wtorek, 7 kwietnia 2020

BATMAN KONTRA DEATHSTROKE


Czas na pierwszą z trzech batmanowych recenzji, jakie zaplanowane zostały na DCManiaku na ten tydzień.

Seria DEATHSTROKE Christophera Priesta, która ukazywała się w ramach Odrodzenia, pomimo dosyć dobrych recenzji, nie doczekała się ostatecznie wydania w naszym kraju. Na szczęście w swoim runie wspomniany scenarzysta stworzył coś na kształt mini serii wydanej w ramach ongoingu, która stanowi zamkniętą, odrębną całość. I to właśnie po tą opowieść zdecydowali się sięgnąć włodarze Egmontu, co wydaje się przynajmniej w teorii rozsądnym i bezpiecznym posunięciem. Skoro bowiem w tytule widnieje znany, lubiany i świetnie sprzedający się w Polsce Batman, a do tego na przeciwko niego staje jeden z najpopularniejszych, najbardziej skutecznych najemników świata DC, to trudno nie liczyć już na starcie na dobrą sprzedaż takiego tytułu. Czy jest to tylko kolejna, typowa i bezsensowna nawalanka, czy może jakiś bardziej zapadający w pamięć pojedynek dwóch mocnych zawodników?

Jedną z zalet omawianego komiksu jest już na wstępie fakt, iż tak naprawdę nie jest on powiązany z wydarzeniami, które aktualnie rozgrywają się w ramach serii BATMAN oraz DEATHSTROKE. W tej pierwszej, pisanej przez Toma Kinga serii, Mroczny Rycerz jest świeżo po konfrontacji z Poison Ivy, z kolei Slade zakończył swoją dłuższą przygodę z własną drużyną Młodych Tytanów i trafił finalnie do Arkham. Wątek ten kontynuowany będzie w zeszycie 36. Nie ma zatem najmniejszego problemu, aby zupełnie przypadkowy, nieobeznany z aktualnym kontinuum czytelnik miał problem ze śledzeniem i zrozumieniem przebiegu fabuły. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że znajomość pewnych postaci z życia chociażby Deathstroke'a, czy też ogólnego przebiegu BATMAN I SYN Granta Morrisona, pomaga lepiej wczuć się w klimat panujący od pierwszych stron.

To nie pierwsza konfrontacja tytułowych postaci, do których dochodziło na przestrzeni ostatnich lat przy okazji różnych, solowych czy drużynowych przygód Mrocznego Rycerza. Nie trzeba zresztą daleko szukać, bo najświeższe starcie można było zaobserwować już na początku trwającego runy Jamesa Tyniona IV w BATMANIE, gdzie główną role odgrywa Designer. Dla Christophera Priesta punktem wyjściowym, krzyżującym ścieżki Slade'a oraz Bruce'a, stał się wspomniany przed chwilą komiks BATMAN I SYN, gdzie zadebiutował Damian Wayne jako syn Talii Al Ghul oraz Człowieka-Nietoperza. Batman i Deathstroke jednocześnie dowiadują się, że to jednak ten drugi jest biologicznym ojcem Robina. Jeden z najlepszych detektywów na świecie bardziej przejmuje się tymi doniesieniami i postanawia za wszelką cenę rozwikłać tą zagadkę, raz na zawsze rozstrzygając wydawałoby się zamkniętą od dawna kwestię. Przy okazji staje na drodze najgroźniejszego płatnego zabójcy, uniemożliwiając mu konsekwentnie wykonanie nowych zleceń. Oczywiście Deathstroke nie jest zadowolony z wtrącania się gacka w nie swoje sprawy, co automatycznie oznacza wojnę. I tak też jest w rzeczywistości.

Opowieść nie jest wybitnie skomplikowana, napakowana zgodnie z założeniem wieloma pojedynkami, wzbogacona pewnymi przemyśleniami pozwalającymi lepiej zrozumieć sposób postępowania obu rywali, a także nie do końca satysfakcjonujące zakończenie. Wyjściowy pomysł oraz zawarty w nim potencjał zostały w mojej opinii nie do końca wykorzystane, a sposób zachowania Bruce'a i Slade'a nie do końca chyba zgodny z tym, jakie te postacie zachowują się normalnie na co dzień. Nie zawsze efekciarskie okładanie się pięściami i dążenie do zwarcia w ringu okazuje się trafnym rozwiązaniem, znacznie bardziej podobają mi się tutaj sceny, kiedy o przewadze jednego czy drugiego przeciwnika decyduje strategia i taktyka. Na plus zaliczę m.in. relacje na linii Alfred-Wintergreen i nie do końca jasną sytuację, kto podesłał nowe wyniki badań DNA doprowadzając do całego zamieszania.

Za wrażenia artystyczne w tej opowieści odpowiadał w głównej mierze Carlo Pagulayan (odpowiedzialny za ilustracje do ponad 20 zeszytów serii DEATHSTROKE), a pomagali mu w różnym stopniu bardziej znany szerszej grupie odbiorców Ed Benes, a także znacznie mniej popularny Roberto Viacava. Rysunki nie są według mnie z górnej półki, ale też nie oznacza to, że pod tym kątem czeka nas jakieś większe rozczarowanie. Kreska samego Pagulayana jest wystarczająco dokładna, szczegółowa i czytelna w odbiorze, będąca takim reprezentantem klasycznej superbohaterszczyzny. Styl dosyć przyjemny, ale niczym specjalnie nie wyróżniający się na tle wielu innych specjalistów w tej dziedzinie. Tutaj chodziło po prostu o to, aby przelać na papier dużo efektownych, dynamicznych, żywiołowych scen, do czego dobrano odpowiedniego moim zdaniem rzemieślnika. Najlepiej prezentują się wszelkie konfrontacje dwójki głównych aktorów tego przedstawienia, o co przecież tak naprawdę chodziło.

Komiks został wydany standardowo w miękkiej okładce ze skrzydełkami, na których tym razem zabrakło krótkiej biografii twórców, ale za to są grafiki przedstawiające Batmana i Deathstroke'a. W ramach dodatków umieszczono tradycyjny pakiet z okładkami alternatywnymi autorstwa Francesco Mattiny, a także trzy strony posłowia scenarzysty oraz sześć stron różnych szkiców.

BATMAN KONTRA DEATHSTROKE w większości spełnił niezbyt wygórowane oczekiwania, z jakimi podchodziłem do lektury. Opowieść ta nie jest specjalnie wyszukana, nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii komiksu, i raczej nie będzie się też do niej po latach wracać. Jednorazowe czytadło z dwójką bardzo specyficznych, wyrazistych postaci, których sporo dzieli i tyle samo łączy, i którzy swoimi perypetiami dostarczają odbiorcy sporą dawkę satysfakcjonującej rozrywki. Szukacie fajnego, szybkiego odstresowywacza, w miarę dobrze narysowanego i obfitującego w solidną porcję zadanych ciosów? Oto jeden z nich.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DEATHSTROKE #30 - 35.

Komiks ten znajdziecie na Egmont.pl oraz w ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz