SAGA O POTWORZE Z BAGIEN Alana Moore'a to komiks wręcz kultowy. Stworzona przez niedawno zmarłych Lena Weina i Berniego Wrightsona postać rozkwitła (hehehe) właśnie wtedy, kiedy za kreację jej przygód i mitologii zaczął opowiadać autor STRAŻNIKÓW, a chociaż i wcześniej udało jej się zgromadzić oddane grono fanów, to właśnie on odpowiada za jej największe sukcesy. Za najlepszą rekomendację może posłużyć fakt, że chociaż początek jego runu został już wydany w Polsce w latach 2007 i 2009, wieść o wznowieniu wywołała w polskim fandomie komiksowym niemalże euforię. Czy SAGA istotnie jest aż tak dobra? Sprawdźmy.
Zanim jednak przejdziemy do zawartości komiksu, zerknijmy na samo wydanie. Nowy tom pierwszy mieści w sobie dwa początkowe tomy wydania oryginalnego, jest więc to całkiem sporej grubości książka - na szczęście nie na tyle, by nie dało jej się swobodnie czytać. Do jakości okładki i papieru, jak już raczej nas (przynajmniej mnie) Egmont przyzwyczaił, nie sposób mieć zastrzeżeń. Poza samym komiksem, znajdziemy tu także aż cztery "wstępy", z których dwa najciekawsze napisali Len Wein i Neil Gaiman (wszystkie bardzo chwalą pozycję, do której się odnoszą, co od razu nastawia czytelnika, że ma do czynienia z arcydziełem - osobiście mam do takich zabiegów pewne zastrzeżenia, gdyż nieco może upośledzić odbiór całości i wolałbym, by zostały one zamieszczone raczej jako posłowie) oraz notki biograficzne autorów, a także parę plakatów - alternatywnych okładek oczywiście brak, jako że w latach 80. nikt jeszcze na taki pomysł nie wpadł. Na końcu tego akapitu warto powiedzieć także parę słów o tłumaczeniu. Zasadniczo, jest ono całkiem ok, a na plus na pewno należy policzyć to, że nikt nie próbował przekładać na nasz język pseudonimów czy nazwisk (oprócz samego Potwora, ale to akurat wydaje się naturalne). Bardzo razi w oczy jednak fakt, że imię głównego jest raz pisane jako Alec, a raz jako Alek, łącznie z sytuacją, gdy ta niekonsekwencja ma miejsce w jednym dymku dialogowym.
Przechodząc już do mięska (chociaż słowo to w kontekście Swamp Thinga wydaje się nie na miejscu), tom pierwszy składa się z szesnastu zeszytów, z czego dwanaście tworzy trzy większe story arci, a pozostałe cztery to samodzielne historie. Zaczyna się od numeru 20 (nieuwzględnionego w wydaniu oryginalnym) i jest to zdecydowania najsłabsza część zbioru. Komiks ten to epilog do wcześniejszych przygód Swamp Thinga pisanych przez Martina Pasko, a czytelnik zostaje od razu wrzucony w środek akcji i jest zasypany postaciami i odniesieniami, których nie ma prawa rozumieć - mam tutaj żal do Egmontu, że nie pokusił się o napisanie chociaż krótkiego wstępu wyjaśniającego chociażby, kto to jest Anton Arcane i dlaczego starł się z Potworem z Bagien, czy też kim są inne pojawiające się w komiksie osoby. Na szczęście w kolejnych zeszytach podobne uczucie już nam nie towarzyszy i nic dziwnego, praca Alana Moore'a stanowiła bowiem pewnego rodzaju restart przygód i, przede wszystkim, mitologii postaci, tak więc nadaje się nawet dla kompletnych nowicjuszy.
SAGA O POTWORZE Z BAGIEN zawsze była przedstawiana jako horror i jest to stwierdzenie, z którym mogę się w całej rozciągłości zgodzić. We wszystkich trzech historiach Potwór z Bagien mierzy się z przeciwnikami wyjętymi (czasem nawet dosłownie) wprost z koszmarów czy czeluści piekieł. Nie ma tu co prawda żadnych scen gore, ale obecne w komiksie motywy z całą pewnością do lekkich nie należą - Moore nie bał się poruszać tematów takich jak choroby psychiczne, alkoholizm, przemoc domowa czy nawet gwałt; osoby wrażliwe nie powinny więc się do tego komiksu zbliżać, dla fanów horroru i ciężkiego klimatu powinien on być jednak jak znalazł. Nie mniejsze znaczenie ma tu także psychologia postaci, a Moore'owi udało się wykreować naprawdę ciekawe charaktery - brak jest tu typowych herosów, a bohaterowie, łącznie ze Swamp Thingiem, częściej są przerażeni czy zdezorientowani niż zmotywowani i heroiczni, co nie tylko pozwala łatwo się z nimi utożsamiać, ale i tworzy udaną iluzję realności tego tak przecież przedziwnego świata. Mimo że komiks tak odbiega od typowego superhero, scenarzysta jednocześnie zadbał, byśmy czuli, że jest to część większego uniwersum - spotkamy w nim takie postacie jak Demon Etrigan, Deadman czy Phantom Stranger, pojawia się tu także Liga Sprawiedliwych, chociaż ci ostatni w (na szczęście) marginalnej roli (za to zeszyt z Deadmaname i Strangerem to moja zdecydowania ulubiona część wydania).
Po tak ciężkich gatunkowo historiach przyda się coś na ukojenie zszarganych nerwów i taką rolę pełnią obecne na końcu zbiory one-shoty - nie są to może wesołe historyjki, ale ich klimat jest jednak nieco lżejszy niż głównej zawartości tomu. Mamy więc tu spotkanie Swamp Thinga z inteligentnymi zwierzakami z innej planety, które szukają dla siebie nowego domu oraz sekwencję snu ukochanej Swampiego utrzymaną w atmosferze klasycznych opowieści grozy (przy czym część tego numeru jest autorstwa Weina i Wrightsona). Na końcu zbioru znalazł się z kolei słynny numer 34. Nie chcę spoilerować, co się w nim dzieje, dla mnie osobiście był on jednak nieco zbyt dziwaczny i chętnie dowiedziałbym się, co na jego temat sądzą inni czytelnicy. Wracając jeszcze na chwilę do scenarzysty należałoby wspomnieć, że jako iż Moore zaczynał jako pisarz, tekstu w komiksie jest stosunkowo dużo, ale inaczej być nie mogło - zaproponowanych przez Alana tematów czy rozważań samymi rysunkami zobrazować by się nie dało, styl scenarzysty jest jednak dość ciekawy i pochłania się go z zainteresowaniem.
Warto wreszcie powiedzieć coś o warstwie graficznej, za którą w większości tomu odpowiadają Stephen Bisette (ołówek), John Totleben (tusz) i Tatjana Wood (kolory). W tym zakresie oczywiście trzeba pamiętać, że SAGA powstałą w latach 80., kiedy zarówno styl rysowania był zupełnie różny od obecnego, a i technologia nie była taka zaawansowana, jak dzisiaj. Nawet mimo to, artystom należą się słowa uznania. Rysunki są schludne i wyraźne, a wszelkie dziwactwa i straszydła są przedstawione w odpowiednio dziwaczny i straszny sposób, przy czym świetną robotę wykonano tutaj na każdym etapie tworzenia komiksu, od ołówka do koloru (warto to powiedzieć, gdyż mam wrażenie, że koloryści są zwykle w takich pochwałach pomijani). Na plus należy policzyć także fakt, że z rzadka pojawiający się gościnni artyści postarali się, by ich prace nie odbiegały zbytnio klimatem od grafik regularnych twórców.
Pora więc na wydanie ostatecznej opinii i ta, jak można się domyślić, będzie pozytywna: SAGA O POTWORZE Z BAGIEN zdecydowanie mi się podobała (daję 5/6, jeśli ktoś woli ocenę liczbową), chociaż nie powiedziałbym, że nie mogłem się oderwać od lektury. Jako fanowi DC z rzadka zdarza mi się czytać horrory, zwłaszcza że w obecnych czasach ODRODZENIA czy też UNIWERSUM serie w takim klimacie po prostu się nie ukazują (chociaż one-shoty i miniserie jak najbardziej, tych jednak po prostu nie mam czasu czytać) - dobrze więc, że niegdyś ukazywały się świetne historie tego typu, które godnie się zestarzały i do których można wrócić. Nie mogę jednak ukrywać, że w kwestii Swamp Thinga jego przygody wydawane pod szyldem New 52 podobały mi się bardziej - na szczęście Snyder i Soule garściami czerpali z Moore'a, nie ma więc żadnych przeciwwskazań, by czytać wszystkich tych autorów, tym bardziej, że tylko ostatni (a w zasadzie pierwszy) wydany został po polsku. Dlatego też gorącą zachęcam do sięgnięcia po SAGĘ O POTWORZE Z BAGIEN wszystkich fanów horrorów czy też po prostu dobrych komiksów.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Te i inne komiksy wydawnictwa DC Comics możecie kupić w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz