Powiem szczerze, że niełatwo mi pisać recenzje kolejnych tomów JUSTICE LEAGUE. Seria od zakończenia METAL jest pisana przez tych samych autorów, zachowuje więc (co zrozumiałe) ten sam styl i (co już nie takie pewne) podobnie wysoką jakość (chociaż tylko pierwszy tom prawdziwie pozamiatał - dałem 6/6). Jeśli więc czytałeś poprzednie tomy, możesz posta nie rozwijać i - o ile wcześniejsze odsłony Ci się podobały - po prostu kupić następny tomik. Jeśli jednak kogoś interesuje dłuższa wypowiedź, oczywiście zapraszam.
W poprzednim tomie Liga poniosła sromotną porażkę i mimo pomocy Starmana nie udało jej się naprawić Ściany Źródła, a tym samym Legion Zagłady był w stanie osiągnąć jeden ze swoich celów i "przejąć" Perpetuę - kreatorkę Multiwersum, która ma co do niego niezbyt sympatyczne zamiary. Żeby mieć jakieś szansę na jej pokonanie, bohaterowie muszą udać się do Szóstego Wymiaru - miejsca, o którym niewielu wie i które generalnie jest niedostępne dla śmiertelników. Kiedy w końcu tam docierają, odkrywają, że przyszłość wygląda wspaniale, a im samym udało się ostatecznie wygrać z Zagładą, o czym informują ich zresztą oni sami, a raczej ich starsze wersje. Czy jednak wszystko może wyglądać tak idealnie?
Tak naprawdę, w czwartym tomie zawarto dwie historię - dłuższą, SZÓSTY WYMIAR, zajawkowaną powyżej oraz krótszą, APEX PREDATOR, będącą kolejną odsłoną relacji tudzież rywalizacji Martian Manhuntera z Lexem Luthorem. Pierwszą z nich napisał w zdecydowanej większości Scott Snyder (poza jednym zeszytem) z pomocą Jorge Jiméneza, drugą (plus w/w zeszyt) James Tynion IV. Jednakże, na okładce nie widnieje nazwisko tego ostatniego - jest to dla mnie o tyle dziwne, że na wszystkich poprzednich został wymieniony, mimo że chyba za każdym razem pisał mniej zeszytów niż kolega. Kompletnie nie rozumiem takiego postępowania, bo nawet jeżeli Tynion nie cieszy się taką estymą jak Snyder, to po pierwsze nikomu to w poprzednich tomach nie przeszkadzało, a po drugie jest po prostu niemiłe i niesprawiedliwe. Jedyna moja pociecha w tym jest taka, że dokładnie tak samo było w oryginalnym wydaniu, a jak przypuszczam Egmont nawet nie może tego zmienić. Zresztą, wybór akurat tej grafiki na "twarz" SZÓSTEGO WYMIARU też mi się nie podoba i moim zdaniem ta nadawałaby się dużo lepiej.
Wróćmy jeszcze na chwilę do scenariusza. Z jednej strony, tom ten czyta się naprawdę dobrze - jest dużo wartkiej akcji, sporo humoru i kilka bardziej spokojnych, acz wciąż ciekawych momentów, przy których można odpocząć od całej tej bieganiny. Ciekawe są także nowo zaprezentowane postacie, zwłaszcza pewien mały, zielony ludzik. Osobiście bardzo podobały mi się również sceny z udziałem Mery, mimo że w tym tomie jest to postać wyłącznie poboczna. Z drugiej strony, w pisanych przez Snydera zeszytach bardzo brakuje mi jakichś większych zaskoczeń - scenarzysta parę razy próbuje nas wyprowadzić na manowce, ale ostatecznie jego "oszustwa" są albo bardzo łatwe do przejrzenia, albo wręcz oczywiste. Cierpi na tym również kreacja Ligi, którą można tu odebrać jako dziecinnie wręcz naiwną. Nie będzie chyba żadnym spoilerem, jeśli powiem, że świat idealny wcale nie jest taki idealny, jednak żaden z bohaterów (łącznie z Batmanem!) nawet na moment nie kwestionuje tego, co ma przed oczami. (Moim zdecydowanie najmniej ulubionym herosem jest tutaj Flash, które nie wiadomo kiedy stał się strasznie irytujący.) W kwestii nieprzewidywalności znacznie lepiej wypada Tynion, a ostatnia scena tomu dla wielu może być prawdziwym szokiem.
Oczywiście, wspomniany dwa akapity temu Jorge Jiménez nie tylko pomagał Snyderowi przy scenariuszu SZÓSTEGO WYMIARU (aczkolwiek, czy tak było naprawdę, to mam wątpliwości), ale przede wszystkim zilustrował prawie całą historię (za wyjątkiem jednego zeszytu, nad którym pracował Francis Manapul). Jego mocno kreskówkowy, ale nie przesadny styl zdecydowanie przypadł mi do gustu i uważam, że DC powinno znacznie częściej go zatrudniać. APEX PREDATORA narysowali z kolei - również nieuwzględnieni na okładce, co także jest oburzające - Javi Fernandez i Bruno Redondo. Nie są oni źli, wręcz przeciwnie, ale jednak pierwszą historię oglądało mi się dużo lepiej, przy czym najsłabiej w ich wykonaniu wypada mocno wychudzony J'onn.
Na końcu recenzji podtrzymuję to, co pisałem na wstępie. Mimo kilku wad czwarty tom LIGI SPRAWIEDLIWOŚCI to wciąż przyjemna, ciekawa lektura, która zarówno spodoba się miłośnikom serii, jak i nie spodoba się jej przeciwnikom. W związku z tym oceny liczbowej nie wystawiam, bo każdy już najlepiej wie, czy ten run trafia w jego gusta, czy wręcz przeciwnie.
P.S. No dobra, jeśli komuś bardzo zależy: 4+/6.
Opisywany zbiór zawiera materiały pierwotnie opublikowane w zeszytach JUSTICE LEAGUE vol.4 #19-28.
Ten i inne komiksy z linii UNIWERSUM DC możecie kupić w sklepie wydawcy lub na ATOM Comics.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz