środa, 29 kwietnia 2020

SHADE: THE CHANGING GIRL VOL. 2: LITTLE RUNAWAY

Gdy ogłaszano start linii Young Animal, ujawniono także cztery tytuły, od których inicjatywa ta się rozpocznie. Lokomotywą projektu Gerarda Way’a był oczywiście DOOM PATROL, ja osobiście zdecydowanie najmocniej wyczekiwałem CAVE CARSON HAS A CYBERNETIC EYE, a koniec końców okazało się, że to premierowa odsłona serii SHADE: THE CHANGING GIRL zdecydowanie najmocniej zdobyła moje zimne serce. Dziś wreszcie napiszę Wam kilkanaście zdań o tym, jak moim zdaniem wypadła druga  i zarazem ostatnia część tytułu kierowanego przez Cecil Castelucci i Marley Zarcone.

W pierwszym tomie poznaliśmy Lomę – mieszkankę planety Meta. Gdy wskutek nieprzewidzianych wydarzeń łączy się ona z esencją Shade’a, a następnie przenosi się na Ziemię i przejmuje ciało nastoletniej Megan Boyer, która akurat wówczas umarła… no cóż, można się spodziewać tego, że lekko, łatwo i przyjemnie nie będzie. Loma musi zmierzyć się z ludzkimi zwyczajami których nie rozumie, przerastającymi ją mocami, a także pościgiem, jaki ruszył za nią z Mety. Jaki jest najlepszy sposób na wyjście z kłopotów? Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszcza… o, przepraszam – przemierzyć wzdłuż i wszerz USA. Tylko czy jej wersja ”amerykańskiego snu” nie okaże zgubna dla niej i jej bliskich, zarówno tych z Ziemi jak i z Mety?

Cecil Castelucci to dla mnie jedno z najbardziej pozytywnych odkryć minionych lat. Gdy zapowiadano komiksy z linii Young Animal, była to jedyna scenarzystka, której nie mogłem skojarzyć z totalnie niczego, a bądź co bądź, przyszło jej mierzyć się z dziedzictwem momentami rewelacyjnej serii SHADE: THE CHANGING MAN. Skoro już napisałem, że tytuł skupiający się na Lomie to mój personalny faworyt, to wiecie już dlaczego pani scenarzystka tak podbiła moje serduszko. I w drugim tomie kontynuuje ona dobrą robotę, chociaż znów muszę na parę rzeczy pokręcić lekko nosem. Mam przy tym małe deja vu, bo w poprzednich recenzjach komiksów z Young Animal pojawiał się z mojej strony podobny zarzut. Mianowicie mam wrażenie, że twórcy poszczególnych serii mieli odgórny przykaz, by ich tytuły koniecznie zaliczyły po tuzin numerów i niekoniecznie mieli na tyle dużo dobrych pomysłów, by przestrzeń tę odpowiednio zapełnić. Cacil Castelucci wybrnęła akurat całkiem nieźle, lecz jednak czuć na stronach drugiego tomu SHADE: THE CHANGING GIRL, że miejscami tempo wyraźnie siadło.

Niemniej tytuł ten nieustannie broni się swoją lekkością, a także znakomicie prowadzonymi postaciami. Nie tylko Lona, której odrealnienie i brak rozumienia otaczającego jej świata prowadzony jest przez scenarzystkę brawurowo, ale także równie ciekawy drugi plan. Tutaj moim osobistym faworytem jest nikt inny jak Lepuk, beznadziejnie zakochany w głównej bohaterce, będący w stanie dokonać dla niej największych poświęceń i nie mający żadnego pojęcia, że ona zasadniczo już prawie o nim nie pamięta. Nie pamiętam, bym w ostatnim czasie współczuł jakiejś postaci komiksowej tak mocno, jak temu nieszczęśnikowi.

O ile warstwa scenariuszowa nie porwała mnie może ażtak mocno jak poprzednim razem, tak na graficzne czary, jakie bez większego kłopotu uprawia na łamach SHADE: THE CHANGING GIRL rysowniczka Marley Zarcone, złego słowa nie po prostu napiszę. Zwłaszcza te sceny, w których Loma uaktywnia (oczywiście bardziej lub mniej świadomie) moce Shade’a, to istny popis ogromnej kreatywności i swoistego, twórczego szaleństwa artystki, dzielnie i mocno wspieranej tu przez kolorystkę Marguerite Sauvage. Ogólnie to pozytywne, graficzne szaleństwo jest znakiem rozpoznawczym każdego komiksu z linii Young Animal, lecz uważam, że to na łamach tego cyklu wychodzi to zwyczajnie najlepiej.

Drugi tom SHADE: THE CHANGING GIRL to także wydawniczy standard dla linii Young Animal. Miękka okładka, cena w wysokości siedemnastu dolarów, pewna garść dodatków, lecz oprócz okładek wariantowych są to tylko te rzeczy, które były również dostępne w wydaniach zeszytowych. Niestety, zabrakło tu miejsca na szkice, komentarz odautorski czy cokolwiek, co mogłoby mocniej nacieszyć oko.

Mam wrażenie, że piszę to ostatnio przy każdej recenzji drugich tomów cykli z Young Animal, ale takie są fakty - SHADE: THE CHANGING GIRL vol. 2 nie powaliło mnie tak jak pierwsza odsłona. Wciąż jednak to mój osobisty numer jeden, jeśli chodzi o dotychczasowy, znany mi dorobek imprintu Gerarda Waya. Warto kupić, zwłaszcza gdy raz jeszcze chcielibyście poczuć klimat typowy dla tytułów z klasycznego Vertigo

Krzysztof Tymczyński
    
SHADE: THE CHANGING GIRL VOL. 2: LITTLE RUNAWAY zawiera numery #7-12 niniejszej serii.

SHADE: THE CHANGING GIRL VOL. 2: LITTLE RUNAWAY do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz