymi scenami pojedynków, czy pościgów  - wstęp do widocznej już za rogiem tej głównej/właściwej historii, czyli WOJNY JOKERA. Komiks o wszystkim i o niczym, o którym szybko się zapomina, a to chyba nie świadczy o scenarzyście zbyt dobrze. Szkoda, liczyłem na coś lepszego. Cały czas jednak czekam, aż James Tynion IV zaskoczy mnie pozytywnie swoim BATMANEM, bo nie ulega wątpliwości, że w odpowiednich warunkach jest do tego zdolny.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #85 - 94 oraz BATMAN: SECRET FILES #3.

Omawiany komiks znajdziecie na Egmont.pl oraz w ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz