sobota, 30 grudnia 2017

HARLEY QUINN TOM 1: UMRZEĆ ZE ŚMIECHEM


Nowe DC Comics zostało oficjalnie zakończone, zastąpione jednocześnie przez nową erę w dziejach komiksów DC, czyli Odrodzeniem. Zmiany zmianami, a tymczasem u Harley można śmiało powiedzieć, że wszystko zostało po staremu. Jedyną różnicą jest tylko symboliczny restart numeracji, a poza tym dostajemy bezpośrednią kontynuację tego, z czym mieliśmy do czynienia w sześciu tomach, jakie ukazały się z banerem Nowe DC Comics na okładce. Czy ktoś jednak dziwi się, że nie zdecydowano się na jakiś znaczący i drastyczny relaunch? Ja na pewno nie, bo jeśli coś zostało dobrze przyjęte przez publikę i niczym kura znosząca złote jaja cały czas przynosi oczekiwany dochód, to po co cokolwiek korygować. Przystępując do lektury komiksu UMRZEĆ ZE ŚMIECHEM miałem jasno sprecyzowane oczekiwania wobec tego komiksu. Spodziewałem się, że i tym razem twórcy zapewnią mi sporą dawkę szalonej, pędzącej w szybkim tempie do przodu oraz napakowanej specyficznym czarnym humorem akcji. Czy tak rzeczywiście było?

Omawiany komiks składa się z siedmiu pierwszych zeszytów nowej/starej serii, czyli dwóch dłuższych oraz jednej krótszej opowieści. Już na początku dostajemy wplecione w historię krótkie, trzystronicowe przypomnienie i wprowadzenie dla tych, którzy nie mieli okazji śledzić perypetii Harley z New 52. Następnie przechodzimy do najciekawszej części całego zbioru, czyli walką HQ i jej sojuszników przeciwko armii Zombie. Trzy pierwsze epizody przynoszą ze sobą klimat prosto z THE WALKING DEAD, a we wszystko wplecione zostają dwa inne wątki. Jednym z nich jest problem dwojga kosmitów z ich zagubionym synem, zaś drugi skupiony jest na amputowanej kończynie Red Toola (DC-owski Deadpool, który zadebiutował pod koniec New 52). Całość okazała się bardzo satysfakcjonującą w odbiorze mieszanką horroru, apokalipsy oraz czarnego humoru.

Druga historia to one-shot ukazujący wspólne przygody Harley oraz Bolly Quinn. Akcja rozgrywa się w Indiach oraz częściowo w Rosji, a obu bohaterkom przychodzi walczyć m.in. z ogromnym robotem. Bardzo przeciętna odsłona, taki zapychacz, który po prostu nie trafił w moje gusta, i który momentami strasznie przynudzał. A przynajmniej ja miałem takie odczucie.

Na koniec scenarzyści znów wracają na właściwe tory i zamieniają główną bohaterkę w gwiazdę rocka. Wszystko po to, aby przeniknąć do tego specyficznego środowiska i rozpracować gang, który w bardzo oryginalnych przebraniach napada na listonoszy. Harley bardzo łatwo odnajduje się w nowych realiach, prezentuje bardzo oryginalny repertuar piosenek oraz otrzymuje nowy, bardziej drapieżny wizerunek. Przy okazji udaje jej się nadepnąć na piętę jednemu ze znanych łotrów z galerii Batmana, co będzie miało duże reperkusje już po zakończeniu runu obecnych scenarzystów serii.

Od strony plastycznej nadal bez zmian, a to jak najbardziej komplement. Właściwie nie ma na co narzekać, a jedynie delektować się idealnie dobraną do tej serii kreską, jaką prezentuje John Timms, czy Chad Hardin. Obaj panowie już wcześniej pokazali, że zobrazowanie scenariusza Palmiottiego oraz Conner sprawia im ogromną frajdę i trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł ich z tej roli wygryźć. W kilku miejscach wspomógł ich Bret Blevins, zaś jeden zeszyt w całości narysował Joseph Michael Linsner, który wcześniej zilustrował team-up Harley i Zatanny w ramach HARLEY'S LITTLE BLACK BOOK. Jak zwykle w tej serii najlepiej prezentują pod względem wizualnym postacie kobiece, które celowo, ale oczywiście w granicach dobrego smaku ociekają seksem, co zresztą widać już na pierwszych kadrach tego tomu. Tradycyjnie też całość okraszona jest bardzo fajnymi, żywymi kolorami, w czym zasługa w głównej mierze jednego z najlepszych specjalistów w tej branży, czyli Alexa Sinclaira.

UMRZEĆ ZE ŚMIECHEM to nic innego, jak bezpośrednia kontynuacja wątków zainicjowanych przez Palmiottiego oraz Conner w ciągu ostatnich trzech lat. Twórcom nadal nie brakuje pomysłów, zdecydowanie utrzymali dotychczasową formę i z wielką konsekwencją serwują czytelnikom specyficznego rodzaju rozrywkę, która zyskała dużą rzeszę odbiorców. Czasem zdarzają się słabsze odsłony, tak jak i jedna w tym tomie, ale przy tak dużej ilości napisanych już numerów trudno nie mieć jakichś spadków formy. Jeśli do tej pory nie należeliście do grupy miłośników przygód Harley z Coney Island, to zdecydowanie nie powinniście sięgać po ten tom. Jeśli natomiast jesteście w drugiej grupie, to może i nie umrzecie ze śmiechu, jak sugeruje tytuł, ale jak najbardziej będziecie usatysfakcjonowani lekturą i nie będzie trzeba Was namawiać do sięgnięcia po ten oraz kolejne wydania zbiorcze. Zwłaszcza, że w drugiej odsłonie powraca Joker.

Osobiście nadal będę śledził tę serię, ale muszę przyznać, że powoli zaczynam czuć już trochę przesyt często powtarzalnymi zagraniami ze strony scenarzystów i najzwyczajniej nie każda historia ich autorstwa trafia w mój gust. Boję się, że w kolejnych odsłonach serii nie będę miał już tyle powodów do zadowolenia i komplementowania, ale czas pokaże, czy twórcy znów będą potrafili mnie czymś zaskoczą. 

Ocena: 4,5/6

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Powyższe wydanie zawiera materiał z komiksów HARLEY QUINN vol. 3 #1 - 7

Omawiany komiks - w obu wersjach językowych - znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.


Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz