Jedno i wielokrotności liczb 100 i 25 traktuje się jako liczby jubileuszowe. Piszę o tym ponieważ, niniejszy tekst jest moją równo 25 recenzją jaką napisałem dla DCManiaka. Od czasów kiedy zaczynałem, przeczytałem niemałą stertę komiksów, jednak w dalszym ciągu nie uważam się za znawcę w ich tematyce. Niemniej, coś się tam o nich dowiedziałem. Dowiedziałem się również o tegorocznym komiksie THE ORACLE CODE, o którym będzie reszta tego tekstu.
Autorką scenariusza w recenzowanym materiale jest Marieke Nijkamp. Jest to niderlandzka pisarka, której książki "Zanim odejdę" i "Chłopak, który bał się być sam" ukazały się nawet w Polsce. Nie należało skreślać komiksu na starcie, chociaż można było mieć obawy czy przekwalifikowanie się z literatury na komiks autorki uda się. Mimo wszystko, w zeszłym roku na blogu była recenzja DEAR JUSTICE LEAGUE ze scenariuszem Michaela Northropa, któremu podobna zmiana twórcza jak najbardziej powiodła się.
Nastoletnia hakerka, Barbarda Gordon, siedzi sobie z kolegą Benem na jednym z dachów w Gotham. Kiedy widzi jadący na sygnale radiowóz, zaniepokojona o swojego ojca-policjanta, postanawia iść w stronę zdarzenia. Jej kolega będąc w strachu, nie dołącza do niej. Na miejscu, Barbarę spotyka incydent robiący z niej inwalidę. Dziewczyna trafia do sanatorium. Źle to znosi i jasno daje do zrozumienia, że gdyby mogła, zostałaby w domu z ojcem. Los stawia na jej drodze kilka innych dziewczyn: chodzącą o kulach Yeong, poruszającą się na wózku inwalidzkim Issy oraz również korzystającą z kul i dodatkowo lubiącą opowieści z dreszczykiem, Jene. Po jakimś czasie, Barbara ma okazję wykazać się w śledztwie na terenie sanatorium.
Po przeczytaniu komiksu, niestety nie krzyknąłem z zachwytu. Tomik dało się przeczytać bez większych zgrzytów, ale specjalnie mnie nie porwał. Około 180 stron komiksu jest podzielone na rozdziały, co w perspektywie czasu oceniam pozytywnie. Przy w większości powolnym tempie akcji, całość jest za długa, aby przeczytać ją za jednym razem. Na szczęście jednak, nie ma tutaj namolnych i nie wiadomo jak wielkich zwrotów akcji co kilkadziesiąt stron, jak często w standardowych wydaniach zeszytowych.
Jak można się zorientować jest to historia typu origin odnosząca się do postaci Oracle (Wyroczni). W dodatku to origin autorski, ponieważ nigdzie nie ma tutaj postaci Batgirl, Batmana czy Jokera a sama Barbara nawet nie nosi tutaj charakterystycznych okularów. Mam wrażenie, że zamysłem THE ORACLE CODE, było aby traktować go przynajmniej trochę metaforycznie. Babs (czy bardziej swojsko: Baśka) Gordon ma tutaj laptopa, smartfona i współcześnie wyglądający wózek inwalidzki, a jednocześnie komiks nas informuję, że światowej klasy sanatorium dla niepełnosprawnych, to ośrodek w starym dworku z niedoświetlonymi korytarzami oraz dyrektorem wyglądającym, mówiąc złośliwie jak połączenie Amadeusa Arkhama z Włodzimierzem Leninem.
Rysunki są relatywnie proste, ale konsekwentne i czytelne. Wykorzystana kolorystyka wzmacnia moje poczucie metafory. Zastosowano zabieg, gdzie istotne postacie są pokolorowane w sposób standardowy, a na pozostałych jest naniesiony szary kolor.
Nie mogę powiedzieć, że tomik THE ORACLE CODE, gdzie młoda Barbara Gordon, oswaja się ze swoim inwalidztwem, jest jednoznacznie udany lub też nie. Mnie osobiście umiarkowanie przypadł do gustu, chociaż z drugiej strony przeczytałem komiks na poziomie, jakiego mniej więcej oczekiwałem przed jego rozpoczęciem. Samych komiksowych historii skupiających się na niepełnosprawnych postaciach też nie ma przesadnie dużo, więc jest to pewien wyróżnik. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do tego, że cena okładkowa to prawie siedemnaście dolarów. No cóż. Umacniam się w przekonaniu, że czytanie komiksów to nie jest tanie hobby i to niezależnie od tego czy ma się 25, 50 czy 100 lat.
Kędzior
THE ORACLE CODE do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz