niedziela, 17 grudnia 2017

NASTOLETNI TYTANI tom 1: DAMIAN WIE LEPIEJ


Start Odrodzenia w naszym kraju okazał się momentem, w którym do oferty Egmontu trafiło kilka serii z DC Comics, których spokojnie można było się nie spodziewać. Gdy wydawnictwo z pompą zapowiedziało szesnaście tytułów, które ukażą się w 2017 roku, dla mnie niespodzianek było kilka. Były to ACTION COMICS (bo nie sądziłem, że będą dwie serie z Supermanem), AQUAMAN, NIGHTWING oraz NASTOLETNI TYTANI. Jako, że mój kontakt z Odrodzeniem przed ukazaniem się komiksów od Egmontu był znikomy, o tych ostatnich słyszałem głównie opinie mówiące o tym, iż jest to tytuł skierowany do zdecydowanie młodszego odbiorcy od reszty zapowiedzianych tytułów z tej linii. To akurat straszne mi nie było, ponieważ generalnie lubię tego typu tytuły. Lubię także Damiana Wayne’a i w przeciwieństwie do (zapewne) większości z Was, żywiłem do postaci tej takie uczucia zanim jeszcze stał się Robinem. Decyzja o sięgnięciu po NASTOLETNICH TYTANÓW była więc podjęta niejako z automatu i chociaż dziś trochę będę kręcić nosem, to jednak nie żałuję.

Starfire, Raven, Beast Boy oraz Kid Flash nie sądzili, że ten dzień okaże się dla nich tak wielką odskocznią od codzienności. Tymczasem na ich drodze staje Damian Wayne i w bardzo niekonwencjonalny, a więc dość typowy dla siebie sposób, ”przekonuje” ich do dołączenia do jego misji. ich życiu zagraża ogromne niebezpieczeństwo pod postacią Ra’s Al Ghula i jego najnowszych podopiecznych. Czy zbudowani naprędce, nowi Nastoletni Tytani dadzą radę poradzić sobie z tym niebezpieczeństwem czy też najpierw zjedzą ich wzajemne konflikty i nieufność?

Zacznę od tego, co mi się w tomie tym podobało. Jak w przypadku większości tytułów z Odrodzenia, po które sięgnąłem, tak i za warstwę graficzną NASTOLETNICH TYTANÓW odpowiedzialnych było kilku rysowników. Tutaj to mieszanie artystami jest dla mnie nieco niezrozumiałe, ponieważ jako jeden z nielicznych przedstawicieli Odrodzenia w ofercie Egmontu, ten tytuł w USA ukazywał się cały czas raz w miesiącu. Niemniej wysiłki Jonboya Meyersa, Khoi Phama i Diogenesa Nevesa przypadły mi do gustu. Najbardziej chciałbym wyróżnić tego pierwszego, który wykazał się stylem bardzo przyjemnie kojarzącym mi się z pracami Karla Kerschla na łamach GOTHAM ACADEMY, ale jednocześnie zachowujące swój własny, niepodrabialny sznyt. Szkoda, że Meyers nie potrafi na dłuższą metę zatrzymać się przy rysowaniu jakiegoś komiksu. Być może artysta ten posiada dość porywczy charakter, ponieważ jego udział w ”Spawnie” z Image również był bardzo krótki i zakończył się konfliktem z Toddem McFarlane. Także i Khoi Pham pokazał się z dobrej strony. Rysownik ten kiedyś był mocno lansowany przez Marvela (”Mighty Avengers”), lecz nie zrobił tam wielkiej kariery. Szkoda, bo na łamach tego tomu moim zdaniem pokazał, że stać go na zajęcie się nieco głośniejszymi tytułami, niż NASTOLETNI TYTANI.

Na pewno spodobała mi się także ta część scenariusza Benjamina Percy’ego, która mocniej skupiała się na samym Damianie. Scenarzysta, który uraczył nas już w Odrodzeniu moim zdaniem fabularnie bardzo średnim GREEN ARROWEM, tutaj również nie wskoczył na jakieś wyżyny komiksu superbohaterskiego. Jednakże nie mogę mu odmówić tego, że z postacią Damiana poradził sobie wyśmienicie. To wciąż ten sam dumny, wredny, zadziorny, dupkowaty i narwany młodzian, który nie do końca odnajduje się w towarzystwie. Już pierwsze sceny tomu i sposób w jaki ”zrekrutował” Tytanów świetnie to pokazuje. DAMIAN WIE LEPIEJ to kolejny krok w kierunku rozwijania tej postaci i chociaż może nie czyta się tego aż tak dobrze jak chociażby BATMAN & ROBIN z New52, to i tak jest całkiem nieźle.

Problemem jednak jest to, że NASTOLETNI TYTANI to tytuł drużynowy, a w pierwszym tomie sama drużyna jest strasznie nijaka. Percy postarał się rozrysować poszczególnym bohaterom jakieś właściwości charakteru, ale nie ma się co oszukiwać: zrobił to byle jak i cała czwórka przy Damianie po prostu niknie w oczach. Jedynie Starfire ma momenty, w których scenarzysta starał się nadać jej więcej charakteru i chociaż tych kilka starań przekonuje mnie dużo bardziej, niż kontrowersyjny sposób przedstawiania bohaterki w czasach New52 (btw – tutaj niemal w całości zamieciono to pod dywan), to jednak wciąż za mało, by Tytani interesowali mnie bardziej jako drużyna. Może na łamach kolejnego tomu Percy’emu uda się naprawić to niedopatrzenie, ale skoro ma tam się skupić na wprowadzeniu Aqualada, to dla Raven, Beast Boy’a czy Kid Flasha może ponownie zabraknąć miejsca na ekspozycję.

Jeśli chodzi o wspominane wcześniej opinie, jakoby NASTOLETNI TYTANI mieli być komiksem skierowanym raczej dla młodszego odbiorcy, to chyba najmocniej widać to na przykładzie ugrzecznionej wersji Ra’s Al Ghula i Ligi Zabójców (tutaj, nie wiedzieć dlaczego, nazywanej także ”Ligą Asasynów”). Pomijam już fakt, że przeciwnikami Tytanów są tutaj między innymi ich lekko odwrócone wersje, co jest tak oryginalne jak twisty fabularne w ”Modzie na sukces”. Cały plan Ra’sa, jego design i zachowania są tak rozpisane, aby bardziej przypominał on przeciwnika z kreskówki, niż wieloletniego, mającego na koncie kilka naprawdę mrocznych i wciągających historii oraz śmiertelnie groźnego złoczyńcę. Do końca czekałem na tekst w stylu ”Wszystko by się udało, gdyby nie te nieznośne dzieciaki”, bo do otoczki tego tytułu pasowałoby to idealnie. Jak już wspomniałem wcześniej, absolutnie nie mam nic przeciwko tytułom skierowanym dla młodszych odbiorców i faktycznie NASTOLETNICH TYTANÓW jako takich właśnie klasyfikuję, ale jednocześnie mógłbym wskazać mrowie komiksów, które w takim podejściu sprawiły się dużo lepiej.

Lektura DAMIAN WIE LEPIEJ pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami. Bawiłam się świetnie, gdy Percy mocniej skupiał się na Damianie i nudziłem się śmiertelnie, gdy na pierwszy plan bardziej wychodziła nijaka grupa. Ra’s i reszta jego podwładnych, a raczej ich ugrzecznione wersje, wywoływali raczej uśmiech politowania i trochę mi szkoda, że na ”rozruchowych” przeciwników nowej inkarnacji Tytanów nie dano kogoś z niższego kalibru, kogo nie trzeba byłoby tak mocno spłaszczać. Ocenę nieco podciągają w znakomitej większości dobre rysunki. Niemniej NASTOLETNICH TYTANÓW nie określiłbym mianem jakiegoś wielce godnego polecenia komiksu. Ma swoje dobre momenty, ale i dużo niewykorzystanego potencjału.

----------------------------------------------------------------------------------

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów TEEN TITANS: REBIRTH #1 oraz TEEN TITANS #1-5.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za dostarczenie egzemplarza do recenzji.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz