Nie ma chwili wytchnienia dla
Supermana i jego najbliższych. Wydawałoby się, że po rewelacjach na temat
drugiego Clarka Kenta i stworzeniu jednej, pełnej i definitywnej wersji
Człowieka ze Stali w ramach Odrodzenia, wszystko wraca do normy, zaś główny
bohater będzie mógł wspólnie z Lois oraz Jonathanem udać się na zasłużone
wakacje. Wprawdzie wyjadą na rodzinny urlop, ale dopiero w kolejnym tomie.
Wcześniej bowiem cała trójka będzie musiała zmierzyć się z jeszcze jednym
problemem, który dotyczy zamieszkiwanego przez nich Hamilton County. Od
początku Rebirth twórcy serii wyraźnie sygnalizowali czytelnikowi, że wokół
rodziny Cobbów roztoczona jest otoczka podejrzliwości i niepewności, związana
jest z nimi pewna mroczna tajemnica. Nadszedł czas, aby ujrzała ona światło
dzienne.
Czwarty tom spina jedną klamrą
pewne elementy z wcześniejszych odsłon tego runu, jakie scenarzyści SUPERMANA dozowali
czytelnikowi raz w mniejszej, a raz w większej dawce. Każdy domyślał się, że z
panem Cobbem i jego wnuczką Kathy trzymającym się zbyt blisko Clarka i jego
rodziny, coś jest nie tak, i że prędzej czy później kwestia ta zostanie
przeniesiona na pierwszy plan oraz szczegółowo wyjaśniona. Jak się okazuje, cała
sprawa kręci się wokół grupy kosmicznych uchodźców, złoczyńcy o pseudonimie
Manchester Black oraz Superboya, wobec którego Black ma ściśle określone plany.
Ten ostatni zalicza swój debiut w ramach Odrodzenia i jest to powrót do korzeni
postaci, jaka po raz pierwszy zawitała do świata DC w roku 2001. Zarówno pod
względem wyglądu, zachowania oraz mocy (telekineza, telepatia), jakimi
złoczyńca ten dysponuje. Manchester
Black pojawił się stosunkowo niedawno na kartach New 52, zachodząc za skórę Młodym
Tytanom, ale jego origin był wtedy mocno zmieniony, przedstawiony jako
pracownik S.T.A.R. Labs. Teraz mamy okazję zobaczyć tą lepszą, ciekawszą
wersję, przedstawiciela ciemnej strony mocy.
Omawiany komiks wyjaśnia
między innymi kwestię trwających od pewnego czasu perturbacji, jakie związane
są z mocami Superboya. Coś ewidentnie blokuje i hamuje rozwój umiejętności
Jona, a sprawa ta zwraca uwagę samego Batmana. Dynamiczny duet z Gotham zalicza
gościnny występ w tej historii, podobnie jak widziana we wcześniejszym tomie para
Frankensteinów. Jak widać żaden z wcześniejszych drobnych epizodów, elementów,
krótkich występów nie był dziełem przypadku (nawet dziwaczna ośmiornica z #2) i
twórcy dbają o to, aby wszystko logicznie ze sobą połączyć, uzasadnić.
Trudno opowiadać o
wydarzeniach z tego komiksu unikając spoilerów, gdyż dzieje się tu całkiem
sporo. Z pewnością trzeba jednak podkreślić, że mamy tutaj powrót do ukazanej szczegółowo,
i w jakże piękny sposób, w pierwszych dwóch tomach serii relacji, pomiędzy
ojcem i synem. Ich więź zostaje mocno przetestowana, lecz jak wiadomo po nocy
zawsze przychodzi dzień, a miłość i prawda są w stanie przezwyciężyć mrok. Nie
wszystko jest tutaj takie, na jakie wygląda. Trzeba umieć odróżnić prawdę od
iluzji. Ktoś, kto z pozoru wydaje się być wrogiem naszych bohaterów, okazuje
się sojusznikiem, któremu mimo wszystko zależy na ich dobru.
W tej umiejętnie zbalansowanej
mieszance horroru oraz science fiction otrzymujemy również kilka zabawnych oraz
epickich scen, czy też wypowiedzi, które jak mniemam u każdego czytelnika
potrafiły uformować "banana", czy szok na twarzy. U mnie na pewno. Mowa
tutaj chociażby o ujawnionej niechęci Mrocznego Rycerza do domowych wypieków,
amputacji pewnej kończyny oraz Lois kierującej batmobilem.
Doug Mahnke (w ramach
ciekawostki - współtwórca postaci Manchestera Blacka w roku 2001) oraz Patrick
Gleason podzielili się tym razem po równo, jeśli chodzi o warstwę graficzną.
Osobiście bardziej pasują mi do tej mrocznej opowieści ilustracje tego
pierwszego, zaś Gleason sprawdza się tutaj perfekcyjnie w spokojniejszych,
humorystycznych fragmentach. Niestety rysunki autorstwa Mahnke są dosyć
nierówne, w zbyt wielu miejscach niedokładne, jak na artystę z tak liczącym się
na rynku nazwiskiem. Spora niestety w tym zasługa dużej ilości inkerów, których
pracę możemy obserwować na kartach tego komiksu. O dziwo najgorzej jakościowo
wypadają plansze, na których Mahnke sam nakłada tusz na swoje szkice.
Ostatni zeszyt to one-shot
autorstwa gościnnych twórców. Dostajemy tutaj porcję flashbacków
podkreślających niezwykły charakter relacji młodego Clarka ze swoim przybranym
ojcem, które mają wiele wspólnego z tym, co dzisiaj łączy Supermana z
Superboyem. Bardzo spokojny i rodzinny klimatycznie zeszyt, będący wstępem do
"superwakacji" otwierających kolejny zbiór. Scott Godlewski prezentuje zupełnie inny
styl, niż wspomniani Mahnke oraz Gleason. Części osób rysowane przez niego
twarze mogą się podobać, innym zdecydowanie mniej - kwestia gustu. Ja akurat
należę do tej drugiej grupy.
Humor, tragedia, horror oraz
mnóstwo efektownych scen akcji. To wszystko zawiera w sobie tom BLACK DAWN, w
którym twórcy po raz kolejny stają na wysokości zadania i dostarczają
czytelnikowi mnóstwo dobrej rozrywki. Rodzina w składzie Clark, Lois oraz Jon
zostaje wystawiona na ciężką próbę, ale to doświadczenie tylko umocni łączącą
ich więź. Jest to jednocześnie koniec pewnego, trwającego od początku
Odrodzenia etapu dla eS-rodzinki, która teraz przenosi się do Metropolis. O ile
trzecie wydanie zbiorcze nie do końca spełniło moje oczekiwania, a późniejsze
wydarzenia z SUPERMAN: REBORN mogły wywołać u części osób uczucie
rozczarowania, o tyle BLACK DAWN powinno chyba zadowolić wszystkich fanów
Supermana wydawanego w ramach Rebirth. Tomasi oraz Gleason w wysokiej formie, a
to oznacza solidną porcję przyjemnej lektury.
Ocena: 5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN #20 - 26
Omawiane wydanie zbiorcze możecie nabyć między innymi w sklepie ATOMComics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz