czwartek, 4 grudnia 2014

HARLEY QUINN VOL. 1: HOT IN THE CITY

Recenzja pierwszego tomu przygód Harley Quinn, który całkiem niedawno ukazał się w ramach New 52.

Po występach na łamach serii SUICIDE SQUAD oraz udziale w głośnej historii Death of the Family Harley Quinn doczekała się wreszcie i jak najbardziej zasłużenie własnej, solowej serii w ramach New 52. Za projekt odpowiedzialne jest małżeństwo Amanda Conner oraz Jimmy Palmiotti, którzy postawili sobie za cel stworzenie komiksu tryskającego czarnym humorem, obfitującego w zaskakujące zwroty akcji, luźno powiązanego z resztą Universum DC i wymykającego się z ogólnie przyjętych standardów. Tom zatytułowany Hot in The City zbierający w sobie pierwszych dziewięć zeszytów pokazał, że scenarzyści wstrzelili się w gusta czytelników i doskonale czują pisaną przez siebie postać.

Jak wiadomo większość pozycji ukazujących się w ramach New 52 to komiksy, w których doświadczamy klimatów mrocznych, poważnych, ponurych i nie napawających optymizmem. HARLEY QUINN to seria wychodząca naprzeciw oczekiwaniom tej grupy czytelników, którzy stawiają przede wszystkim na dobrą, niczym nieograniczoną rozrywkę i lubią się solidnie pośmiać z żartów oraz perypetii, jakie przytrafiają się bohaterom. Gościowi od Westernów i jego lepszej połowie udało się stworzyć właśnie taki komiks z przymrużeniem oka, coś na bazie marvelowskiego DEADPOOLA, który z miejsca, ku zdziwieniu i niezrozumieniu fanów Batmana czy Ligi Sprawiedliwości zdobył sobie wierną i pokaźną rzeszę fanów.

Scenarzyści już na początku zaskoczyli niekonwencjonalnym rozwiązaniem, gdyż to sama tytułowa bohaterka organizuje casting i wybiera dla siebie regularnego rysownika. Wybór pada na Chada Hardina, który o dziwo staje na wysokości zadania i idealnie odwzorowuje na papierze pomysły twórców serii. Największe brawa należą się ilustratorowi za ukazywanie różnych emocji na twarzy Harley. W kilku miejscach wspomaga Hardina Stephane Roux, który próbuje naśladować regularnego rysownika, ale wychodzi mu to jedynie poprawnie. Przełamywanie czwartej ściany niemal za każdym razem okazuje się skutecznym posunięciem i tak też jest w tym przypadku. Jednocześnie Conner i Palmiotti zdawali sobie świetnie sprawę z tego, że takie rozwiązanie jest jedynie chwilowe i powtarzanie tego pomysłu mogłoby się szybko wszystkim przejeść. Błędu nie popełnili i dalsze odsłony to już zmiana klimatu oraz nakreślenie konkretnego wątku, który może nie jest jakiś porywający, ale pojawiają się momenty wręcz genialne.

Harley nie przypomina w żadnym wypadku postaci znanej z kart wspomnianej wyżej SUICIDE SQUAD. Bohaterka zostaje pokazana z bardziej ludzkiej, codziennej strony i odcina się od wspomnień związanych z ukochanym Mr. J. Cała akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Harley otrzymuje w spadku budynek na Brooklynie, gdzie ma do własnej dyspozycji całe piętro oraz dach. Przeprowadzka do nowego miejsca oznacza nowe znajomości, nowych wrogów oraz przede wszystkim próbę ustatkowania się i znalezienia normalnej pracy. Mamy okazję zobaczyć różne oblicza Harley, która raz stara się grać grzeczną panią doktor psychiatrii, innym razem staje w obronie osieroconych zwierząt, a czasami bierze udział w zawodach na torze dla rolkarzy. Są też tzw. klasyczne momenty, gdy z zimną krwią rozwala komuś głowę swoim młotem, dziurawi kulami ciało przeciwnika, ciska kimś prosto w kręcące się śmigło samolotu, czy też rzuca wygłodniałym zwierzętom na pożarcie. A wszystko z szerokim uśmiechem na ustach. Tak, to są te krwawe momenty, bez których życie Harley byłoby po prostu nudne. Chwilami niektóre takie momenty przywoływały mi przed oczami „zabawy” Ważniaka, ale tego z lat 90-tych. A to jest komplement.

Co do obsady drugoplanowej to mamy tutaj kilka ciekawych postaci, jak pewien nieruchomy i gadający bóbr, który za każdym razem po prostu wymiata, Big (small) Tony, Syborg będący ubogą wariacją na temat znanego wszystkim Cyborga, czy też Poison Ivy, która pomaga rozwikłać przyjaciółce sprawę dotyczącą łowców nagród, którzy czyhają na jej życie. Śledztwo to przynosi nieoczekiwane wyniki.

Odnośnie dodatków opisywany zbiór zawiera 14 stron z wszystkimi wydanymi do tej pory wariantami okładkowymi, a także siedem stron szkiców w wykonaniu, jakżeby inaczej, Chada Hardina.

Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim odpowiada klimat panujący w tej serii i czarny humor zaproponowany przez twórców jest na tyle specyficzny, że nie każdemu akurat podpasuje. DC wydaje aktualnie np. taki JUSTICE LEAGUE 3000, który serwuje inny, być może lepszy dla Was rodzaj humoru. Jeśli zatem nie przemawiają do Was zabawa wymyślona podczas pikniku na dachu, czy też oryginalna terapia zaproponowana przez dr Quinzel rodzinie pewnej staruszki, to macie pecha. Ja należę do tej (sądząc po wynikach sprzedaży chociażby) większości, która czerpie kupę (użyłem tego słowa całkiem nieprzypadkowo) frajdy delektując się lekturą komiksu HOT IN THE CITY i z pewnością sięgnę po kolejny tom. Nie żałuję pieniędzy wydanych na ten komiks i wystawiam mu piątkę w sześciostopniowej skali. Udany początek całej serii. Polecam sprawdzić i przekonać się na własne oczy.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HARLEY QUINN #0 – 8

Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz