Kolejny rok przyniósł nam kolejny tom wydawanej przez Egmont CATWOMAN wg Eda Brubakera. Dwa lata temu na sklepowe półki trafiło NA TROPIE CATWOMAN, zbierające pierwsze zeszyty pisane przez tego scenarzystę, a także komiks wcześniejszy, który można traktować jako właściwe wprowadzenie do jego runu – mowa oczywiście o Wielkim Skoku Seliny autorstwa nieodżałowanego Darwyna Cooke’a. W 2017 mieliśmy za to okazję przeczytać NIE MA LEKKO – kontynuację, która pod kilkoma względami nawet przewyższała bardzo mocną część pierwszą. POD PRESJĄ stanowi zatem zamknięcie tej trylogii.
Z dzisiejszej perspektywy, decyzji o wydaniu CATWOMAN na polskim rynku należy jak najbardziej przyklasnąć. Tytuł, który nie był przecież pozycją o jaką fani upominaliby się latami, spotkał się u nas ostatecznie z ciepłym przyjęciem – sam także bardzo go zachwalałem w swoich poprzednich recenzjach.
Trzeci tom bynajmniej nie zaciera dobrego wrażenia, jakie do tej pory zostawiała po sobie seria, ale nie da się ukryć, że nie jest aż tak dobry jak dwa wcześniejsze albumy. Złożyło się na to kilka czynników. Na szczęście w dużej mierze są to bardziej techniczne aspekty, o które ciężko winić Brubakera. On również kilka razy zabłądził, ale nie na tyle, żeby to w nim upatrywać osobę odpowiedzialną za ten drobny spadek poziomu serii.
W POD PRESJĄ autor ponownie udowadnia, że w tego typu historiach czuje się jak ryba w wodzie. W pisaniu sprawnych kryminałów po prostu nie ma sobie równych. To nadal bardzo zgrabny komiks, będący mariażem noiru z superbohaterszczyzną. Fabuła utrzymuje właściwe tempo, a Brubaker z godną podziwu konsekwencją przedstawia przed nami kolejne etapy drogi Seliny Kyle ku odkupieniu. Postać, która zaczynała ten run jako zagubiona, osamotniona złodziejka, dojrzała w końcu do roli bohaterki. Jej rozwój na łamach serii przebiegał wręcz wzorowo – poznaliśmy motywacje oraz charakter Kobiety Kot i mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby się z nią zaprzyjaźnić. Protagonistka aż do wielkiego finału pozostawała mocnym punktem CATWOMAN.
Szwankować zaczęły jednak relacje między poszczególnymi bohaterami, a co za tym idzie także cała warstwa obyczajowa, będąca do tej pory ogromnym atutem tytułu. Czymś, co wyróżniało go na tle innych komiksów z polskiej oferty DC. To, z jakim wyczuciem Brubaker opisywał wewnętrzne dylematy Seliny, Slama czy też Holly i jakim rozumieniem ich darzył, mogło naprawdę imponować. Był w tym pierwiastek ludzki, którego czasem brakuje w wielu okołosuperbohaterskich fabułach. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że NA TROPIE CATWOMAN oraz NIE MA LEKKO można stawiać pod tym względem za wzór.
Tu po raz pierwszy poczułem, że postacie traktowane są przez scenarzystę nieco instrumentalnie – jakby naginał ich dotychczasowe charaktery do konkretnych celów. Przez to wszystkie dramaty i konflikty, które były następstwem tego działania, wypadały finalnie niezbyt wiarygodnie i jawiły się jako błahe, chwilowe i niepotrzebne. Co więcej, przyziemne wątki, pozbawione już tej subtelności i gracji, zaczęły gryźć się z drugim filarem CATWOMAN, czyli elementami superbohaterskimi. Przykładowo, wprowadzony w tym tomie złoczyńca imieniem Zeiss nie tylko drażni swoim przerysowaniem i brakiem oryginalności, ale także sprawia wrażenie wyjętego ze znacznie gorszej historii.
Wątpliwości budzi też rozwinięcie kwestii starożytnego kultu, który poznaliśmy w NIE MA LEKKO. To, co było tam owiane tajemnicą, tutaj doczekało się raczej rozczarowującego wyjaśnienia. Porwanie głównej bohaterki, przebranie jej w skąpe, orientalne szaty i motyw rytualnego ślubu to coś, o co podejrzewałbym autorów tanich harlekinów, a nie tak zdolnego scenarzystę jak Ed Brubaker.
Kolejnym problemem związanym z fabularną częścią POD PRESJĄ jest to, że w późniejszej fazie tomu CATWOMAN zostaje wplątana w crossover o wojnie gangów. Początkowo wcale nie przeszkadza to w lekturze, a samo zawiązanie tej historii prezentuje się całkiem sensownie. Ma to ręce i nogi. Jesteśmy co prawda rzuceni w środek wydarzeń, ale śledzimy je z podobnego punktu widzenia, co Selina. Ona, tak jak i my, potrzebuje, żeby ktoś wytłumaczył jej co się dzieje. Niestety później wszystko się sypie. Gdy tylko crossover nabiera rumieńców i robi się gorąco, nagle… komiks się urywa. Fabuła zwyczajnie przenosi się na karty innej serii, z którą nie mamy już okazji zapoznać się w tym wydaniu. Dostajemy w zamian posłowie, które przynosi nam cenne odpowiedzi i dopowiada zakończenie wojny gangów, ale jak łatwo się domyślić, nie jest to zbyt satysfakcjonujące. Oczywiście lepsze to niż nic, ale nadal przypomina to sytuację, w której wyłącza się film po pierwszej połowie, a o drugiej czyta na Wikipedii.
Wszystkie te scenariuszowe niedociągnięcia naturalnie rzucają się w oczy, ale nie rażą tak bardzo jak wyjątkowo rozczarowująca oprawa graficzna. Schedę po znakomitym Darwynie Cooke’u i równie dobrym Cameronie Stewarcie przejął wyrobnik, Paul Gulacy. Efektem tego są przeciętne ilustracje, które stoją parę klas niżej niż prace poprzedników. Nowy rysownik ma czasem kłopoty z perspektywą, bohaterowie wyglądają miejscami pokracznie, a ich rysy twarzy zmieniają się w zależności od kadru. Jakby tego było mało, niektórych bezpowrotnie pozbawił charakterystycznych cech. Piszę tu zwłaszcza o Slamie Bradleyu. Rysowany zupełnie inaczej niż w dwóch pierwszych tomach, wraz ze swoją unikatową twarzą stracił trochę osobowości. Wcześniej już sam wygląd zdradzał wiele o tej postaci. Tutaj przedstawiany jest w tak banalny, nijaki sposób, że aż ciężko go poznać.
W recenzji wymieniam głównie same wady, bo to właśnie one stanowiły dla mnie spore zaskoczenie. Brubaker do tej pory raczej nie popełniał błędów, a CATWOMAN ciężko było coś zarzucić. W ogólnym rozrachunku nadal jest to jednak cykl, który więcej ma plusów niż minusów. To, że na ostatniej prostej kilka razy się potyka, nie oznacza przecież, że nie zasługuje na uwagę.
4/6
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz