czwartek, 16 kwietnia 2020

GREEN LANTERN, TOM 1: GALAKTYCZNY STRÓŻ PRAWA


Miłośnicy przygód Korpusu Zielonych Latarni nie mają wprawdzie możliwości wyboru z takiej ilości różnych serii, jak fani Batmana, czy nawet Supermana, ale zawsze mogą liczyć na to, że na rynku ukazywać się będzie jakiś tytuł poruszający problemy Hala Jordana i spółki. Za czasów New 52 serii z rodziny GL było rekordowo dużo, bo aż cztery, zaś w dobie Rebirth ukazywały się dwa tego typu ongoingi. O ile GREEN LANTERNS rozgrywał się bardziej na uboczu i prezentował mizerny poziom, o tyle już wydany częściowo w Polsce HAL JORDAN I KORPUS ZIELONYCH LATARNI był całkiem przyjemnym czytadłem. Po tym, jak Robert Venditti zakończył logiczną i w dużej mierze satysfakcjonującą klamrą swój kilkuletni run w świecie Zielonych Latarni, fani musieli czekać zaledwie trzy miesiące, aby kolejny twórca wziął na swój warsztat postać Hala Jordana. Grant Morrison powraca do roli scenarzysty regularnej serii, aby przedstawić własną, oryginalną interpretację najbardziej znanego z członków GLC. Obok tego scenarzysty nie można przejść obojętnie, należy spodziewać się kontrowersji, nietypowych rozwiązań oraz bogatych nawiązań do komiksowej historii głównej postaci. Nie będę ukrywał, oczekiwania miałem spore, ale tak naprawdę do ostatniej chwili nie miałem pojęcia, co zastanę w pierwszym rozdziale, w jakim kierunku zdecyduje się podążyć szalony Szkot.

Poprzednia seria z Latarniami nie cieszyła się niestety w naszym kraju na tyle dużą popularnością, aby Egmont mógł wydać cały, składający się z siedmiu tomów cykl. Jeśli ktoś liczył jeszcze, że wzorem FLASHA brakujące odsłony jednak ukażą się w polskim przekładzie, to pojawienie się pod koniec marca pierwszego tomu THE GREEN LANTERN od duetu Morrison/Sharp, przecina wszelkie tego typu spekulacje. Z jednej strony szkoda, bo końcowe akty runu Vendittiego prezentowały dobry poziom, ale z drugiej strony należy się cieszyć, że Egmont daje nam możliwość zapoznania się z inną wersją przygód Korpusu Zielonych Latarni. Wersją, której dużym atutem jest przystępność dla nowego czytelnika, gdyż w przeciwieństwie do tego, co obserwowaliśmy w ostatnich latach (różne restarty, które tak naprawdę nie dotykały uniwersum GL), tym razem dostajemy w miarę świeży start, a wiedza na temat wydarzeń, jakie rozegrały się chociażby w HAL JORDAN I KORPUS ZIELONYCH LATARNI, nie jest tutaj potrzebna. Wystarczy znać podstawowe fakty na temat Jordana i Korpusu, aby czerpać frajdę podczas lektury. Z kolei bardziej doświadczony czytelnik będzie czerpać dodatkową przyjemność, wyłapując sporą ilość nawiązań do bogatej mitologii Zielonych Latarni, których w omawianym komiksie zdecydowanie nie brakuje.


Mamy tutaj również przykład tego, co często w różnych miejscach ja czy też Damian podkreślamy, że liczy się przede wszystkim dobra historia, a nie osadzanie czegoś na siłę w kontinuum, co automatycznie nakłada na twórców bagaż wszelakich ograniczeń. Morrison z góry założył, że jego opowieść podzielona będzie niczym serial na sezony, każdy składający się z 12 odsłon. W momencie pisania tych słów w USA ukazały się dwa rozdziały sezonu drugiego (czy będzie kolejny? tego na razie do końca nie wiadomo), a w przerwie międzysezonowej dostaliśmy mini serię BLACKSTARS stanowiącą pomost pomiędzy nimi. Oby tym razem głośniejsze nazwiska twórców okazały się skuteczniejszym magnesem na czytelników, abyśmy mogli doczekać się w Polsce całości runu Morrisona.

Na okładce wita nas Hal Jordan, który tym razem jest zdecydowanie głównym i najważniejszym bohaterem, wokół którego kręci się cała opowieść nakreślona przez słynnego Szkota. Nie spotkacie w omawianym komiksie Guya Gardnera, Johna Stewarta, Kyle'a Raynera, czy też innych znanych Latarników typu Kilowog, czy Salaak, którzy odwracaliby uwagę od Jordana i próbowali skraść jego show. Jeśli już nasz ulubieniec pokazuje się w otoczeniu innych Green Lanternów, to są to zdecydowanie mniej znani, czy też zupełnie nowi członkowie GLC, których scenarzysta nie boi się wprowadzać do komiksu. Najciekawiej, ze zrozumiałych względów, prezentuje się Green Lantern z aktywnym wulkanem pełniącym rolę głowy(!?).Gościnnie pojawia się m.in. Adam Strange (bardzo podoba mi się taka wersja tej postaci), Evil Star, czy też Kontrolerzy z grupą Darkstars, jak najbardziej ubogacając całą intrygę.


Morrison postanowił przywrócić postać Hala Jordana do jego korzeni, do okresu sprzed kilku dekad, a zwłaszcza do czasów Brązowej Ery komiksu. Główny bohater ukazany zostaje jako pewny siebie, zdecydowany i gotowy do przekraczania swoich uprawnień kosmiczny stróż prawa, w której to roli czuje się i sprawdza chyba najlepiej. Dzięki takiemu podejściu Jordan jawi się jako osoba znacznie dojrzalsza, zdecydowanie moim zdaniem ciekawsza i mniej irytująca, niż mogliśmy to obserwować chociażby w spektakularnym runie Geoffa Johnsa. Wrzucony w klimaty szalonego, oldskulowego science fiction nie boi się stanąć do walki z nawet najbardziej dziwacznym przeciwnikiem, prowadzić śledztwo dotyczące najbardziej pokręconych spraw. Zdecydowanie lepiej odnajduje się w zróżnicowanym, odległym i pełnym kolorytu kosmosie, niż na planecie Ziemia, gdzie był po prostu jednym z wielu obywateli podporządkowanych dalekiemu od ideału systemowi praw i obowiązków. Jako nieustraszony policjant i detektyw, Jordan próbuje odnaleźć zdrajcę ukrywającego się w szeregach Korpusu Zielonych Latarni, ratuje z opałów planetę Ziemię sprzedaną na aukcji, nie waha się zaatakować jednego z bogów, czy też infiltruje na polecenie zwierzchników szeregi wroga i przekracza jedną z żelaznych zasad Korpusu. Nie ma czasu na nudę, gdyż dzieje się całkiem sporo, jest gęsto od różnych postaci, a końcówka pierwszego tomu zwiastuje jeszcze więcej emocji w kolejnym tomie, który zapowiedziany jest już (na razie bez konkretnej daty) na skrzydełkach okładki.

Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy ma inny gust i nie wszystkich urzekają ilustracje wykonywane na co dzień przez Liama Sharpa. Ja należę akurat do tej grupy, która ubóstwia prace pochodzącego z Derby Brytyjczyka, zwłaszcza, że w THE GREEN LANTERN prezentuje on swój najwyższy, niezwykle równy poziom, wspinając się artystycznie jeszcze wyżej, niż chociażby w wydanej w Polsce WONDER WOMAN (Odrodzenie). Wielokrotnie szczęka opadła mi z wrażenia obserwując dziwactwa, jakie zmalował na kartach tego komiksu. Dodatkowo mogę powiedzieć, że według mnie Sharp urodził się wręcz do rysowania właśnie wszelkiego rodzaju kosmicznych przestrzeni, nowych planet, przedstawicieli dziwacznych ras, obcej i zaawansowanej technologii itp. Widać, że czuje się w takich realiach jak ryba w wodzie. Trudno wyobrazić sobie lepszego artystę do tego konkretnego projektu, dzięki czemu wszelkie irracjonalne pomysły scenarzysty są dokładnie tym, co sobie zaplanował. Sharp rysuje bardzo szczegółowo, dbając nie tylko o drobiazgi na tym pierwszym, ale i na dalszym planie. Często też modyfikuje swój styl oraz sposób kadrowania, dopasowując je do konkretnej sytuacji. Jego szeroki wachlarz możliwości będzie można docenić zwłaszcza na przykładzie zeszytu siódmego, który otwierać będzie drugi tom serii. Warte podkreślenia w przypadku oprawy graficznej jest również to, iż Liam Sharp odszedł od stosowanej przez swoich poprzedników (artystów pracujących w ostatnich latach nad komiksami o tematyce GL) tendencji, aby rysować w spektakularny sposób konstrukty generowane przez pierścień. Tutaj postawiono na prostotę i klasykę, które dobrze współgrają z resztą bardzo efektownej warstwy wizualnej. Innym atutem jest fakt, że dysponujący z pewnością czasochłonnym stylem rysowania Sharp, potrafił samodzielnie stworzyć plansze do całego pierwszego sezonu (12 numerów), co dzisiaj nie jest przecież tak oczywistą sprawą.


Jeszcze tradycyjnie rzućmy okiem na sekcję z dodatkami. Znajdziemy tam 10 stron z wariantami okładkowymi, a także sześć stron, na których Grant i Liam wypunktowują wszelkie odwołania oraz nawiązania, jakie umieścili w pierwszym zeszycie serii. Nie wszystkie były dla mnie oczywiste, stąd ten krótki przewodnik uważam za bardzo pomocny, pozwalający jeszcze lepiej docenić wkład włożony w powstanie #1.

Morrison i Sharp zdecydowanie stanęli na wysokości powierzonego im zadania. Obaj twórcy świetnie sprawdzają się w kreowaniu na nowo kosmicznego zakątka DC, gdzie mogą swobodnie popuścić wodze fantazji, i gdzie ze względu na brak sztywnych ograniczeń, nawet te najbardziej szalone pomysły zawsze idealnie pasują. Hal Jordan pod skrzydłami Morrisona przestał być nijaki, a jego wiodąca rola w Korpusie wyraźnie podkreślona. Każdy zeszyt/rozdział z jego udziałem potrafi zaskoczyć, serwując czytelnikowi mieszankę ciekawych dialogów, elementów policyjnego śledztwa, widowiskowej i pełnej dynamizmu akcji, a także pewnej dozy humoru oraz umiejętnie trzymających napięcie cliffhangerów. Jedna z najlepszych serii ongoing wydawanych obecnie przez DC, która jest jak najbardziej warta sprawdzenia przez wszystkich tych, którzy lubują się w tego typu pokręconych kosmicznych klimatach. Warto sprawdzić.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów THE GREEN LANTERN #1 - 6.

GALAKTYCZNEGO STRÓŻA PRAWA znajdziecie na Egmont.pl oraz w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz