piątek, 31 października 2025

iZOMBIE OMNIBUS

Skoro Halloween, to musi być tradycyjnie post o jakimś komiksie, który klimatycznie pasuje do tego święta. Wybór padł na serię iZOMBIE sprzed ponad dekady, za którą w ramach Vertigo odpowiadał duet Chris Roberson (scenariusz) oraz Mike Allred (rysunki). W październiku siłą rzeczy częściej i chętniej sięga się po nowe (albo odkurza stare) historie obrazkowe przesiąknięte grozą, horrorem i napakowane zjawiskami nadprzyrodzonymi. Ostatnio po raz kolejny odświeżyłem sobie całość iZOMBIE w formie wyłapanego w fajnej promocji omnibusa, a dziś postanowiłem podzielić się kilkoma słowami na temat tej serii i przypomnieć wielu osobom, że coś takiego w ogóle powstało.

Amerykańskie miasto Eugene w stanie Oregon to nietypowe miejsce zamieszkiwane przez mocno nietypowe osobistości. Tutaj bowiem zwykli mieszkańcy żyją w mniejszości - o czym nie wszyscy są świadomi - w stosunku do licznej grupy duchów, wampirów, mumii, wilkołaków, czy zombie. Przedstawicielką tych ostatnich jest dziewczyna o imieniu Gwen, która w dzień pracuje jako grabarz na lokalnym cmentarzu, zaś nocą zamienia się w detektywa amatora. Raz w miesiącu musi koniecznie posilić się świeżym mózgiem nieboszczyka, gdyż jest to jedyny sposób, aby nie zatracić resztek człowieczeństwa.

Omnibus zawiera kompletną serię, która ukazywała się w okresie od maja 2010 do sierpnia 2012, czyli 28 numerów plus dwa fragmenty pochodzące z HOUSE OF MYSTERY ANNUAL #1 - 2. Jest to zamknięta całość i chociaż scenarzysta sam przyznaje, że miał pomysły na przybliżenie czytelnikowi kilku zainicjowanych mniejszych wątków, to ja jestem zadowolony, że jednak finalnie ograniczono się do tych niespełna 30 rozdziałów. Zbyt dużo serii ciągniętych było i jest na siłę, a tutaj rozstajemy się z bohaterami w momencie, gdy nie ma jeszcze przesytu, znużenia i rozmieniania wypracowanego przez te ponad dwa lata dorobku na drobne.

Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, z gatunku tych przystępnych, w które stosunkowo łatwo każdemu wejść, a liczne twisty oraz cliffhangery sprawiają, że gdy już raz się zanurzymy w ten nietypowy świat, to raczej nie będziemy chcieli się tak szybko z nim rozstać. Jest to komiks mocno napakowany postaciami, zarówno tymi dobrymi, jak i stojącymi po przeciwnej stronie barykady. Począwszy od tytułowej dziewczyny-zombie, poprzez Łowców Wampirów, Martwych Prezydentów, aż po monstrum przypominające potwora żywcem wyjętego z ZEW CTHULHU H.P. Lovecrafta. Eugene ewidentnie ma w sobie coś, co przyciąga takie dziwolągi niczym pszczoły do miodu. Spokojnie można by zmontować z nich kilka wersji Doom Patrolu. Początkowo tempo akcji nie jest zbyt wysokie, ale z czasem dynamika rośnie, a umieszczane stopniowo na planszy przez scenarzystę postacie oraz wątki zazębiają się, tworząc jedną logiczną układankę/całość. Część rzeczy można przewidzieć, ale są też mnij oczywiste momenty, do których zaliczyć można również ostatnie strony i to, co zaplanował dla Gwen Chris Roberson.

Komiks zawiera elementy grozy, widowiskowe pojedynki (ale praktycznie bez rozlewu krwi), dramaturgię, romans, porusza tematy charakterystyczne dla okresu dojrzewania, a także posiada sporą ilość humorystycznych fragmentów, które odpowiednio balansują poważny klimat opowieści. W centrum iZOMBIE znajduje się oczywiście Gwen Dylan, która otrzymuje drugą szansę od losu i próbuje prowadzić normalne życie, a także wraz z czytelnikiem próbuje dowiedzieć się jak najwięcej na temat swojego pierwszego, poprzedniego życia. Jest to bardzo sympatyczna i pozytywna postać, przez co nie sposób jej kibicować i trzymać kciuki za powodzenie zadań, jakich się podejmuje. Interesującym skutkiem ubocznym jej comiesięcznego posiłku okazuje się zastrzyk wspomnień nieboszczyka. Dziewczyna albo stara się wyjaśnić zagadkę śmierci „sponsora” swojego posiłku, albo wypełnić jego ostatnią wolę. Tym samym Gwen wciela się w rolę nastoletniego detektywa, co prowadzi do pewnych mniej lub bardziej skomplikowanych konsekwencji i zwrotów akcji. Nie robi tego sama, gdyż może liczyć na pomoc swoich nietypowych bliskich przyjaciół, a ponieważ dziwnych znajomości nigdy za wiele, to bardzo szybko na drodze Gwen pojawiają się kolejne nieoczywiste postacie ze swoimi problemami oraz tajemnicami.

Duży wpływ na moje pozytywne odczucia związane z tym komiksem, mają ilustracje wykonane przez Mike'a Allreda. Kto zna i ceni sobie ten mocno rozpoznawalny styl Allreda (m.in. MADMAN, X-STATIX, SILVER SURFER, SUPERMAN: SPACE AGE, BUG!THE ADVENTURES OF FORAGER), ten w stu procentach powinien być zadowolony, gdyż wspomniany artysta dwoi się i troi, aby dostarczyć przyjemne w odbiorze, estetycznie wykonane plansze, zapewniając tym samym wysokiej jakości doznania artystyczne. Pop-artowa, czysta, stosunkowo prosta, oldskulowa i celowo utrzymana w stylu retro kreska tego rysownika, dobrze sprawdza się w wizualizacji historii nakreślonej przez Robersona. Śmiem twierdzić, że te wszelkiej maści dziwolągi (bez intencji z mojej strony, aby kogoś obrazić/napiętnować) i monstra zamieszkujące Eugene nie robiłyby na odbiorcy aż takiego wrażenia, gdyby namalował je inny twórca. Zwłaszcza, że kto jak kto, ale akurat Mike zna Eugene w Oregonie jak własną kieszeń. Dzięki niemu poczułem się, jakbym przeniósł się na dłuższą chwilę do komiksów z gatunku horroru, jakie wydawnictwa amerykańskie serwowały swoim czytelnikom w latach 70-tych ubiegłego wieku. Warto też dodać, że swój urok mają też niezwykłe, często bardzo pomysłowe okładki. 

O kolorystykę tradycyjnie już w przypadku prac wykonanych przez męża zadbała Laura Allred, proponując będący jej znakiem rozpoznawczym żywy i wyrazisty dobór barw. Nieodłączny duet, ale skoro taki układ sprawdza się w różnych komiksach, to bez sensu coś zmieniać. Dla mnie nazwisko Allred równoznaczne jest z oznaką pewnej sprawdzonej marki i jakości, którą sobie cenię. Zawsze chętnie sięgam po komiksy Allredów i zawsze jestem z ich pracy usatysfakcjonowany, nie inaczej jest w tym konkretnym przypadku.

Oprawę graficzną do kilku zeszytów wykonali gościnni twórcy, których warsztat różni się drastycznie od tego, jakim dysponuje Allred. Ale bez obawy, gdyż wszystko zrobione jest z odpowiednim wyczuciem, a te nieliczne numery skupione są na konkretnej postaci i rozwijają jakiś mniejszy wątek, czy flashbacki z jej udziałem. Jest to z jednej strony wartościowe urozmaicenie szaty graficznej, a z drugiej możliwość dla regularnego rysownika, aby miał dodatkowy czas na przygotowanie kolejnych odsłon, bez zawalania terminów.

Na końcu znajduje się sekcja z bonusowymi materiałami, a wśród nich znajdziemy kilkanaście stron z różnymi okładkami, szkicami, czy projektami postaci. Jest też czterostronicowe posłowie od scenarzysty napisane w 2015 roku. Roberson zdradza kulisy powstawania serii, informuje o tym, czego nie dane mu było w ramach tego komiksu pokazać oraz wyraża swoją opinię o serialu wyprodukowanym przez CW.

Część osób nie kojarzy wcale, a inna część zapewne kojarzy tytuł iZOMBIE jedynie z całkiem udanym serialem CW z roku 2015, który tak naprawdę niewiele ma wspólnego z komiksowym pierwowzorem. Obie te grupy zachęcam gorąco, aby sięgnęły po komiks o tym samym tytule autorstwa Robersona i Allreda, ponieważ to przystępnie w mojej ocenie narysowana, wciągająca i zapewniająca przyjemnie spędzony czas, satysfakcjonująco sfinalizowana opowieść, pełna ciekawej i dynamicznej akcji, różnorakich potworów oraz dobrze rozpisanych postaci. Jak widać jestem targetem tego typu historii, gdyż do samego końca nie schodził z mojej twarzy uśmiech zadowolenia z tego, co czytam i oglądam.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów iZOMBIE #1 - 28 oraz HOUSE OF MYSTERY ANNUAL #1 - 2.

Autor: Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz