Dzisiaj wracam wspomnieniami
do roku 1994 i wydarzenia zatytułowanego ZERO HOUR: CRISIS IN TIME. A wszystko
z okazji niedawnej publikacji nowego przedruku tej historii, tym razem po raz
pierwszy w twardej oprawie. Głównym architektem tego projektu okazał się Dan
Jurgens, który postanowił przede wszystkim uporządkować niespójną,
niekonsekwentną i w wielu miejscach nielogiczną oraz dziurawą linię czasową,
jaka została wykreowana w ramach KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH. Najnowsze
wydanie składa się dokładnie z tych samych zeszytów, co wcześniejsze trejdy,
czyli z pięciu numerów głównej mini serii (czytanych od numeru czwartego do
zerowego) oraz dwuczęściowego wstępu z kart tworu o nazwie SHOWCASE '94. Jeśli
jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą historią, to jest właśnie ku
temu dobra okazja. Pytanie tylko, czy warto zawracać sobie głowę eventem, który
budzi wśród czytelników bardzo mieszane odczucia?
Superman z długimi włosami,
Booster w nowej zbroi, Guy Gardner jako Wojownik, czy też Donna Troy jako
Darkstar to jedne z tych specyficznych elementów, jakie kojarzą się z okresem
wydania ZERO HOUR. Po prologu z udziałem Waveridera, Ripa Huntera oraz
monarcha/Extanta, przechodzimy do głównego dania, w którym przewija się cała
plejada różnych superbohaterów ze świata DC. Warto w tym miejscu napisać, ze dużo
postaci pełni niestety jedynie rolę statystów sztucznie wypełniających wybrane
kadry, co należy zaliczyć po stronie minusów.
Wyrwa/szczelina w strumieniu
czasu zaczyna się poszerzać oraz wchłaniać i likwidować z historii poszczególne
światy. Ani przeszłość, ani też przyszłość nie są bezpieczne. Przy okazji
masowo pojawiają się różne wersje znanych postaci oraz budynki z innych,
alternatywnych linii czasu, co tylko pogłębia zamieszanie oraz chaos (główne,
przewodnie słowo w tej recenzji). Ziemscy bohaterowie podejmują próbę walki z
destrukcyjną siłą (nawiązanie do anty-materii z KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH
ZIEMIACH), ale bezskutecznie. Zastanawiają się jednocześnie, kto lub co
odpowiada za aktualny stan rzeczy, dlaczego część przyjaciół umiera, zaś inni,
jak członkowie JSA, nagle zostają postarzeni. Odpowiedź na to pytanie jest
jedna - Hal Jordan/Parallax.
ZERO HOUR to kolejny etap w
karierze Jordana, następujący niedługo po upadku tej postaci, jaki nastąpił w
historii "Emerald Twilight", a przed odkupieniem win, które ma
miejsce w FINAL NIGHT. Skoro pierwszy i drugi etap zostały właśnie odświeżone
przez DC, to liczę bardzo na to, że wkrótce doczekamy się również nowej wersji
konfrontacji ziemskich herosów z Sun-Eaterem. Parallaxowi udaje się zdobyć
potężną moc, dzięki której może zabawić się w Boga i zbudować wszechświat od
podstaw, wymazując wszystko, co do tej pory było dla niego niewygodne. Głównie
chodzi oczywiście o tragedię, jaka dotknęła Coast City podczas RZĄDÓW
SUPERMANÓW i zainicjowała ciąg niekorzystnych dla Jordana wydarzeń. Nie będzie
oczywiście tajemnicą, że plany Hala udało się pokrzyżować, w czym spory udział
miał tym razem jeden z trzecioligowych bohaterów. Historia jest oczywiście
jeszcze bardziej zrozumiała, kiedy zna się poprzedzające wydarzenia, zwłaszcza
dotyczące świata Zielonych Latarni. Zakończenie nie jest według mnie do końca
satysfakcjonujące i pozostawia czytelnika z kilkoma pytaniami (chociażby co
dalej z Raynerem i Jordanem? Jak śmierć przyjaciółki wpłynie na losy Olivera?
co z JSA? Gdzie się podział Extant? Kim jest nowy Time Trapper?), na które nie dostaje odpowiedzi.
Ciepłe słowa pochwały należy zdecydowanie
skierować w stronę osób odpowiedzialnych za szatę graficzną tego
przedsięwzięcia. Duet Dan Jurgens oraz Jerry Ordway prezentują tutaj bardzo
wysoką formę, dzięki czemu całość śledzi się z dużą przyjemnością. Jurgens
naszkicował każdą planszę, zaś Ordway nakładał tusz oraz ewentualnie
wykańczał/poprawiał ołówkiem prace swoje kolegi. Efekt jest rewelacyjny,
zwłaszcza jeśli lubi się tą jakże charakterystyczną dla lat 90-tych kreskę.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, aby jeden artysta był w stanie narysować na
wysokim poziomie wszystkie pięć zeszytów cotygodniowej serii, a w międzyczasie
zilustrować jeszcze dwa tie-iny (w tym wypadku dwie odsłony serii SUPERMAN
autorstwa Dana Jurgensa). Rysunki z prologu wykonane przez mało znanego Franca
Fosco są całkiem dobre, ale to oczywiście nie ta sama liga, co dwaj wymienieni
wcześniej weterani.
Teraz kilka słów odnośnie
strony technicznej. Co takiego przemawia za tym, aby nabyć zbiór w twardej
oprawie, zamiast dotychczasowego tomu w miękkim "opakowaniu"? Na
obwolucie znajduje się całkiem nowa grafika stworzona z tej okazji przez -
jakżeby inaczej - Jurgensa oraz Ordwaya. Już przy okazji recenzji innych
klasyków podkreślałem, że obecnie jest to standard w DC, ale zdarzają się
jeszcze wyjątki (patrz chociażby niedawno wydany omnibus SUPERMAN: EXILE).
Osobiście bardziej przemawia do mnie stara okładka, czy też grafika z tyłu
obwoluty, ale to taki drobny szczegół. Dla uzupełnienia - na skrzydełkach
obwoluty widnieją grafiki przedstawiające Extanta oraz Parallaxa. Pod obwolutą
wita nas całkowita biel z jakże charakterystycznym srebrnym logo. Jest to
świetny wybór i jednocześnie nawiązanie do okładki z ZERO HOUR #0. Papier nie
jest niestety kredowy i jakościowo tylko odrobinę lepszy od tego, co można było
spotkać w poprzednim trejdzie.
Gdy zaglądniemy do środka
przywita nad nowy wstęp autorstwa Dana Jurgensa. Na trzech stronach wyjaśnia on
szczegółowo kulisy powstania tego eventu, a także podkreśla, jak duży wpływ na narodziny
ZERO HOUR miało rysowanie przez niego jednego z zeszytów serii GREEN ARROW z
początku lat 90-tych. Pod koniec tego albumy umieszczono 40 stron dodatków, z
których większość nie była wcześniej znana szerszej publice. Z tych znanych
jest tutaj posłowie edytora KC Carlsona (2 strony napisane w 1994 roku) z cyklu
"coś się kończy, coś się zaczyna", które pojawiło się już w wydaniu
TP. Jest również umieszczona na czterech stronach chronologia wydarzeń, jakie
rozegrały się w DCU od Wielkiego Wybuchu, aż do roku 1994. Pierwotnie plansze
te pojawiły się jako rozkładówka umieszczona w zeszycie zerowym, który to
komiks kiedyś posiadałem, ale później odsprzedałem. Część bonusową uzupełniają
przeróżne szkice, koncepty postaci, materiały promocyjne, jak plakaty, okładki
magazynów, poszczególne etapy tworzenia logo i baneru ZERO HOUR, czy też ogólny
zarys całej historii rozpisany na poszczególne odsłony. Miłośnicy tego typu
ciekawostek oraz przysłowiowego zaglądania od kuchni powinni być
usatysfakcjonowani.
ZERO HOUR jest przez
historyków komiksu określane jako łagodny reboot, który w większości przypadków
wprowadza jedynie delikatne, kosmetyczne zmiany do originu poszczególnych
postaci. Twórcy mieli okazję, jednorazową furtkę do wymazania/uporządkowania
pewnych problematycznych wątków dotyczących pisanej przez siebie serii, z czego
nie wszyscy zdecydowali się w pełni skorzystać. Jedynie Legion Superbohaterów
dotknął całkowity relaunch. W konsekwencji ZH powołano natomiast do życia nowe
serie, jak R.E.B.E.L.S., EXTREME JUSTICE, MANHUNTER, PRIMAL FORCE, STARMAN czy
FATE. Event ten poległ jednak na najważniejszym polu, które było głównym
założeniem jego pomysłodawców. Kilka ważnych spraw zostało rzeczywiście
poprawionych po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH, ale jednocześnie narodziło
się jeszcze więcej nowych nieścisłości, przez co cały przebieg ZH dla DCU
bardzo szybko okazał się niezbyt istotny. Dotyczy to przede wszystkim Hawkmana,
którego wszystkie dotychczasowe wersje zostały scalone w jedno. Dopiero
genialny INFINITE CRISIS z roku 2005 (który ku mojej radości ukaże się wkrótce
również w Polsce) wyprostował wszystko to, co od czasu KRYZYSU NA
NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH nieustannie się nawarstwiało. Jurgens tylko próbował,
zaś Geoff Johns umiejętnie zrealizował.
ZERO HOUR nie jest komiksem
wybitnym, który trzeba za wszelką cenę znać. Całość wydaje się napisana dosyć
chaotycznie, poszarpana, nie do końca przyjazna dla przypadkowego czytelnika. Trudno
połapać się we wszystkich wątkach, jeśli nie zna się wydarzeń rozgrywających
się równocześnie na łamach konkretnych tie-inów. Ma się wrażenie, iż wiele
ważnego nam umyka i rozgrywa się gdzieś w innych seriach DC. Skakanie co chwila
z jednego miejsca w czasie do drugiego, od jednej grupy herosów do drugiej, może
powodować pewien zamęt u czytelnika, zwłaszcza nieobeznanego w realiach
panujących w DCU roku 94. Najlepiej byłoby wydać całość w postaci jakiegoś
omnibusa, czy też kilku wydań zbiorczych, które zwierałyby również materiał ze
wspomnianych tie-inów. A tak trzeba w paru miejscach ratować się wujkiem
google. Można złośliwie powiedzieć, że chaos panujący w strumieniu czasu działa
również na odbiorcę komiksu i wprowadza taki sam chaos podczas czytania. Ostatnio
ukazał się towarzyszący ZERO HOUR trejd dotyczący Batmana, zaś już za chwilę to
samo spotka Supermana. Zeszyty zawarte w obu tych komiksach są w moim odczuciu
ciekawsze i przystępniej napisane, niż główna mini seria. Najbardziej jednak
żałuję, że nie zdecydowano się dołączyć do omawianego albumu zeszytu GREEN
LANTERN #0, który stanowi swego rodzaju epilog do ZH i pokazuje, co takiego
stało się dalej z Halem oraz Kyle'em.
ZERO HOUR trafi w gusta
jedynie wybranej grupy odbiorców, którzy przede wszystkim mają duży sentyment
do szalonych lat 90-tych w komiksie, i którzy żywo interesują się losami Hala
Jordana/Parallaxa. Warto sięgnąć po najnowsze wydanie w twardej oprawie, przede
wszystkim dla przyjemnej warstwy plastycznej, sporej ilości dodatków oraz z czystej ciekawości poznania
przebiegu tego może niezbyt wiele wnoszącego, ale z pewnością dosyć głośnego
eventu w historii DC.
Ocena: 3,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SHOWCASE '94 #9 - 8 oraz
ZERO HOUR: CRISIS IN TIME #4 - 0
Omawiany komiks znajdziecie oczywiście w ofercie sklepu ATOM Comics.
Autor: Dawid Scheibe
Kolejny bardzo udany, kompetentny tekst. Dzięki.
OdpowiedzUsuń